Obcy Obocznego
Niedzielny sukces neTTheatre – czytaj na blogu poniżej – uświadomił mi, że jeszcze się nie porachowałem z najnowszym, pokazywanym tydzień temu, spektaklem Teatru Bocznego, który, przez raptem 1,5 roku istnienia, działał już w ramach zaprzepadłej kompletnie Pracowni Off, efemerydy o żywocie ćmy, działającej w strukturach Centrum Kultury, a potem w jakiś inny sposób CK podlegał. Obecnie firmuje go Scena Teatralna ACK . Wszystkim śledzących skrótowce oraz osobom zupełnie niezorientowanych, należy się stosowne wyjaśnienie. W przypadku ACK chodzi o Akademickie Centrum Kultury UMCS Chatka Żaka, po 40 latach żywota, znak firmowy – tenże uniwersytet ma tu coś na sumieniu – wciąż mało w tej zbitce rozpoznawalny.
Skojarzeniowa ścieżka piszącego te słowa, biegła dwoma tropami. Po pierwsze, prowadziła do konstatacji, iż przedstawienie Bocznego pt. Obcy,w reżyserii Karola Rębisza i Macieja Połynko wydaje się być nieodrodnym dziecięciem metody stosowanej w netTTheatre przez właśnie nagrodzonego w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier za Turandot Pawła Passiniego. Po drugie, laur dla tego ostatniego chyba przełamuje wreszcie zadziwiającą sytuację w teatralnym środowisku Lublina. Jak pisałem ponad pół roku temu na tym blogu (to dokuczliwe, ale można się cofnąć do tamtego wpisu pt. Nie taki znowu Boczny i sprawdzić), monodram M młodziutkiego Teatru Bocznego był pomiędzy marcami 2009 i 2010 najbardziej nagradzanym spektaklem lubelskim obok Ostatniego takiego ojca InVitro.
Nie będę przedstawienia inspirowanego opowiadaniem Kafki Przemiana rozbierał na czynniki pierwsze. Niechaj próba oceny (czy też – walcie mnie, kochani twórcy, śmiało między oczy – rejterady od niej) się zawrze w swobodnym strumieniu, przede wszystkim pytań, ale i uwag, impresji, zastanowień:
- Czy już zupełnie upadła w tych strasznych czasach wielka kultura literackich asocjacji? Przez ponad połowę XX wieku (a może i trochę obecnego) tytuł Obcy kojarzył się z jednym nazwiskiem: Albert Camus. Wprawdzie w tym przypadku chodzi o adaptację prozy innej potęgi literackiej tamtego stulecia, Franza Kafki, ale nawet bez filologicznego przygotowania można rzecz – w jedną czy w druga stronę – sprowadzić ad absurdum. Przydać opowieści o złamanej nodze tytuł Upadek, lub innej, np. o paleniu maryśki (dziś, korzystaniu z dopalaczy) – Dżuma. Albo też legendy o ruinach nad Kazimierzem Dolnym zatytułować Zamek, a dramatyczne sprawozdanie o rozkładzie „surowców wtórnych” na tamtejszym śmietnisku – Proces.
- Teraz teatralnie,. A propos Passiniego. Czy już nie może istnieć dzisiaj teatr nie epatujący widza multimedialnymi wynalazkami? Oglądanie pięknej Pauliny Połowniak na ekranie posiekanym strukturalnie wiszącymi na nim koszulami, bywa – osobliwie jak się Palinkę zna – bolesne.
- Poza tym, Panowie Reżyserzy! Trzymanie tej świadomej już w pełni swej funkcji operującej wyważonymi, przemyślanymi środkami ekspresji aktorki wyłącznie pod okiem kamery, bez nawet jednego wyjścia twarzą w twarz przed widownię, jest niesprawiedliwością i nieszczęściem. Nawet jeśli ona, krygując się, mówi, że tego nie lubi. Ale taka jest jej – za przepraszeniem – zafajdana rola w roli tak znaczącej dla tego dramatu Grety.
- Lubi natomiast, i to widać i czuć, stanąć tête-à-tête z odbiorcami wcielający się w rolę jej brata, Gregora, Sławomir Niemiec. On, który musi być na scenie sam, grać chwilami półnago, radzi sobie z kreacją nieszczęsnego człowieka w sposób prawdziwie dojrzały.
- Ale i śmiesznostka. W tym tak rozhuśtanym medialnie (tu: wizualnie) spektaklu Sławka w pierwszej półnagiej sekwencji tak fatalnie doświetlono, że wyglądał z boku, przynajmniej z mojej perspektywy ze skraju widowni, jakby miał gołe piersi rozbujałej fizycznie nastolatki – hermafrodyty?, transseksualisty? Może – myślimy – to jakaś aluzja na Rodzińskim styku G+G? Jakiś znak dla tropiących kody przedstawienia o smutno przewrotnej manipulacji?
- Genialny pomysł realizacyjny o wielkiej dla tego Obcego nośności. Gregor Samsy – Sławek zdziera z ekranu zawieszone tam koszule, przez których biel przedzierały się rzucane tam obrazy filmowe, jego, Gregora (czarno białe, to też znaczące) i Pauliny, Grety (barwne – subtelnie wyższy stopień manipulacji) . Nakłada je kolejno, w nerwowym rozedrganiu, na siebie. Przywdziewa tyle masek, że ilości ich już nie jest w stanie unieść. Kulminacyjna scena.
- I Dobry Kawałek . Skrome, wciąż w poszukiwaniu swej tożsamości ciche zapewnienie, że w tym Teatrze tkwi potencja. Wcale nie Oboczna.
To tyle. Chcieliście, Karolu, Maćku, Paulino, Sławku, no to macie.
Wasz wciąż przyjaciel
Molo
Kategorie: Moliqultura Osobista / Recenzje
Rok: 2010