Opera aperta

FELIETON ZADOMOWIONY

„Tato, stoję właśnie pod operą w Sydney. Jest, stoi! Ale kurcze tu ładnie!” – pisze tydzień temu w SMS moja podekscytowana córka, odbywająca podróż życia do Australii i na wyspy Oceanii, ktora dotarła też na przylądek Bennelong Point, na którym posadowiono ten cud. Ale w tytule felietonu nie chodzi o słynne dzieło Jana Utzona, architekta duńskiego, ale o inne – francuskiego i to z innego krańca świata. Łączy je to, że stanęły nie w rodzinnych krajach ich kreatorów oraz przede wszystkim to, że w obu przypadkach powstała architektura fascynująca w wymiarze globalnym, można rzec: opus mundi. A termin „opera aperta” wprowadził do estetyki Umberto Eco i oznacza dzieło otwarte, wieloznaczne, podlegające różnym równoprawnym interpretacjom.

Nie mam już śmiałości zanudzać Państwa tekstami będącymi efektem październikowej wyprawy do Hiszpanii, więc obiecuje, że to będzie ostatni. Musiał powstać, bo moje zauroczenie dziełem będącym obiektem dzisiejszego tekstu jest porównywalne z tym, jakiemu uległa moja latorośl Ewka pod Sydney Opera House. Należy już do stałego rytuału, że co roku przed festiwalem w Valladolid, dzięki hiszpańskim przyjaciołom zatrzymuję się na 1,5 dnia w Madrycie i – przeważnie – odbywam wędrówkę po „złotym trójkącie muzealnym”, obejmującym Prado, Thyssen-Bornemisza Museo i Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofia. Te ostatnie, słynne głównie z eksponowania „Guerniki” Picassa mieści się od 1988 r. w ciążkim gmaszysku XVIII-wiecznego szpitala w opisywanym tu stylu herreresco, którego frontowi lekkości przydały dwie przeszklone, nowoczesne windy. Ale wnętrze wieje chłodem i dopiera skręcając z ciemnych, wybrukowanych krużganków do sal ekspozycyjnych trafiamy w świat XX i XXI w., bo centrum królowej Zofii pokazuje sztukę współczesną.

Tym razem czekała mnie jednak niespodzianka zakończona kompletnym oczrowaniem. Znam już dobrze stałe zbiory MNCARS, więc zawsze przede wszystkim gnam na wystawy czasowe. Teraz kusiła m.in. retrospektywa Howarda Hodgkina, jednego z najważniejszych żyjących artystów brytyjskich i okazało się, że przebarwne abstrakcje londyńczyka prezentowane są w nowej części muzeum otwartej rok temu w październiku tuż po mojej w nim wizycie. Obejrzałem wystawę z zainteresowaniem, ale ciągle muślałem o tym co zobaczyłem przed wkroczeniem do sal z dziełami Hodgkina. Na lewo od wejścia rozciągał się przez szyby foyer zapierający dech widok na trójkątne patio z tajemniczą monumentalną rzeźbą.

Okazało się, że Hiszpanie nie bacząc na monstrualne koszty 92 milionów euro wznieśli nowe skrzydło (nazywają to „gran ampliación”) muzeum o powierzchni 8 tys. m. kw., autorstwa francuskiego architakta Jeana Nouvela. Zjechałem wreszcie przeszkloną windą na dziedziniec i przeżyłem szok. To było piękne! Był już wieczór. Zadzierając głowę na lustrzanym (nie wim jaki to materiał) wygięciu dachu budynku zamykajacego patio od wiodącej od dworca Atocha ulicy ujrzałem fantasmagoryczne odbicia pędzących nią wiele metrów niżej samochodów. Jechały „do góry nogami”. Kompleks Nouvela oparty o tylną ścianę zabytkowego budynku centrum ma kształt trójkąta z obciętym jednym rogiem – czyli w sumie pięciokąta. Jeśli mówię o opera aperta, to także w dosłownym sensie otwartości kompleksu. To w zasadzie trzy budynki, jeden, w którym byłem, z dwoma salami ekspozycyjnymi na poziomie 0 i 1 i łącznikiem do starego centrum, drugi z biblioteką i księgarnią oraz trzeci z audytoriami na 200 i 400 słuchaczy. Spiana je w całość dach. I tu zaczyna się poezja architektury, bo to oczywiście nie jest zwykły dach, tylko ażurowe cacko z prostokątnymi otwormi różnej wielkości, ukształtowanymi w grubym betonie w różne skosy. Nouvel postanowił na otwartym gdzieniegdzie na niebo patio umieścić plastikową rzeźbę amerykańskiego mistrza pop artu Roya Liechtensteina i przełamał nią stały rytm podziałów szklanych ścian wychodzących na dziedziniec. Fantazja! I pełne pole do dowolnych – otwartych! – interpretacji.

Jean Nouvel jest autorem kilkunastu budowli z całego świata wyznaczających szlak najnowszej architekturze. Stworzył m.in. wielkaśną Torre Agbar w Barcelonie, wystającą nad miasto jak Sagrada Familia wizjonera Gaudiego, niezwykłe, powtarzajace jeden motyw Centrum Świata Arabskiego i budynki w Parc de la Vilette w Paryżu, Galerie Lafayette w Berlinie, Dentsu Tower w Tokio, operę w Lyonie. Niektóre widziałem, ale po zobaczeniu aneksu do Reina Sofia rozumiem w pełni słowa naszego wybitnego architekta, łowcy nagród Bolesława Stelmacha. Gdy mu opowiadałem o mojej fascynacji madryckim dziełem Nouvela, powiedział tylko: – To jeden z moich faworytów. Zastanawiające: patrząc na fotkę francuskiego architekta, można się przekaonać, że nasz lubelski jest fizycznie bardzo do niego podobny. Dziełem też, chociaż nie zdobył jeszcze światowego rozgłosu, czego mu należy życzyć.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: