Od sacrum do profanum

Dwa wydarzenia zdominowały miniony weekend w Kazimierzu. Goście i mieszkańcy miasteczka nad Wisłą mogli wybierać pomiedzy doznaniami z okolic sacrum a tymi, które definiuje – chociaż nie do końca szczęśliwie – słowo profanum.

Najpierw w kazimierskiej farze zabrzmiał „Tryptyk Rzymski” Jana Pawła II w tyleż dobitnej, co wyważonej interpretacji Krzysztofa Kolbergera. Papieskie słowa, chociażby „Medytacje nad Ksiega Rodzaju na progu Kaplicy Sykstyńskiej” zapewne by nie brzmiały w przestrzeniach zabytkowych wnętrz świątyni tak dobitnie, gdyby nie muzyczne ich wyakcentowanie. Uczynili to wspaniale grający na fletni Pana Georgij Agratina i zasiadający za najstrszymi (1601 r!) organami w Polsce Robert Grudzień, obaj tak dobrze znani z festiwalu organowego na Czubach. Po koncercie kazimierskim będą zapewne stałymi gośćmi także Letnich Wieczorów Muzycznych w tamtejszej farze.

Następnym wydarzeniem stał się wernisaż wystawy „De fragmentis feminarum” Franciszka Starowieyskiego w Galerii Brama Ryszarda Zdonka, szefa tak aktywnego artystycznie tego lata Domu Architekta SARP. Ekspozycje Starowieyskiego w ostatnim dniu sierpnia każdego roku to już kazimierska, bardzo sumpatycznie wspominana tradycja. Ale w tym roku mogła ona nie być kontynuowana, bo artystę złożyła na długie 7 miesiecy choroba. Na szczęście zdążył po wyjściu ze szpitala udać się do swej pracowni na zamku w Reszlu pod Olsztynem i stworzyć nowe dzieła. Pokazane 19 prac dowodzi, ze zachował świetną formę. Określenie profanum wobec nich, trzeba tu traktować dosyć umownie, chociaż sam, zawsze tryskający świetnym humorem artysta stanął po jego stronie, gdy wyliczył, że na wystawie znalazło się „40 cycków i dwa ku…”, pardon, meskie przyrodzenia, a więc erotyka tu aż buzuje. Franciszek dowcip, sarkazm, dystans wobec rzeczywistosci zawiera jednak nie tylko w słowie, ale przede wszystkim w swym malowaniu-rysowaniu. Toteż nie sposób się nie uśmiechnąć przed „I sekretarzem KC PZPR z małżonką”, gdzie on, to potężny grzyb, a ona dopiero grzybieje, zyskujac odpowiedni kapelusz, przed rubensowskimi ciałami dwóch sprowadzonych do korpusów dam z pracy „Krowa krowie szarga zdrowie” czy przed obrazkiem „W lustrze”, dokładnie zaprzeczającym przeżyciom Narcyza. Ale i nie sposób nie popaść w zdumę przed „Spotkaniem czegoś z niczym” (nagiej damy z białą, człekoksztełtną plamą) czy przyglądając się kim-czym jest tytułowa jutrzenka z „Witaj jutrzenko swobody”. Traumatyczne przeżycia musiały odcisnąć piętno na od zawsze witalnym, rozpieranym energią Franciszku Starowieyskim. Ale szczęśliwie nie tylko je przechowa sztuka tego wybitnego artysty.

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: