Odważny Wicek

PO PREMIERZE W TEATRZE ANDERSENA

Zaprezentowany wczoraj premierowo w Teatrze im. H. Ch. Andersena „Wicek Warszawiak” Jana Wilkowskiego imponuje rozmachem użytych inscenizacyjnych środków. Reżyser Włodzimierz Fełenczak stworzył odnoszace się do historii multimedialne – co nie znaczy, że nie poważne! – widowisko, mieniące się ich różnorodnością.

Lasery wyświetlają dokumentalne wojenne fotografie na ekran przed widzami i na boczne ściany znamionowane datami historycznych powstańczych zrywów i polskich wojen. W ważnych momentach akcji fotosy „ożywają” zamieniając się w film, np. z ruszającymi do boju młodziutkimi obrońcami Warszawy. Główna konstrukcja pełnej inwencji scenografii Andrzeja Czyczyło momentalnie zmienia się z warszawskiej kamienicy w rampę dla hitlerowskich żołnierzy, ruiny albo balkon, z którego śpiewa Dziewczyna czy przemawia Św. Wincenty, a ekran staje się przesuwanymi z łomotem drzwiami, przez które w promieniach lasera pojawiają się bohaterowie sztuki. Jednocześnie jej przezroczystość odsłania się cały teatralny warsztat z krzątającymi się na zapleczu aktorami i obsługą techniczną, co sprawia, że publiczność widzi całą umowność sytuacji, bo wciąż przypomina się jej, że to „tylko” – czy aż – teatr. Akcja toczy się na dużym podeście – wybiegu przed sceną, gdzie aktorzy grają w żywym planie, a także w maskach (doprawdy straszne dwie Śmierci, także Diabeł Kusy i Boruta), a także animując marionetki dwóch głównych bohaterów, odważnego gazeciarza Wicka (bardzo dobry debiut na naszej scenie Konrada Biela) i jego przyjaciela Wróbla (niezawodny Bogusław Byrski, także Boruta, Aniołek i Rycerz). Wreszcie na żywo, akompaniując śpiewającym jak zwykle b. dobrze aktorom, grają na żywo skrzypek i akordeonista, ale funkcjonuje także odrębne tło muzyczne z offu.

To wszystko musi robić ogromne wrażenie na młodych widzach, jednak nie do końca wiadomo czy przyswajają oni zawarty w przedstawieniu przekaz o legendarnym już dziś fragmencie polskiej historii jakim jest Powstanie Warszawskie, ten heroiczny zryw ludności stolicy przeciw niemieckiemu najeźdźcy. Starsi widzowie będą to odbierać bardzo emocjonalnie, wzruszać się, gdy usłyszą „Dnia 1 września, roku pamiętnego…”, „Siekiera, motyka”, chwytającą za gardło „Warszawo, ty moja Warszawo” czy innymi zakazanymi piosenkami, ale dzieci trzeba wręcz przygotować, żeby pojmowały o co w tym przypadku chodzi. Bez wątpienia dobrze przyjmą one bajkowe elementy tej legendy o Warszawie i jej obrońcach, o zastępach wojsk uśpionych po Babią Górą i Rycerzu, ktory nakazuje Wickowi szukać słowo, które je obudzi i pchnie do ratowania ukochanej stolicy. Ale czy pojmą scenę wyjścia ludności ze zrujnowanej Warszawy do Pruszkowa i dalej do obozów? Czy będzie dla nich czytelna scena w kanałach i inne skrótowo zaznaczone historyczne sekwencje?

Wystawienie „Wicka Warszawiaka” to niezwykle odważna decyzja Włodzimierza Fełenczaka. Spłacił on nim dług wobec swego mistrza Jana Wilkowskiego, a przede wszystkim wobec Waraszawy i jej legendy, powstańców 1944 roku. Stworzył spektakl sugestywny, robiący ogromne wrażenie i tylko należy życzyć jemu i zespołowi Andersena, żeby podobał się najważniejszym odbiorcom tego teatru – dzieciom i spełniał swą nad wyraz ambitną edukacyjną funkcję.

Andrzej Molik Fot. MM

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: