Momenty prorocze

FELIETON ZADOMOWIONY

Przystępując do ostatniego Zadomowionego w tym 2005 jeszcze roku, zaciekawiło mnie, co też wypisywałem w felietonie pierwszym, rok otwierającym. Okazało się, że coś ok. 6 stycznia popełniłem tekst „Wielkie labowanie”. pochylakąc się nad układem kalendarza i możliwością korzystania z tzw. przedłużonych weekendów czy długich lab przy umiejętnym manipulowaniu urlopami i łączeniu ich z ustawowo wolnymi dniami. Najbardziej tuż po dopiero co zakończonych świętach rozbawił mnie akapit nim właśnie poświęcony.

Brzmiał tak: „Osobiście w nowym kalendarzu zajęłem się najpierw tym, co mi dało w kość niedawno, to jest Bożym Narodzeniem. Nie tak trudno – bez roku przestępnego – było policzyć, że przesunie się tylko o dzień, ale zaglądałem doń z jakąś irracjonalną nadzieją, że ruch będzie bardziej radykalny i dojdzie do tego ideału, gdy wigilia w środę, święta w czwartek i piątek, a potem jeszcze dwa dni odpoczynku od nich. Nic z tych rzeczy! Wigilię będziemy mieli w sobotę, a potem nastanie grudniowa Wielkanoc, czyli święta w niedzielę i poniedziałek, który już śmiało można nazywać lanym św. Szczepanem. Z sylwestrem będzie jeszcze gorzej, bo on ci w sobotę, a Nowy Rok 2006 w niedzielę i zaraz robota. No i gdzie tu czas na regenerację? Przecież w tym roku na łono ludzkości do pozycji wertykalnej powracaliśmy przeważnie dopiero w niedzielę 2 stycznia. Jedyna pociecha grudniowa w tym, że pomiędzy Szczepanem a Sylwestrem można pobrać 4 dni urlopu i rozciagnąć go do dni dziewięciu”.

Prorok jakiś? – zdumiałem się. W drugi dzień świąt AD 2005, czyli trzy dni temu w Teleekspresie zobaczyłem prześmiewczego newsa, że jeden z wydawców kalendarzy wyprodukował taki na 2006, w którym ten drugi dzień zaznaczony jest na czerwono z opisem „Poniedziałek Wielkanocny”! Widać – tu próbuję udowodnić proroctwo – pomysł zrodził się w nim pod wpływem dumania o obecnym lanym Szczepanie. Oprócz tego przesadzałem. Co ja mogłem narzekać rok temu na układ świąt, skoro to tegoroczny dopiero dał nam wszystkim w kość. Tak bardzo, że postanowiłem skorzystać z własnego patentu zawartego w ostatnim zdaniu cytowanego akapitu i wzięłem od poprzedniej środy urlop (umówmy się, że to co właśnie czytacie zostało napisane kiedyś tam pozaurlopowo, np. w czarnej czasowej dziurze), który kończy się jutro w piątek. Nominalnie wyszło urlopowania dni siedem, realnie – labowania aż dwanaście, bo przecie pojutrze sobota, a potem nie tylko niedziela, ale i Nowy Rok, Mieczysława zresztą!

Weryfikacja fragmentu o strasznych skutkach Nowego Roku wypadającego w niedzielę jeszcze przede mną, ale i tak się tych swych zdolności proroczych przestraszyłem, że już zaniechałem sprawdzania jak Wigilia, Boże Narodzenie, sylwester i Nowy Rok wypadają za 12 miesięcy. Oczywiście logicznie i bez zaglądania do kalendarza mogę wyliczyć jak to będzie, ale tę myśl odpycham krzycząc: – Apage, Satanas! Na czas lepszego humoru odkładam też sobie analizę długich weekendów roku 2006, nawet pod biczem ryzyka, że goła o nich prawda resztki tego humoru zabierze mi precz. A w ogóle, to sięgając do pierwszego Zadomowionego ze stycznia miałem zamiar przelecieć przez wybrane felietony z całego roku i sprawdzić, czy któraś ze spraw w nich sygnalizowanych i atakowanych „ostrzem krytyki” (termin postsocjalistyczny) została w jakikolwiek sposó załatwiona. Szybko jednak się zmitygowałe, że takie myślenie to kabotyństwo. Prasa dawno już nic nie załatwia, więc co tu nagle ja mam liczyć na jakiś odgłos. Ale też muszę przyznać, że samopoczucie poprawił mi list otrzymany mailowo dwa dni przed świętami od Pana Roberta Gogłozy (dziękuję za życzenia bożonarodeniowe i przepraszam za upublicznienie Pana tożsamości). Dotyczył opublikowanego tydzień wcześniej felietonu „Zdrowie na budowie” i pozwolę sobie z całą satysfakcją zacytować go niemal w całości:

„Przeczytałem Pański artykuł w czwartkowym Kurierze. Chciałbym odnieść się do dwóch spraw. Po pierwsze Plaza, owszem, brudzi Lipową, ale słyszałem, że jest tam zatrudniona osoba (czy osoby), która myje koła wyjeżdżającym ciężarówkom. Myślę, że da się w to uwierzyć, gdyż wydaje mi się, że gdyby tego nie robiono, Lipowa wyglądałaby teraz jak droga polna. Błoto, owszem, jest, ale nie w takich ilościach, jakich można się spodziewać po liczbie ciężarówek, które od wakacji przejechały ulicą podczas wywózki ziemi z placu budowy. Zaryzykuję stwierdzenie, że więcej błota jest na ul. Gnieźnieńskiej po rozpoczęciu budowy dalszej części ulicy (teraz tego nie widać, dzięki śniegowi, poza tym wysypano kamienie na odcinku przejściowym, więc może wywrotki będą „gubić” błoto wcześniej – na owych kamieniach, a nie dalej na kostce brukowej). Druga sprawa – czytałem kiedyś u konkurencji (chyba w GW), że Straż Miejska ma kompetencje do nakładania mandatów za zabłocanie ulic. Tak więc prawo jest, tylko się go nie egzekwuje. Może Kurier się tym zajmie?”.

Czy nie uważa Pan, że już się – proroczo! – zajął?

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: