Nasz Celnik Rousseau

Wystawa prac Bazylego Albiczuka w Krajowym Domu Twórczości Ludowej

Tytułowe określenie nie jest wielce oryginalne. Już w 1976 roku dziennikarka „Perspektyw” pisząc o malarstwie Bazylego Albiczuka nazwała go „Polskim Celnikiem Rousseau”. Ale ja o tym nie wiedziałem. Dopiero przeglądając katalogi wystaw z Białej Podlaskiej, natknęłem się w bibliografi na ten tytuł. Niezamierzone powtórzenie świadczy tylko o tym, że twórczość artysty z Podlasia budzi jednoznaczne skojarzenia.

Wystarczy spojrzeć na znany obraz paryskiego celnika Puszcza z zachodzącym słońcem i zestawić go z reprodukowanym tu Czerwcowym wschodem słońca Albiczuka, by bez trudu odkryć – zapewnie zupełnie przypadkowe – powinowactwo prac Francuza i urodzonego wtedy (1909), gdy tamten był u szczytu popularności, malarza naiwnego z Dąbrowicy Małej w gminie Piszczac. Taka sama dbałość o drobiazgi decydujące o wyrazie całości. Tak samo wycyzelowany każdy listek roślin wypełniających (tak samo) po brzegi płótno. Tak samo dyskretnie dominujące słońce. Taka sama, wreszcie, baśniowa atmosfera obrazów, chociaż – i tu zaczynają się różnice decydujące o tym, że nikt nie powie o plagiacie – Rousseau budował ją z fantazji a Albiczuk czerpał z bardzo realnego otoczenia.

Padł tu termin „malarz naiwny”, którym obdarzano także słynnego (a może raczej: swego czasu modnego) Celnika. Zamiennie mówi się też o malarstwie prymitywnym, czy – dużo szerzej – nieprofesjonalnym. Sam, zmarły w ubiegłym roku artysta, zżymał się wielce na takie zaszeregowania. Kiedy 1974 roku jego prace trafiły na wystawę plastyki amatorskiej krajów socjalistycznych w Budapeszcie, wyraził pogląd, że nie powinny się tam w ogóle znależć, ponieważ był to – jak pisze w jednym z bialskopodlaskich katalogów Celestyn Wrębiak – całkowicie inny rodzaj malarstwa. „Wszystko rażące dla mnie, ja uciekam od tego” – powiedział pan Bazyli. Kiedyś indziej powiedział i to: „Dziwię się. Dokąd będziecie mnie włączać do obcego mi Świata Sztuki jaki jest prymitywizm naiwizm… od którego uciekam jak najdalej swoimi obrazami”.

Niezadowolenie artysty – śmiem podejrzewać – mogło wynikać z przekonania, że prymitywistów nie zawsze uważa się za malarzy skończonych, za artystów godnych tego miana. Przecież Nikifor (bardzo odległy obrazowaniem od Albiczuka) za życia nie zaznał całkowitej akceptacji odbiorców. Przecież Ociepkę (bardzo z kolei bliskiego tematyką i sposobem malowania i jemu i Henri’emu Rousseau) uważano za hobbystę, który barwnym malarstwem kompensuje sobie ponurą szarośc Śląska i ciemności kopalni, w której bodaj pracował. Tymczasem malowanie dla Bazylego Albiczuka nie było żadnym remedium, było sposobem życia. Przecież ten człowiek – z trudem, bo z trudem – żył z malarstwa i prawie niczym innym w życiu sie nie zajmował. Znajdźcie mi takiego artystę ludowego – bo przez zinstytucjonalizowaną sztukę ludową został w sumie zaanektowany – który nie musi siać i orać i do obory zaglądać. Nawet ogród pielęgnował po to, żeby go malować, póki temat nie znudził mu się całkowicie. Albiczuk uważał się za artystę i artystą był. Jak to się mówi – pełną gębą, w skończenie profesjonalny sposób.

Jeśli dziś, trochę wbrew jemu, przyrównuję go do Celnika Rousseau, to chociaż nie może się już bronić, broni go jego sztuka. A właściwie wcale nie musi bronić, bo stawianie obu artystów obok siebie nie będzie żadną obrazą dla żadnego z nich. Będzie natomiast jakąś, jednak, nobilitacją malarstwa Albiczuka, wciąż mało znanego poza kręgami fachowców. Ta nieznajomość wynika i z tego, że ogromna część spuścizny malarza z Dąbrowicy Małej została rozproszona. Dużo obrazów znalazło się w słynnej kolekcji Ludwiga Zimmerera, spora ilość wywędrowała poprzez DESĘ za granicę, część jest u prywatnych, bywa, że nieznanych kolekcjonerów.

Szczęściem wiele prac trafiło, szczególnie po śmierci artysty, do Muzeum Okręgowego w Białej Podlaskiej. Zadbał o to wieloletni znajomy, a może nawet przyjaciel artysty, Celestyn Wrębiak. To dzięki tej placówce, a także dzięki pomocy Muzeum Lubelskiego, które posiada kilka prac zapoznanego artysty, dojdzie do wystawy, która jutro, w piątek, 6 września o godz.12 zostanie w Krajowym Domu Twórczości Ludowej przy ul.Grodzkiej 14. Na ekspozycji p.t. Bazyli Albiczuk 1909-1995 oprócz malastwa, akwarel, rysunków i makatek, obejrzeć będzie można także korespondencje, dyplomy, poezje, zdjęcia, wydawnictwa, prasę i pamiątki po artyści. Idźcie Państwo na tą wystawę, jestem przekonany, że stanie się wielkim wydarzeniem właśnie rozpoczętego sezonu artystycznego w Lublinie.

Czerwcowy wschód słońca, olej na płótnie z 1984 roku. Reprodukcja obrazu z katalogu autorstwa Celestyna Wrębiaka Malarstwo Bazylego Albiczuka. Biała Podlaska 1994.

Kategorie:

Tagi:

Rok: