Najpiękniejsze budowle

FELIETON ZADOMOWIONY

W radiowej Trójce bawiono się przedwczoraj rano w typowanie przez słuchaczy najpiękniejszych czy może raczej najoryginalniejszych budowli jakie kiedykolwiek widzieli. Pomyślałem sobie, że to dobry temat na kanikułę, kiedy ruszamy w dalekie często podróże i odkrywamy świat inny od naszego, chociaż intencja trójkowej zabawa nie była do końca klarowna i nie wiadomo było, czy chodzi o doraźnie stworzone dziwolągi czy też o porażające cuda architektury. Ludzie więc bzdurzyli o gdzieś tam widzianej „wspaniałej” konstrukcji z zapałek i o 1,5-metrowej wysokości zamku zbudowanym wyłącznie z puszek po piwie. Zaproszony do stałego programu o 9.30 gazetowy dziennikarz komentujący ostatnie wydarzenia ekonomiczne musiał – czekając w studiu – to słyszeć, bo gdy prowadzący poranną audycję zapytał go na zakończenie, jaką piękną budowlę ostatnio widział, odpalił, że imponujący zamek z piasku na plaży.

Gdyby więc i mnie niezbyt precyzyjne zpytano o takie cudo, może opowiedziałbym o odwiedzanym juz dwukrotnie Parque Tematico del Mudejar de Castilla y Leon w leżącym w tej hiszpańskiej prowincji Olmedo. W parku wybudowano miniatury znajdujących się na kastylijskiej ziemi kościołów, kaplic i zamków w mało nam, zamieszkałym w środku Europy, znanym stylu mudajar – z Segowii, Leon, Awilii, samego Olmedo… Mudajar to styl wielce ciekawy, nawet nie uwzględniany w naszych podręcznikach historii sztuki. Rozwijał się na Półwyspie Iberyjskim od czasów rekonkwisty w XI w. aż do przełomu XVI i XVII w., łącząc kulturę chrześcijańską z muzułmańską i obejmując elementy sztuki islamu, gotyku i renesansu, a szczytowym osiągnięciem wydaje się (może dlatego, że go znamy) Alkazar w Sewilli. Najstarsze, pokazywane w replikach w Olmedo budowle mają chrakterystyczne, przypominające tort mury z przekładanką cienkich czerwonych cegieł i białej zaprawy. To nawet przyjemne spacerować wśród zebranych w pigułkę wielu „zabytków”, mijać obowiązkowaą w takich parkach poświstujacą kolejkę i „wspiąć” się na kilkumetrowe mury repliki castillo de la Mota z Medina del Campo, ale to wciąż wyłącznie ciekowostka. I takie są wszystkie parki miniatur (walczymy uparcie o taki w Lublinie). Rok temu na Ziemi Świętej przechadzałem się po różnych regionach Mini Izraela i patrzyłem na to, czego nie było w programie objazdu wstrząsanego dziś znowu wojną kraju. Najdziwniejsze, że ani przewodnik, ani nasza urodzona w Polsce pilotka nie potrafili w „Jerozolimie” odszukać tak ważnej dla katolików bazyliki Krzyża Świętego.

Kiedyś wielkim moim marzeniem było, żeby zobaczyć zamki szalonego Ludwika II Bawarskiego, na czele z bajkowym Neunschwanstein, z którego rysunkowe wzory do swych filmów czerpał Walt Disnay, i które powielono w licznych Disnaylandach. Ale może dlatego mi przeszło. Najpiękniejsze zaczęły mi się jawić inne budowle. Bliski jest mi zatem ten słuchacz z Trójki, który zameldował, że takie właśnie jest Tadż Mahal. – Można stać cały dzień i patrzeć! – powiedział skromnie. Nie byłem niestety w Indiach, ale udało mi się 10 lat temu pojechać szlakiem gotyckich katedr od Kolonii, przez paryską Notre Dame, Saint Chapelle obok, Chartres, po mediolańską Il Duomo i uważam tę podróż za jedną z najfantastyczniejszych w życiu. Potem w kolejnych dodawałem sobie skończenie szczęśliwy następne katedry, dziś belgijskie w Gandawie, Antwerpii i Leuven, francuskie w Amiens i Reims, hiszpańską w Burgos. W Hiszpanii – do czasu kompletnie mi nie znanej w swej odrębności architektonicznej – zrodziła się też inna obok mudajar miłość – do bardzo lokalnych (wyeksportowanych co najwyżej z Kolumbem do Ameryki) stylów izabeliańskiego i plateresco. Przed reprezentującym ten pierwszy frontonem iglesia de San Pablo w Valladolid, stolicy wspomnianej prowincji Kastylia i Leon zjawiam się co roku od 13 lat i -jak ten turysta z Tadż Mahal – mogę stać i patrzeć przez kilka godzin, podobnie jak na sąsiednie cudowne wejści do Colegio San Gregorio. To są jakby drugie retabolo, ołtarze kościoła, tylko wyprowadzone na zewnątrz. W Świętym Pawle flankoweane dwoma gołymi wieżami, kontrastujące z nimi bogactwem formy rzeźby jak w ikonostasie układają się w pięć rzędów, potem jest rozeta, a na dole wspiera je rozległy portal w kształcie tzw. oślego grzbietu. Żeby przeżyć ten widok raz jeszcze, będę gnał w październiku do Valladolid na skrzydłach! I wy spróbujcie któryś z tych cudów zobaczyć w te wakacja, a nigdy tego nie pożałujecie!

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / / /

Rok: