Nagości wiecznie młoda

Tytuł oryginalny: I nagość zatriumfowała!

Krzysztof Babicki deklaruje, że kocha Gombrowicza jak Wyspiańskiego, którego prawie w całości zna na pamięć, ale ich dramaty odważył się zrealizować dopiero po ponad dwóch dekadach reżyserskich doświadczeń. Do autora „Ferdydurke” debiutancko podszedł dopiero w maju AD 2003 i trzecią rocznicę artystycznego dyrektorowania w lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy uczcił wystawieniem jego „Operetki”. Inicjację rozpoczęła niemal poetycka refleksja. – Gombrowicz, to jest rozszalałe morze, a teatr powinien zagrać pianę, która się nad nim unosi – stwierdził reżyser na pierwszej czytanej próbie.

Piana nie siada

Jako rzekł, tak zrobił. Szaleństwo jeszcze bardziej zabełtał. Użył do tego odważnych środków teatralnych do cna – co niektórzy uznają a przesadę – wykorzystując ich możliwości. Feeria stu porywających pomysłowością kostiumów Barbary Wołosiuk, w tym taki drobiazg jak odsłaniana dziura na pupie księżej gospodyni Wlentynowej (perełkowy epizod Jadwigi Jarmuł). Muzyka Marka Kuczyńskiego, nigdy w takiej dawce blisko 30 fragmentów w „Operetce” nie zastosowana, która wcale nie trzyma się klasyki, chociaż quasioffenbachowskie nuty pobrzmiewają tu w kankanie na balu. Choreografia Jacka Tomasika dopełniająca muzyczne tworzywo i tańcami i miniaturami aktorskimi. Na scenie samochód (paskudnie niehanuszewiczowsko elektryczny) przeobrażający się w sofę, a jak trzeba i w karawan. Ruch. Zgiełk. Obłęd. Robi przy tym Babicki wszystko, żeby nie zatracony został w Osterwie podstawowy nośnik ideowy „Operetki”, antynomia stroju i nagości. Żeby najważniejsze stało się odnowienie formy, którym jest według mistrza Witolda Gombrowicza spontaniczna młoda nagość. Jej apoteoza w postaci gołej Albertynki, powabnie, ale i uroczo naiwnie zarysowanej w kreacji Moniki Domejko pozostanie tą mocną sceną przedstawienia, którą długo będzie się nosić pod powiekami i to wcale nie z powodu erotycznych marzeń odbiorcy, bo to by było sztuki klęską. Słowem, mucha – pardon! – piana nie siada.

Reprezentant Fior

„Wciąż nie pojmuję/ Nie, nie pojmuję/ Skąd ona w trumnie tej?”, śpiewa w finale na widok nagiej niewinności Fior w sugestywnej kreacji Jacka Króla, nie tak dawnego Gustawa-Konrada. Mistrz męsko-damskich mód, wiadomo, że alter ego twórcy „Operetki”, będzie też w lubelskiej realizacji naszym reprezentantem, naszymi oczami w tym targowisku próżności. I frasując się, tracąc pewność, ponosząc klęskę jako kreaotor, pozostanie sobą i pojmie dużo więcej niż ktokolwiek inny z jego uczestników.

A targowisko jest bardzo współczesne. Rzut oka na toalety na widowni dowiedzie, że i samemu Fiorowi i Barbarze Wołosiuk mogłoby zabraknąć inwencji na to, żeby zadowolić poniektóre damy zasiadające po tej stronie rampy, która odbijała się w lustrze sprytnie i nie bez dozy ironii odsłanianym na scenie przez scenografa Pawła Dobrzyckiego. Raz jeszcze się okazało, iż geniusz Gombrowicza sprawia, że jego ostatnia sztuka o tragifarsowym wydźwięku w każdym czasie zabrzmi jak najbardziej aktualnie.

Lustro drugie

Ten świat dookolny nie mógł się nie odbijać w drugim lustrze, w spektaklu z trzeciego roku nowego tysiąclecia. Już nie jawią się w nim tylko stare lęki wieku XX. Hitlerowca zastąpi jego neonazistowski następca, bo takim jest Hrabia Hufnagiel nakreślony – aż do momentu ekspiacji przy trumnie – grubą kreską przez Pawła Sanakiewicza. Arystokracja z parą książecą pysznie interpretowaną przez Henryka Sobiecharta, a szczególnie przez Jolantę Rychłowską, która potrafiła nawet dobarwić ją odpryskami z pop-kultury (jakaś nuta z Marilyn Monroe!), to trampolina do naszych nowobogackich. Tacy sami są ich syn, Hrabia Szarm, i Baron Firulet, a wcielający się w te role Witold Kopeć i Szymon Sędrowski świetnie konkurują o uznanie stosując całą gamę komicznych gier. Grupa lokajska jest też bardzo dzisiejsza i gdy dojdzie do rewolucji, wcale nie zdziwimy się, że przeciwne strony tak się wymieszają, bo wszak obecnie i terrorysta i antyterrorysta noszą te same uniformy.

My i Europa

Upadek ancien regime’u, galopada totalitaryzmu, porywy demokratyzacji, dziejowy tygiel pod ręką Babickiego i jego współprcowników osiągają przy tym wszystkim stan przewrotnej wieloznaczności. Czyż złote pałacowe latarnie – zastanawia się widz – nie przypominają gwiazd z pewnej tak dziś popularnej flagi? Czyż Paweł Dobrzycki, także mistrz nad mistrze oświetlenia, nie przydał wnętrzu barwy znanej z tegoż sztandaru? Czy bełkot postaci z grupu pańskiej nie kojarzy się ze słowotokiem ich politycznych – pro i anty – odpowiedników? I czyż triumf nagości jako symbolu spontaniczności i prawdziwego humanitaryzmu nie jest jakąś podpowiedzią dla naszych wyborów?. Rozstrzygnięcia nie padają. Każdy odbiorca na wątpliwości musi odpowiedzieć sobie sam. I to też sukces lubelskiej „Operetki”. I rzecz jasna triumf nagości.

„Operetka” Witolda Gombrowicza. Reż. Krzysztof Babicki. Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie.

Nagości wiecznie młoda – Przekrój 08.06.2003


Dopisek do redaktora prowadzącego:

Panie Tadeuszu!

Przesadziłem z ilością, ale jak poprzednio daje Panu pole do manewrów i buszowania z kreślącym ołówkiem czy innym przyrządem. Dziękuję. A premiera w Teatre Muzycznym jest jedynie ciekawa ze wzglęu na to, że powstała wyłącznie lubelskiemi siłami, a libretto i muzykę stworzyli aryści tegoż teatru. „Metrem” te „Różowe okulary” nigdy nie będą. Jeśli Pan chce, mogę dla odmiany przypałować, tylko czy warto? Pozdrawiam.

A.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: