Panasologia

Duch Schulza na Szerokiej

Wszystko tego wieczoru kręciło się wokół dwóch bohaterów – Brunona Schulza i jego piewcy profesora Władysława Panasa, autora ksieg poświęconych twórcy Sanatorium Pod Klepsydrą, w tym wydanego ostatnio tomu Bruno od Mesjasza. Rzecz o dwóch ekslibrisach oraz jednym obrazie i kilkudziesięciu rysunkach Brunona Schulza. Pomysłodawca spotkania artystycznego Piotr Pleskaczyński, właściciel Cafe Szeroka 28, która udostępniała progi wielbicielom dwóch spiritus movens oraz Grzegorz Józefczuk, który dorzucił kilka pomysłów i z dzinnikarza przdzierzgnął się w prowadzącego całość, by nie rzec, że w prestigidatora godzącego ogień z wodą, tak wszystko wydumali, że nawet spektakl prezentowany na otwarie był najpierw obejrzany przez literaturoznawcę z KUl i dopuszczony do towarzystwa.

Spektakl jest godny odrębnej recenzji, ale tu miejsca staje jedynie na wspomnienie, że Ku dobrej ciszy Lubelskiego Teatru Tańca z choreografią i w wykonaniu Anny Żuk Ryszarda Kalinowskiego robi ogromne wrażenie. Już nagrodzony na międzynarodowym festiwalu, sięga do motywów z Księgi bałwochwalczej i od pierwszej sceny, od wyjścia kobiety, niespełnionej miłości Schulza ze stron otwartego opasłego tomu rysuje opowieść subtelną, pełną poezji i refleksji na temat zarówno uczuć jak i kondycji, losu artysty, a szerzej człowieka. Cacuszko promieniujące niepoślednią urodą, zagrane subtelnie i bardzo przekonowująco. Sukces prawdziwy i wymarzony wstęp do dalszej części wieczoru.

Gdy publiczność zeszła z sali Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN, gdzie oglądała przedstawienie, w Szerokiej czekał ich profesor zdobny w powabne otoczenie. Na estradce towrzyszyła mu jako muza piękna Ewa H., a rolę obsługi wymieniającej nieustannie popielniczki (deko złośliwy komentarz do pięty achillesowej tego lokalu) i dolewającego czerwone wino spełniał Przemysław P., też znany raczej z innej profesji. Red. nie-red. Józefczuk rozdał role i zaczęło się uprawianie Panasologii, tej odrębnej dziedziny, w której najlepiej czuje się jej – może nie do końca świadomy tej kreatorskiej roli – twórca. Prof. Władysław z pełnym wdziękiem przedstawił, kim to on mógłby się czuć w dziele Schulza, wyłuszczając na wstępie jeden pewnik: nie mógłby spełniać roli kobiety. Do innych ról, włącznie z ojcem czuje się powołany i dopuszcza taką ewentualność.

W dyskusji w zasadzie jedyną oponentką profesora okazała się być artystka Ewa Zarzycka, która po złożeniu odpowiedniego panegirycznego hołdu wobec wielkości Brunona od Mesjasza i jego autora, znalazła dziurę w całym w stosowanym przez Panasa wobec autora Sklepów cynamonowych terminie „plastyk”, dowodząc także, że nie ma równowagi na szali: proza – plastyka, bo ta ostatnia nie jest gatunkiem. Profesor nie bronił się i rzekł, że – też w zasadzie – oponentce przyznaje racje.

Taka spolegliwość pozwoliła przejść do innych punktów programu, w tym do podpisywania pod sklepieniem, pod którym unosił się duch Schulza książek Panasowych dostarczonych na miejsce i udostępnianych chętnym (oj, było ich sporo!) za jedyne 27 złp. Do obecności rzeczonego ducha przyczyniła się również Dora Kacnelson, profesor mickiewiczolog z samego Drohobycza, która własnymi piersiami broniła słynnych fresków przed wywiezieniem (sama mówi o wykradnieciu) ich do Izraela. Niżej podpisanemu pani profesor opowiadała, jak to jej ojciec nie został rabinem, bo wstąpił w 1905 r. w wstrząsanej pogromami Rosji do żydowskich komitetów samoobrony, którym broń podsyłał… Józef Piłsudski.

I tak historia wymieszała się z teraźniejszością, Żydzi z Naczelnikiem, profsorzy z redaktorami, Panas z Schulzem, a ci dwaj razem jako Jednia ze wszystkimi przybyłymi. Całości pysznej atmosfery dopełniła serwowana przez kuchnię Szerokiej maca z kawiorem żydowskim, czyli odpowiednio spreparowanymi wątróbkami gęsimi, w tym przypadku kaczymi. Nie muszę chyba dodawać, że to ulubiona potrawa Władysława Panasa. Nie wątpię, że Brunona Schulza też.

Andrzej Molik

Panasologia

Kategorie:

Tagi: / / / /

Rok: