Ogórki

Rok temu na początku lipca napisałem krótki tekst, który dziś kropka w kropkę można by w tym miejscu powtórzyć. A w zasadzie powinna sie w nim znaleźć jedna modyfikacja. Wtedy narzekałem na nastanie sezonu ogórkowego w kulturze i dojmującym braku propozycji rozrywkowych dla ludzi pozostających w wakacje w mieście, ale przynajmniej coś sie działo, bo trwały właśnie Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne i codziennie przez tydzień w Ogrodzie Saskim odbywały się koncerty zespołów z całego świata. Festiwal tegoroczny (w wersji dziecięcej) rozpocznie się dopiero ostatniego dnia lipca a do tego czasu grozi nam stan kulturalnej śpiączki, bo w ofercie artystycznej naszych teatrów, filharmonii, placówek kulturalnych, klubów itp, itd, panuje kompletna posucha.

Przy całym zrozumieniu tego, że artyści po długim sezonie mają prawo do wypoczynku oraz tego, że funduszy nie staje na sprowadzanie do Lublina jakichś atrakcyjnych zespołów, uważam, że ogórki to także kwestia mentalności, myślenia w zaprzeszłym stylu. Jest coś przerażającego w tym, że wszyscy, od decydentów po siły wykonawcze, nastanie martwego sezonu w kulturze przyjmują za oczywistość i nikt, ale to nikt, nie ma ochoty ze starymi nawykami walczyć. Ostatni z czynnych teatrów, Teatr Andersena, pożegnał się z publicznością już w ubiegłym tygodniu, 2 lipca. Filharmonia organizująca koncerty promenadowe, a więc z założenia imprezę letnią, wakacyjną, zawiesiła odbywnie się ich aż na dwa miesiące, do września, wtedy gdy stracą swój zakodowany w nazwie i założony przez organizatorów charakter. Domy kultury popadają w odrętwienie szafując alibi, że wszak młodzież wyjechała z miasta by korzystać z kanikuły…

Następuje więc totalna martwica, jakby wszyscy odpowiedzialni za rozrywkę, za dostarczanie strawy kulturalnej poddali się na dwa miesiące hibernacji. I co nam pozostaje? Uliczny skrzypek posiłkujący się na deptaku magnetofonem z nagranym półplaybackiem, który ma nas oszukać, że mamy do czynienia z rozbudowaną formą muzyczną. Dyskotki, które – owszem – wyrastają latem jak grzyby po deszczu. I ogródki z piwem, których przyszłość, przy inwencji antyalkoholowej nawiedzonych miejskich rajców jest wątpliwa jeśli nie wyraźnie zagrożona (wystarczy, że gospodarzom lokali pod chmurką skończą się umowy podpisane z miastem a zobaczymy jaki radni dadzą popał – mamy to jak w banku).

Są oczywiście jacyś desperaci, kompletni straceńcy, którzy próbuja wbrwew prawom kanikuły coś działać, coś zorganizować, ale jest ich tyle, co kot napłakał. Dlatego nie zdziwcie się Państwo, że i Afisz Kulturalny, którego cotygodniwym zadaniem jest anonsowanie imprez zaplanowanych na weekendy a czasem i tych z innych dni tygodnia, będzie miał przez dwa miesiące trochę inny charaktr. Rzecz jasna, jeśli tylko będzie się coś działo w mieście, ot, chociażby wtedy, gdy ruszy festiwal folklorystyczny, znajdziecie Państwo w tym miejscu odpowiednią informacje o wydarzeniu. Pozostałe miejsce na tych trzech szpaltach magazynowego wydania gazety, siłą rzeczy zajmą materiały o nieco innym charakterze – recenzje, felietony, mała publicystyka. Przepraszamy za to naszych Czytelników. Nie możemy nic innego w tej sprawie zrobić, bo nawoływanie o zmianę ogórkowych obyczjów od lat nie daje najmniejszych efektów. Możemy więc tylko zakrzyknąć: – Aby do września, do końca tego strasznego lata!

Andrzej Molik

Kategorie: /

Rok: