Molikowe ploty

Francuska wymagalność

Gośćmi Time Shift Fest – Pierwszego Festiwalu Nowej Elektroniki byli w Hadesie francuska piosenkarka Mell (na zdjęciu) z zespołem oraz Dj Bouto & Dj Etienne C., wszyscy z Nancy, partnerskiego miasta Lublina. Udało się nam dotrzeć do listy życzeń jaką artyści z Francji przedstawili organizatorom. Nie wiadomo jak nad Sekwaną, ale u nas nad Wisłą i Bystrzycą mówi się w takich razach, że zaprezentowali dużą wymagalność. Poprosili o dwie garderoby i – oprócz posiłku po – bufet w czasie koncertu dla 8 osób: chleb, sery, mięso i produkty mięsne, owoce, jogurty, delikatesy oraz drinki: 24 małe (50 cl) butelki wody mineralnej bez gazu, 48 (!) piw (lista była dwujęzyczna i w wersji angielskiej sprecyzowano, że chodzi o puszki piwa), soki, owoce i cocę. Jeśli umiemy liczyć, wypada po 6 browarów na twarz, a taką ilość piwa wypijają za jednym posiedzeniem tylko wybitnie uzdolnione jednostki i to przez cały długi wieczór. Była też lista życzeń technicznych, ktorym żeby sprostać, trzba by ściągać sprzęt z całego Lublina, a może i województwa. M. in. Francuzi złożyli zapotrzebowanie na 8 kompresorów do klawiszy. Polscy technicy nazywają je kompresorami dla debili, bo zabezpieczają, żeby muzycy sami się nie nagłośnili. Fot. arch.

Henio nadjeżdża

Kiedy w grudniu gościł w Lublinie dr Henryk Cioczek z Nowego Jorku, pisaliśmy, że gotowa jest już jest filmowa komedia ”Poszukiwany Bobby D.” Williama de Meo i Paula Borghese (obaj na zdjęciu), wyprodukowana przez Stevena Cohena i Gregorego Goldensteina. Pochodzący z naszego miasta lekarz był koproducentem filmu obok innych polskich inwestorów, m.in. Larissy Baldovin, Michała Hochmana i dr Jerzego Wawerskiego. – Premiera ”Poszukiwanego…” w USA odbyła się na początku roku, a Henryk Cioczek już wcześniej – o czym przed Bożym Narodzeniem opowiadał w naszej restauracji Odessa – rozpoczął starania o to, żeby premiera europejska filmu odbyła się w maju w Lublinie. Ponoć ekipa realizatorów na czele z odtwórcą głównej roli Williamem de Meo (”Wannabes”, nagroda dla najlepszego aktora na New Independent Film Festival) podchodziła do tego pomysłu entuzjastycznie i chciała do nas przyjechać. Ponieważ Henio zapowiedział już, że w rodzinnym mieście pojawi się 14 maja, wszyscy znajomi zastanawiają się czy słowa dotrzyma i do premiery dojdzie. On sam wszystko utrzymuje w tajemnicy. Ale są i niedowierzający w taką możliwość, bo wiedzą, że dr Cioczek, zwany też Henio Gooes To Hollywood, już o tamtym filmie zapomniał i myśli o następnym pracując nad scenariuszem dla Jerzego Antczaka, opartym na podstawie dwóch swoich książek. Fot. Larissa Baldovin

Pochwały Grażyny A.

Grażyna Auguścik (na zdjęciu z Paulinho Garcią) jest nie tylko przeświatną wokalistką, która na koncercie w Hadesie zupełnie zniewoliła swym śpiewem lubelską publiczność, ale i okazała się osobą przesympatyczną, świetnie nawiązującą kontakt z odbiorcami i potrafiącą po występie każdemu fanowi poświęcić na rozmowę nawet kilkanaście minut. Tak było z obecnym w klubie prawie na każdym koncercie jazzowym Tadeuszem Sendeckim, który przypomniał się pani Grażynie, że ongiś poznali się w Chicago (przy okazji opowiedział o koncercie w chicagowskiej filharmonii, gdzie 8 marca, w Dzień Kobiet któregoś roku Auguścik została zaproszona – co najlepiej świadczy o jej klasie – jako jedyna biała obok siedmiu czarnych wokalistek). Na hadesowej estradzie Grażyna Auguścik porozumiewała się z towarzyszącym jej na gitarze Brazylijczykiem Paulinho Garcią po angielsku. Po jednej z kwestii rozejrzała się po sali i rzekła: – Ja się tylko cieszę, że wszyscy rozumieją co mówię. Tu opowiedziała jak zupełnie inaczej było 10 lat temu, gdy przyjażdżała do Polski z USA gdzie mieszka i bardzo zgrabnie przeszła do tematu… toalet. Przypamniała jak jeden towarzyszący jej wtedy muzyk amerykański miał potrzebę, ale gdy zobaczył dróżkę do przygranicznej sławojki, poprosił, żeby do niej podjechać pod same drzwi autem, a i tak z niej nie skorzystał ujrzawszy jakie dziury mają sciany kibelka. Ponieważ Grażyna i Paulinho (a także Janusz Muniak – sax) następnego dnia mieli zaplanowany koncert w Kijowie, jakby z pewną obawą wspomniała też ukraińską toaletę sprzed kilku lat: – Wchodzę – opowiadała – a tam tylko dwie dziury w posadzce, duża i mała! Fot. L. Cwalina

Wielki nieobecny

Pisząc w tym miejscu na początku kwietnia o planowanej wystawie odrodzonej Kazimierskiej Konfraterni Sztuki boleśnie ulegliśmy fali plotek. Skutkiem było stwierdzenie, iż pewien lubelski drukarz i wydawca doprowadził do tego, że na ekspozycji nie zaprezentuje swych obrazów Jerzy Gnatowski (na zdjęciu), po śmierci Jana Łazorka prawdziwy symbol sztuki Kazimierza. Jak się można było naocznie przekonać w niedzielę podczas hucznego otwarcia konfratoryjnej wystawy, Gnatowski zaiste okazał się wielkim nieobecnym. Natomiast już nikt nie potrafi dojść, jak tak naprawdę się to stało. Zbigniew Lemiech, ów drukarz i wydawca, ponoć pana Jerzego wręcz namówił do udziału w wydarzeniu. Czynił to też Tadeusz Michalak. Gnatowski posłuchał i postanowił dołączyć do 50 kazimierskich konfratrów zbiorowo pokaujących swe działa. Na przeszkodzie podobno stanął termin druku katalogu. Waldemar Odorowski, komisarz wystawy z Muzeum Nadwiślańskiego, miał stwierdzić, że jest już za późno na dodanie noty o zasłużonym artyście. Inni twierdzą, że czas jeszcze był, a jeszcze inni, że nie można było z tego powodu powiększać katalog o kolejny arkusz, bo zostało by na nim zbyt wiele wolnego miejsca. Jedno jest pewne. Na wystawie KKS prac Jerzego Gnatowskiego nie uświadczysz, a żeby je obejrzeć, trzeba się przespacerować do jego galerii autorskiej przy zupełnie rozkopanej ul. Lubelskiej. Fot.

Dementi reżysera

Robert Skolmowski (na zdjęciu), który w Teatrze Muzycznym za dyrekcji Jacka Bonieckiego świetnie wyreżyserował ”Straszny Dwór” Moniuszki mieszka we Wrocławiu. Najwyraźniej wieści z Lublina docierają tam powoli, bo dopiero niedawno ze zdziwieniem dowiedział się, że znalazł się w gronie kandydatów starających się o oczyszczony przez Urząd Marszałkowski dyrektorski stołek w naszym teatrze. Nazwisko tak świetnego twórcy bez wątpienia podnosi prestiż konkursu, problem w tym, że nie jest to prawda. Skolmowski, który o sposobie odwołania Bonieckiego ma jak najgorsze zdanie, zadzwonił do swego lubelskiego przyjaciela, także reżysera Stefana Szaciłowskiego i poprosił go, żeby ten stanowczo dementował wyssane z palca pogłoski. Ponoć sympatyczny pan Robert szykuje też oficjalne dementi.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: