Piękna Ewcia

Skoro było tutaj przed tygodniem o Cranachu, koniecznie musi być też o niemieckim mistrzu nad mistrze Albrechcie Durerze (1471-1528). Kopniaka w stronę jego sztuki – podobnie jak w przypadku wielu innyh mistrzów czy konkretnych dzieł – dał mi Waldemar Łysiak. Dopiero po przeczytaniu jego porywającego szkicu o „Melancholii” (i nie tylko) w „Wyspach bezludnych”, jąłem się bardziej interesować genialnym artystą z Norymbergii.

Potem to już poleciało. Korzystałem z każdej nadarzającej się okazji, zeby wyśledzić jego prace i kiedy za drugim podejściem (pierwsze, to tzw. błąd poniedziałku, dnia zamknietych muzeum) trafiłem wreszcie do wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum, a tam się okazało, że otwarto własnie wielką wystawę dzieł Albrechta ściągniętych z całej Europy, nie posiadałem się ze szczęścia. I to właśnie tam pierwszy raz zobaczyłem „Adama” i „Ewę”, bliźniacze obrazy, które trafiły do Austrii z zawsze zaprzyjaźnionej Hiszpanii (Habsburgowie!), a konkrtnie z Madrytu, a jeszcze konkretniej z Prado.

Panowie mnie nigdy nie interesowali, osobliwie nadzy (mamy ogromne męskie zaległości w tej gołej rubryce), ale piękną Ewcię bardzo kocham. Nie tylko z tego powodu, że te uwielbiane przeze mnie imię nosi moja córka, która w tym tygodniu osiągnęła wiek dojrzałości i to – niecnie się przyznam – było głównym powodem wyawansowania Durerowego aktu do dzisiejszego odcinka cyklu, żeby mojej wiernej towarzyszce wędrówek po europejskich galeriach i muzeach złożyć specjalną dedykację (nic nie szkodzi, że wtedy we Wiedniu bawiła się w tym czasie na karuzelach Prateru, bo wiem, iż była jeszcze za młoda na katusze zwiedzania). Kocham i za to, że jej ciało ujęte w słynnej propoprcji 9 razy wysokość głowy, jest cudownie niewinne i że Ewcia najwyraźniej nie o grzechu myśli, ale o tym (te ustawienie nóg!), żeby wypaść jak rasowa modelka.

Andrzej Molik

Albrecht Dürer „Ewa”. 1507.
Olej na desce 209 x 83 cm.
Museo del Prado. Madryt.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: