Papiery wydobyte z trumny nadziei
Z Andrzejem Wajdą, po wernisażu wystawy w Galerii Sztuki LSB-SW, rozmawia Andrzej Molik
W piątek 15 września w Galerii Sztuki Lubelskiej Szkoły Biznesu – Szkoły Wyższej przy ul. Narutowicza 8 z udziałem obojga wielkich artystów otwarto wystawę Osiem inscenizacji Andrzeja Wajdy i Krystyny Zachwatowicz w Starym Teatrze w Krakowie. Na ekspozycji można m.in. obejrzeć szkice i projekty scenografii, zdjącia z prób i ze spektakli a także afisze i programy do Biesów, Nastazji Filipownej i Zbrodni i kary Dostojewskiego, Nocy listopadowej, Wesela i Klątwy Wyspiańskiego oraz Antygony Sofoklesa i Dybuka Ansky’ego.
Przedstawicielowi Kuriera udało się po wernisażu porozmawiać z Andrzejem Wajdą.
* Czym dla Pana jest taka wystawa? Podróżą sentymentalną? Wspomnieniem? A może to wspomnienie gorzkie, że wszystko co ona prezentuje jest już za Panem, wszystko przeszło do historii?
– Nie, dlatego, że ja ciągle pracuję, robię rzeczy nowe. To jest przypomnienie, że w ogóle coś kiedyś zrobiłem a w ciągu długiego życia zrobiłem kilkadziesiąt filmów, kilkadziesiąt przedstawień w teatrze i ciągle coś robię nowego. Tak, że nie. Nie wszystkie te rysunki, nie wszystkie fotografie dobrze pamiętałem. Zgromadzone razem robią jakieś wrażenie – jakby to powiedzieć? – oczywiście upływającego życia, z jednej strony, ale może, z drugiej strony, takiego życia, która nie upływa nadaremnie.
* Ale nie jest taka ekspozycja w pewien sposób smutna? Pamiętam te wrażenie, gdy wchodziłem na Dybuka do Starego Teatru i oszołomiła mnie scengrafia widoczna za muślinową, przezroczystą materią. Tego całościowego spojrzenia żadna wystawa chyba nie odda?
– Oczywiście, że nie. Ale te dokumenty bardziej oddają to, co próbowałem powiedzieć tu na otwarciu. Że to papiery wydobyte z przeszłości, z trumny nadziei. Bo przecież każde z tych przedstawień miało być jeszcze lepszym, jeszcze ważniejszym, jeszcze bardziej błyszczacym przedstawieniem. No, a potem realność jest taka a nie inna. Z tym, że zależy jak się podchodzi do teatru. Mnie się wydaje, że śmiertelność teatru jest rzeczą piękną, jest rzeczą naturalną. Nienaturalne jest, że za dużo po nas zostaje.
* Nie sposób nie spytać przy tej okazji o Pana życiową partnerkę, z którą stworzył Pan razem tyle realizacji teatralnych. Pani Krystyna Zachwatowicza zagrała owszem w pana filmie, w Pannach z Wilka, ale jako scenograf nie współpracuje chyba z Panem na planie filmowym?
– Dlatego, że w filmie jest zupełnie inna scenografia. Film to jest zajęcie bardziej dla architekta, dla kogoś kto rekonstruuje, bo przecież jak robimy film historyczny, jak Pana Tadeusza, to musimy zrekonstruować stare, XIX-wieczne wnątrza. A Krystyna jest scenografem teatralnym, który tworzy jakąś wizję i ta wizja jest zupełnie innego rodzaju – pozostawia silny ślad w naszej pamięci a scenografia filmowa nigdy nie robi takiego wrażenia.
* I nie zdażyło się, żebyście pracowali razem przy filmie?
– Robiła kostiumy do filmu Wesele. Ale to kostiumy, których Krysia Zachwatowicz jest mistrzem. Na czym ta rzecz z filmem polega? To jest jednak fabryka, olbrzymia fabryka, która produkuje kilkaset kostiumów i nie daje takiej satysfakcji jak praca w teatrze. W teatrze wszystko powstaje w trakcie naszej realizacji, w filmie wszystko musi być zrobine wcześniej niż zaczęliśmy. Tak, że to jest też ograniczenie twórczości. Bo twórczość teatralna polega z kolei na tym, że ja pracuję nad postaciami a kostiumy dojrzewają razem z próbami. To jest bardziej artystyczne, bardziej naturalne dla sztuki. A w filmie kostiumy z góry muszą być zrobione, policzone, ostemplowane (śmiech). To jest inna zupełnie praca. Oczywiści, kostiumy do Wesela są niezapomniane i istnieją do dzisiaj w różnych miejscach jako przykład kostiumu filmowego, ale nie ma wiele takich fimów, gdzie by można pokazać całą twórczą inwencję scenografa, twórcy kostiumów.
* Na koniec zmienię temat i zapytam o innego artystę, artystę lubelskiego. Znalazł się Pan w komitecie honorowym zaplanowanych na październik obchodów trzydziestolecia Sceny Plastycznej Leszka Mądzika. Czy oznacza to, że tak ceni Pan jego twórczość?
– Mam go za wielkiego artystę, za wspaniałego artystę go mam. Zawsze pilnie oglądam przedstawienia, które robi. Podoba mi się jego stosunek do świata, do sztuki. Podoba mi się też – co jest wielką jego siłą – ograniczenie. Że jest to artysta, który tak daleca potrafił określić kim jest, tak wyraźnie pokazuje to za każdym razem na scenie. Wspaniały artysta!
* Przyjedzie Pan w październiku na jego i jego teatru jubileusz?
– Oczywiści, bez wątpienia!
* Czekamy na to. Dziękuję za rozmowę.
Fot. Jacek Babicz
Kategorie: Kurier Lubelski
Rok: 2000