Molikowe plotkowanie

To nie „Pan Tadeusz”

Wernisaż wystawy litewskiego artysty Ričardasa Garbačiauskasa, profesora zaprzyjaźnionego z Wydziałem Artystycznym UMCS Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu w Szawlach, który się odbył w Galerii Pod Podłogą zyskał niespodziewaną oprawę. Artysta wraz z swą żoną, aktorką Leną Bocyté (oboje na zdjęciu) realizują na Litwie wspólny projekt „Art sensus”, w którym jego malarstwo uzupełniają recytowane przez aktorkę strofy poezji. I Pod Podłogą w pewnym momencie zabrzmiała poezja. Zaczęto szeptać, że to Mickiewicz, po litewsku Mickievičius, a historyk sztuki dr Jerzy Żywicki, b. prodziekan WA rzekł nawet konfidencjalnie w ucho Waszego sługi: – Panas Tadeuszas! Pani Lena wyjaśniła jednak ciekawskim, że brzmiące śpiewnie jak u Lermontowa strofy pochodziły od Justinasa Marcinkevičiusa, wieszcza nie polskiego, tylko litewskiego i to XX-wiecznego. Ale też aktorka zgodziła się z sugestią, że wyrecytowanie Mickiewicza w Polsce po litewsku i poinformowanie później zaskoczonych gości, że prezentowała poezję autora „Pana Tadeusza”, to doskonały pomysł na jakiś kolejny wernisaż z udziałem jej i jej męża w naszym kraju.

Przygoda sprzed lat

Podczas pobytu w rodzinnym mieście Wojciech Kobrzyński, nowo upieczony prorektor warszawskiej Akademii Teatralnej, dowodzący jej Wydziałem Lalkowym w Białymstoku przypomniał anegdotę sprzed ok. 30 lat, gdy stawiał pierwsze zawodowe kroki na scenie i za parawanem lubelskiego Teatru Lalki i Aktora im. Andersena. Jego kolegą po fachu był wówczas Konrad Szachnowski (na zdjęciu), od wielu lat dyrektor Teatru Miniatura w Gdańsku. Mieszkał on z żoną w osiedlu Piastowskim na ósmym piętrze wieżowca. Państwo Szachnowscy uroczyście ubrani wybrali się swego czasu na popremierówkę czy inny bankiet, a kiedy wrócili do domu, okazało się, że lepsza połowa małżeństwa żadnym sposobem przez wiele minut nie może znaleźć klucza, którym zamknęła drzwi. Wieżowiec był w tym czasie tynkowany, więc otaczały go rusztowania. Zdesperowany artysta mozolnie wspił się po nich, skrajnie zmęcząny, wybrudzony wapnem wszedł do domu przez okno i od wewnątrz otworzył drzwi żonie. Gdy emocje opadły, żona zaczęła się rozbierać i wówczas zza biustonosza wypadł jej… klucz. Możemy sobie tylko wyobrazić, co się wówczas musiało dziać w domowym „zaciszu” Szachnowskich.

Wędrowniczek gzymsowy

Słysząc tę anegdotę, Jacek Ginalski, dyrektor administracyjny UMCS (na zdjęciu) – który na opisywanych już tu urodzinach Izy Tymburskiej w Hadesie wsławi się śmiałą koncepcją, że Tymburscy pochodzą od Burów z RPA, tych od wojny burskiej – przypomniał sobie inną. Był kiedyś na konferencji czy szkoleniu w hotelu w Łodzi. Po zakończeniu uczestnicy oddali się tradycyjnym rozrywkom Polaka na delegacji, tylko jeden kolega uparł się, że wróci do domu nocnym pociągiem. W pewnym momencie opuścił towarzystwo i udał się do hotelowego pokoju po bagaż. Ale okazało się, że w dwuosobowym pokoju zdążył się już zamknąć z panienką czy piękną uczestniczką konferencji kolega współspacz. Dramatyczne pukanie w drzwi nie pomogło. Kolega ani myślał wpuścić go do pokoju. Niewiele myśląc – wyjazd do domu i żony stał wszak pod znakiem zapytania – otworzył okno na korytarzu i po gzymsie dostał się do okna swego pokoju, a że łóżko kochanków stało pod samym oknem, okrakiem przeszedł przez nich. Zabrał swoje rzeczy i zamiast otworzyć drzwi i wyjść mormalną drogą, uległ takiemu atakowi dyskrecji (emocji?), że znowu okrakiem przeszedł nad splecioną w miłosnym uścisku parą i ponownie trafił na gzyms. Ponoć odbył nim drogę powrotną bez szwanku.

Sposób na pijanicę opiłego

Marek Sosenko (na zdjęciu), wspominany w tej plotkarni kolekcjoner z Krakowa przywiózł na nalewkowy turniej w Kazimierzu odpowiednią lekturę, którą raczył zabrane wokół niego towarzystwo. Była to opasła, wydana w… Supraślu w 1758 r. księga z „tayemnicami” niejakiego Alexego Podemontano. Oto rada XVIII-wiecznego znawcy – filozofa „Jako z pijanicy uczynić trzeźwego”. Cytujemy: „Jeśli chcesz wino komu obrzydzić, aby go nigdy nie pijał, włóż w nie trzy albo cztery węgorze, a gdy pozdychają wyjmij je a wino przacedź, dajże je pić pijanicy opiłemu. Od tego czasu mu obmierźnie y będzie mu tak przykre, że go nie będzie chcił pić, chyba że drugich wielkie naleganie przyjmie”. O Boże!

Chłopiec z biustem

Piękną anegdotę opowiedział po premierze „Sędziów” Wyspiańskiego w Teatrze Osterwy jego dyrektor naczelny Krzysztof Torończyk, który jak wiadomo jest też dyrektorem Teatru Narodowego w Warszawie. W Osterwy rolę Joasa, chłopca, który wyznając straszną prawdę o ojcu i bracie z przejęcia umiera kreowała gościnnie Maria Wieczorek. Dyrektor na popremierówce mówił, że obsadzanie w tej roli kobiet ma długą tradycję i sięgnął do niej też Jerzy Grzegorzewski gdy realizował ten dramat w Narodowym, proponując, żeby Joasa zagrała Dorota Segda (na zdjęciu). Po jakimś czasie aktorka przyszła do reżysera tłumaczyć mu, że trudno jej upodobnić się do chłopca, bo ma duży biust. Ten więc jej zaproponował, żeby piersi trochę sobie obandażowała. – Próbowałam, problem nadal jest – odrzekła Segda. Grzegorzewski się zsumitował, ale za chwilę pocieszył aktorkę: – Joas to był taki kruchy, delikatny, subtelny chłopiec, że i piersi mu mogły wyrosnąć!

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: