Oskar L. to ja!

Nawet abstrahując od słynnej odpowiedzi Gustawa Flauberta, na pytania o źródło inspiracji przy pisaniu słynnej powieści, (który jednak, zupełnie podobnie, zwracał w ten sposób uwagę na swój udział w jej tworzeniu), tytułowa deklaracja brzmi nieco pompatycznie i megalomańsko, by nie rzec, że kabotyńsko. Ale też na miarę kretyństwa, jakie wydarzyło się w lutym na linii – tak, tak! – Hollywood-Lublin. Natomiast ów tytułowy komunikat jest po prostu szczery i prawdziwy. To piszący te słowa Wasz Sługa wymyślił dekadę temu nazwę Ludowy Oskar, która stała się w lutym’2012 obiektem piramidalnie absurdalnej przepychanki.

Wiecie już aż za dobrze, że poszło o użycie w niej słowa Oskar. Aż za bardzo skorzy do imperialnych zapędów i podporządkowania sobie wszystkich umysłów świata Amerykanie wprowadzi w absolutną koncentrację skromnych artystów ze Stowarzyszenia Twórców Ludowych, którego Zarząd Główny ma jak wiadomo siedzibę w naszym mieście przy Grodzkiej 14. Od kancelarii prawnej reprezentującej w Polsce interesy Amerykańskiej Akademii Filmowej otrzymali pismo, w którym Jankesi zażądali odstąpienia od używania dla nagrody STL słowa „Oskar”. Rzucono info, że „znak towarowy OSCAR został zarejestrowany w Urzędzie Patentowym RP (ciekawe w którym roku, co może być nie bez znaczenia – przyp. AM) ) i że słowo (niezależnie od pisowni) zostało w Polsce zastrzeżone dla amerykańskiej nagrody filmowej”. Rzucono też kalumnie, że Polacy „bezprawnie wykorzystują prestiż nagrody” i „powodują rozwodnienie renomy znaku towarowego Oscar”. Paradne!

W starych zasobach komputerowych znalazłem swoją informację z bodaj czerwca’2003. Na łamach Kuriera donosiłem: „W salach Krajowego Domu Twórczości Ludowej STL przy Grodzkiej 14 wręczone zostaną nagrody i wyróżnienia honorowe konkursu Ludowe Oskary za wydarzenie folklorystyczne roku 2003 w województwie lubelskim. To trzecia edycja konkursu organizowanego przez Urząd Marszałkowski – Departament Kultury i Sztuki i lubelski oddział Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. Kurier Lubelski patronuje mu od początku. W naszej redakcji powstała też nazwa Ludowe Oskary, co nie jest nawiązaniem amerykańskiej nagrody filmowej, ale do wielkiego etnografa Oskara Kolberga. (…)”. To elegancja wobec rodzimej wówczas redakcji nie pozwalała w ostatnim z cytowanych zdań napisać, że nazwa lauru powstała w mym łbie. Jego ideę rzucił śp. Alfred Gauda, znakomity etnograf i etnolog (także grafik-exlibrista), wcześniej m.in. wieloletni dyrektor Muzeum Okręgowego (na Zamku), a następnie pracownik i później kierownik jednego z działów w Muzeum Wsi Lubelskiej, od 1995 wybrany po konkursie dyrektor KDTL na Grodzkiej i jednocześnie prezes naszego oddziału PTL. Szczycę się tym, że przez lata łączyła mnie z Fredkiem (bezinteresowna, – ale czy to należy dodawać?) przyjaźń, a on dobrze wiedział o mych zainteresowaniach folklorystycznych (spędziliśmy razem mnóstwo uroczych chwil w czasie kolejnych odsłon Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu i towarzyszących mu, a „podlegających” z czasem Gaudzie Targach Sztuki Ludowej). Jak szef Krajowego Domu TL z siedzibą STL (zdominowanego niestety na przełomie lat 80. i 90. przez polityków ludowców, na czele z późniejszym wątpliwej sławy ministrem kultury) prawdziwie cierpiał, że kultura ludowa została sprowadzona do festiwalowych i kiermaszowych zrywów. Zaprosił mnie kiedyś na początku wieku na Grodzką i w zasadzie we dwóch stworzyliśmy zarys scenariusza nagrody, a właściwie sześciu nagród w tyluż kategoriach, który oczywiście podlegał poprawkom i zatwierdzeniom odpowiednich poważnych gremiów. A jak wpadłem na pomysł dziś inkryminowanej nazwy, cieszył się jak dziecko i myślałem, że mnie ozłoci, co w kręgu zawsze biednych twórców ludowych było akurat kompletnie niemożliwe (stąd Ludowemu Oskarowi nigdy nie towarzyszyły żadne apanaże).

Fredek Gauda odszedł niestety od nas w listopadzie’2005 (Boże, to już tyle czasu minęło bez Niego?). Nie mam świadka koronnego, którego słowa mogłyby poświadczyć, że nie łgam. Przy tym ani mi się śniło, żeby walczyć o copyright czy wzorem imperialistów rejestrować „znak towarowy” (już sam ten termin jest potężnym zgrzytem przy niewinnym, pochodzącym z innego świata Ludowym Oskarze) w Urzędzie Patentowym. Nie wiem też czy znalazłbym świadków wśród jurorów, obok których i Gaudy miałem przez kilka lat honor zasiadać w kapitule nagrody. Czy to cokolwiek mogło obchodzić profesorów z UMCS – Jana Adamowskiego, wówczas kierownika Zakładu Kulturoznawstwa, Jerzego Bartmińskiego, Józefa Styka, przewodniczącego Rady Naukowej STL czy też Leszka Kraczkowskiego, wice- a potem dyrektora wspomnianego departamentu U. Marszałkowskiego. Przysięgam, że po napisaniu tych wyznań przestanę o to dbać.

Mam za to anegdotę z epoki pierwszej, obejmującej tylko Lubelszczyznę odsłony nagrody, którą upupiono. Wg poniektórych mediów „ze względu na brak środków na dalszą realizację tego przedsięwzięcia organizatorzy w roku 2006 postanowiły go zawiesić”. Nic nie postanowili, tylko po śmierci Alfreda Gaudy, jej spiritus movens, nie znalazł się w KDTL i STL nikt o równej pasji, ktoś, kto miałby takie jak on serce do jej kontynuowania nawet przy pomocy ukręcania bicza z piasku i utrzymywania jej bez grosza dotacji. Ot, co! W każdym razie chyba dokładnie w połowie pierwszego dziesięciolecia XXI w. odbywała się już w redakcji typowa dla kryzysu prasy ostra wymiana pokoleniowa „materiału dziennikarskiego” i ze starymi jak ja prykami konkurowały bezceremonialnie młode „pistolety”, które gotowe były chwycić się tematyki, o której nie miały najzieleńszego pojęcia. Ja sam z patronem nagrody, legendarnym etnografem XIX-wiecznym, któremu polska sztuka ludowa zawdzięcza tyle, co – zachowując odpowiednie proporcje – światowa dramaturgia Szekspirowi, nie miałem trudności od dzieciństwa, bo w latach 50. i 60. poprzedniego stulecia Polskie Radio katowało nas permanentnie, wręcz przez to znienawidzoną audycją Muzyczne wędrówki z Kolbergiem po kraju. Nowych sił żurnalistyki nie miało prawo to dotyczyć. Dlatego na codziennej planówce, gdzie zgłaszaliśmy tematy do napisania tego dnia, nim przyszła moja kolej, usłyszałem z pewnych młodzieńczych ust, że zapragnął ich właściciel napisać o przyznawanej tego dnia ludowej „Nagrodzie im. Oskara Kleeberga”. Resztka włosów na czaszce stanęła na baczność. – Czy – zająknąłem się – nie pomylił ci się etnograf z Franciszkiem Kleebergiem, bohaterem II wojny, który jako ostatni polski generał złożył broń po bitwie pod Kockiem? – Nnnooo, nie wiem… Może… – odwdzięczył mi się dukaniem. I tak straciłem młodego kolegę.

Zadeklarowałem powyżej, że nie będę walczył o swe prawa autorskie, ale to nie oznacza, że nie staję po stronie obrońców naszego niezbywalnego prawa do nazwy Ludowy Oskar. Jak rzadko kiedy ucieszył mnie medialny szum jaki się podniósł po chorym popisie amerykańskich, większych niż ja kabotynów. A najbardziej, że pod tym wpływam, nabierając sił i wiatru w skrzydła, zmieniło się pasywne w pierwszym odruchu stanowisko władz STL, na czele z olsztyńskim artystą Waldemarem Majchrem, który tworzy piękne kafle mazurskie. W jego wypowiedzi dla PAP można przeczytać: „Środowisko twórców ludowych w Polsce jest zaskoczone tym, że Amerykanie kwestionują możliwość nawiązywania do postaci wybitnego i zasłużonego etnografa Oskara Kolberga jako patrona nagrody. Cała sprawa jest wręcz absurdalna, gdyż kultura ludowa stanowi niejako przeciwieństwo kultury masowej, którą reprezentuje nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej, więc zupełnie niezrozumiałe jest, jak byśmy mieli korzystać z czyjejkolwiek renomy”. On i pierwotnie nieco konformistycznie nastawiona załoga lubelskiego biura zarządu postanowili stanąć w obronie odrodzonej w 2010 już w formule ogólnopolskiej nagrody za najciekawsze wydarzenia folklorystyczne (oprócz STL, organizowana jest przez Fundację Ochrony i Rozwoju Twórczości Ludowej oraz portal kulturaludowa.pl. przy współpracy – jak dawniej – Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego Oddział Lublin. Znalazła się nawet kancelaria adwokacka, która pro bono poprowadzi walkę. W tej krucjacie przeciw Amerykanom stawiam się do jej i STL dyspozycji, tym bardziej, że, jak już zaznaczyłem, być może patent na Oscara zarejestrowano u nas (to były inne czasy) później niż ja wykreowałem Ludowego Oskara.

A w tej konstruktywnej medialnej burzy najbardziej mi się podobał głos wyśmienitego krytyka teatralnego Romana Pawłowskiego, którego wg stosowanej od dłuższego czasu przez jego Gazetę Wyborczą kopernikańskiej zasady o wypieraniu dobrego pieniądza przez zły, redakcja zmusiła do zajmowania się inną tematyką niż wdzięki Melpomeny (i tak miał szczęście, że nie wyrzucono go na bruk, jak naszego równie świetnego Grzesia Józefczuka!). W artykule Hollywoodzki Oscar kontra Oskar Ludowy z 16 lutego szydził sobie m.in. tak:

„Akcja Akademii Filmowej USA przeciwko polskim twórcom ludowym to strzelanie z armaty do skowronka. Trzeba być albo chciwym, albo niezmiernie zarozumiałym, aby przypuszczać, że lokalny konkurs folklorystyczny może zagrozić najbardziej wypromowanej w świecie nagrodzie. Czyżby sława mazurskich kafli i przyśpiewek z Biłgoraja do tego stopnia przeraziła twórców z Hollywood, że postanowili zamknąć usta polskiej konkurencji?” – pytał retorycznie. Jeszcze lepszy był finał: „A mówiąc poważnie, ACTA przy tym to małe piwo. Coraz większa część naszej rzeczywistości zostaje opatentowana, zawłaszczona i zmonopolizowana przez prywatne instytucje. Okazuje się, że dotyczy to nie tylko filmów czy piosenek, ale także imion. W następnej kolejności koncern Nike powinien zażądać zmiany nazwy Nagrody Literackiej NIKE, bo „powoduje rozwodnienie znaku towarowego?”. Tylko co na to Grecy?”.

Zaiste! W owym roku 2003, z którego pochodził odnaleziony stary cytat z Kuriera, np. w kategorii pokazy i warsztaty twórcze Oskarem Ludowym uhonorowaliśmy Plener Rzeźbiarski Twórców Ludowych Lubelszczyzny im. Adama Zamiyskiego w Jabłoniu organizowany przez Parczewskie Stowarzyszenie Twórców i Animatorów Kultury. A w konkursach i wystawach Oskarem nagrodzony został gromadzący ponad 400 wykonawców, już ponadregionalny IV Konkurs Recytatorski Poezji i Prozy Ludowej w Woli Osowińskiej, inicjatywę GOK w Borkach. Czy doprawdy to jakakolwiek konkurencja, powiedzmy dla Meryl Streep, zdobywczyni Oscara za rolę Margaret Thatcher w Żelaznej Damie? Ktoś może – słusznie!!! – zagadnąć: – Kpisz czy o drogę pytasz?

Kategorie: /

Tagi:

Rok: