Orinka, brat Macieja

To już kolejna, po ekspozycji prac Staysa Eidrigevičiusa, dobra wystawa w Galerii Gardzienice. Zaczyna to nawet ciekawie wyglądać w czasie postwernisażowym, gdy – pozbawione towarzyskiego blichtru podlanego kuszącym winkiem – najlepiej się weryfikują takie wydarzenia. Miłośnicy sztuki, którzy zgiełk otwarcia sobie odpuścili, skręcając w długi, wyłożony wikliną korytarz staromiejskiej kamienicy przy Grodzkiej 5a, wiodący do zajmującej parter Oberży Złoty Osioł, jakościk nie pytają dziś o wystawy mieszczącej się na II piętrze Galerii Labirynt, do niedawna legendarnej Galerii Grodzkiej Biura Wystaw Artystycznych (czas przeszły dokonany), tylko zatrzymują się na poziomie pierwszym wąskiego, uroczo zabudowanego balkonami podwórka i chcą zobaczyć to, co proponuje w swej lubelskiej siedzibie rezydujący tam od lat Ośrodek Praktyk Teatralnych G.

Okazuje się, że pieczęć wyatutowanego ze słynnego lubelskiego festiwalu teatralnego, postawionego też na poboczach naszych starań o ESK 2026 Włodzimierza Staniewskiego, twórcy i szefa OPT, ma działanie magiczno –magnetyczne. Staje się gwarantem, że wkraczamy w krainę doznań estetycznych, co najmniej tej jakości, jak jego najróżniejsze, ale zawsze porywające Kosmosy Gardzienic.

Zwiedzanie gardzienickiej galerii ma swój dodatkowy, rzadko spotykany urok. Z piętra pierwszego kamienicy trzeba się przemieścić na dół, a następnie do jej podziemi. W przypadku Stasysa był tam, po obrazach z góry, zlokalizowany odrębny dział jego twórczości, m.in. z ekslibrisami i fotografiami. Otwarta w miniony piątek ekspozycja fotografii Macieja Cieślaka zatytułowana Bajka masajska. Podróż inicjacyjna miała w galeryjnych piwnicach swój fabularny finał.

Fabuła… Cieślak, który wkroczył w życie egzystujących gdzieś w Kenii na marginesie cywilizacji Masajów, zdecydował się na konwencję ich przedstawienia budzącą, co najmniej, drobne kontrowersje. Zwolennicy „czystej”, w tym przypadku wręcz sprowadzonej do swych czarno-białych korzeni fotografii, burzą się na służebność tych zdjęć wobec bajki, masajskiej legendy, której stają się ilustracją. Jednak nie przegapmy dobiazgu. Orinka, młody jej bohater, który, dorastając szybko, ratuje mlekodajną krowę, urasta na naszych oczach do nowej, przekraczającej nasz pierwszy odbiór roli. Nie z racji ”fabularności” swych fotosów Maciej Cieślak zdobył nagrodę National Geografic w kategorii Ludzie .Natomiast – jestem dziwnie pewny, że to ważniejsze – Maciej stał się Orinki bratem krwi. Odbył z nim fantastyczną inicjacyjną podróż. Przebył wielki, cudowny szlak.

Sam chyba nie za bardzo bym wiedział jak na koncept autora zdjęć reagować, gdyby nie bardzo – przyznajmy się szczerze – intymne zanurzenie się w treść przekazu zarówno artystycznego jak i literackiego dzięki towarzyszącej mi, bardzoooo dla mnie ważnej Osobie. To dzięki niej odkrywałem niepospolite walory kadrów z 37 pomieszczonych w tej bajce zdjęć,. Jak tego – pamiętasz miła? – na którym pokorne oblicza krów z pierwszego planu stwarzają niezwykłą kompozycję z małymi czarnymi Masajami w tle (reprodukcja powyżej). Albo z tej, wyjątkowo powtórzonej na wystawie dwukrotnie kapitalnej fotografii, na której ten plan pierwszy zajmują dwie pary zdawałoby się dyndających nóg. Zastawialiśmy sę, czy to nie wisielcy i jaka jest symbolika dubeltowo potraktowanego obrazu. Dzięki uczonym ludziom, sorry, dzięki koleżance dziennikarce, która przepytała autora, wiem już, iż „plan burzą zawieszone w powietrzu nogi. Z tyłu w kręgu siedzą przycupnięci wojownicy i spokojnie opierają broń na ziemi. Jeden z nich coś recytuje. Dwóch Masajów z przodu wysoko skacze do góry”. No, tak. Szkoda, że oczywistoś nie wypływa z kadru, a to akurat fotka z laurem National Geografic.

Powróćmy do zdjęcia. Też bym skakał. Gdyby nie oczywisty błąd w konstrukcji wystawy, o którym natychmiast byłem zameldowałem pani, która pod nieobecność kurator wystawy Zuzanny Zubek (jej też zawdzięczamy Stasysa!) oprowadzała nas po staromiejskich gardzienickich przestrzeniach. Wbrew nazwie sąsiadów z piętra wyżej, to ta galeria ma zawiłą, labiryntową konfigurację. Aż prosi się, żeby wprowadzono na nią strzałki wskazujące kierunek oglądania fotografii Macieja Cieślaka, skoro jego prace układają się w ciąg bajkowej opowieści. To dziś, w czasach medialnych (Mass Media of the Culture) żaden wstyd. Wszystkie europejskie muzea to stosują. A ja nie gubiłbym Ani na chwilę mej, skręcającej gdzieś w oboczności labirynt mej Współadmirtorki Sztuk Pięknych, do których bez wątpienia ta ekspozycja należy.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: