Moralitet dziś

Spóźnionemu widzowi może się zdarzyć, że będzie oglądał „Zamianę” nieco od tyłu, zza przyczepy campingowej zamykającej pole akcji wykrojone ze sceny Teatru im. Juliusza Osterwy a flankowanej rzędami krzeseł ustawionych niemal w kulisach. Nie jest to miejsce komfortowe, bywa, że kwestia wypowiadana przez aktora w stronę odsłoniętej, pustej widowni teatru, umyka w przestrzeń i tam – nieuchwytna – zamiera. Za to tuż przed nosem będzie miał tablicę rejestracyjną LLH 9042 i owalną naklejkę PL na szybie przyczepy. Znaczy: wydarzenia sceniczne mogą się dziać tu i teraz, także we współczesnych lubelskich realiach. Znaczy: realizatorzy dramatu napisanego na początku naszego wieku, pragną nam nim powiedzieć coś aktualnego także u schyłku tegoż XX wieku.

Rzeczywiście, historia bezdomnego małżeństwa, które dostaje się pod, zrazu dwuznaczną, a w gruncie rzeczy fałszywą opiekę innej, „bogatszej” pary, może mieć wymiar uniwersalny. Może też diagnozować współczesność polską. Rzecz w tym, że dramat tak rzadko wystawianego dziś Paula Claudela („Zamiana” po wojnie pokazana była po raz pierwszy dopiero w 1977 roku, w Gdańsku, notabene – to jedynie ciekawostka – z udziałem pochodzącego ze Świdnika aktora, Krzysztofa Gordona), operuje językiem jakby nie tylko z innej epoki, ale i z innego świata. Cały wysiłek reżysera, Pawła Wodzińskiego, skupia się na jego, języka, przystosowaniu do percepcji widza bombardowanego zewsząd mediami wizualnymi, przyzwyczajonego do ogłupiającej kalejdeskopotowatości videoclipu a coraz bardziej impregnowanego na treści przenoszone w dialogu, w monologu – w mowie czy w niepośpiesznej, poetyzującej frazie. Posadowienie akcji pomiędzy oddalonymi na wyciągnięcie ręki widzami, chociaż to zaledwie zabieg techniczny, najwyraźniej ma za zadanie uintymnienie kontaktu, ułatwienie wsłuchiwania się w to, co w duszach bohaterów gra. Jeśli widz zacznie się identyfikować z protagonistami „Zamiany” – zadanie zostało spełnione.

Nowocześnie, nawet „przeciw” Claudelowi, nakazuje też reżyser grać aktorom. Tylko w początkowych sekwencjach czuć w kreacjach Marty (Jolanta Rychłowska) i Ludwika (Andrzej Golejewski) anachronizm wypowiadanych kwestii, szeleszczenie pożółkłych kartek, z których je zaczerpnięto. Zapewne to także zasługa skrótow poczynionych przez inscenizatora w tekście, bo z czasem język wypowiedzi ujędrnia się, staje się adekwatny do „hic et nunc”. Jednak największa w tym zasługa samych aktorów. Rychłowska, Golejewski a za chwilę Teresa Filarska (Lechy) i – trochę mniej – Krzysztof Malinowski (Tomasz), jawić się zaczynają niczym neurasteniczne osobowości jakich setki wyrzucają tryby chorych czasów. Zwichnięte jednostki z piekła jakie sobie sami gotujemy próbując ingerować w cudze „ja”, zawłaszczając je dla swego egoizmu, zabierając im wolność na zasadzie praw ustanowionych przez siebie i przez wszechobecną władzę pieniądza.

Robi się nader interesująco. Oto mistyk i idealista z innej – co tu gadać – epoki, zapoznany Claudel, dzięki wysiłkowi realizatorów staje się bliższy nam niż niejeden autor rozliczający rzeczywistość z dzisiejszej perspektywy. Jesteśmy w stanie przełknąć przesłanie moralitetu a końcowa, nachodząca go poniewczasie, refleksja szalbiercy Tomasza, który mówi: „Sądzę, że życie każdego z nas ma wartość dla innych” – stać się memento nie do pogardzenia.

Po bardzo dobrej „Końcówce” Becketta, ciekawej „Antygonie w Nowym Jorku” Głowackiego, spektaklach granych wśród publiczności posadowionej na scenie, z pozytywnymi odczuciami opuszczamy w podobny sposób wystawioną „Zamianę”. Stanowczo Teatr Osterwy powinien cząściej korzystać z tak rozwiązanej przestrzeni.

Andrzej Molik

Paul Claudel, Zamiana. Opracowanie tekstu, reżyseria i scenografia – Paweł Wodziński. Premiera w Teatrze im. J. Osterwy 22 lutego 1997 roku.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: