Pionierski słownik

Dla osób interesujących się sztuką współczesną, powstanie tej pionierskiej pracy jest prawdziwym dobrodziejstwem. Wystarczy przejrzeć jakiekolwiek kompedium wiedzy z dziedziny historii sztuki, prace tak słynnych autorów jak Białostocki, Porębski, Ałpatow czy nawet wydany wreszcie ostatnio przez ARKADY Gombrich a także inni, w tym prace zbiorowe typu dziesięciotomowej Sztuki Świata, by sie przekonać, jak po sierocemu potrafią być potraktowne przejawy sztuki ostatnich lat.

Wynika to zarówno z częstej niechęci wyśmienitych skądinąd krytyków do tego, co dominuje dziś w malarstwie, rzeźbie a przede wszystkim w działaniach artystycznych czy paraartystycznych, co i ze zwykłego strachu przed kompromitacją, że zbyt wysoko lub odwrotnie, zbyt nisko oceniło się takiego czy innego artystę działającego aktualnie, jeszcze tworzacego i rozwijającego się lubo pominęło innego, którego dzieło już zdołało po chwili zwątpień okrzepnąć i zweryfikować się. Że takie wpadki się zdarzają, potwierdza przykład tak modnej ostanio siostry Wendy Beckett, która docierajac w swej Historii malarstwa – Wędrówkach po historii sztuki Zachodu do sztuki ostatnich lat naszego wieku, czuje się bezradna i zagubiona i pisze – wstyd to stwierdzić – wierutne androny.

Zdawali sobie z tego wszystkiego sprawę autorzy pracy, którą nazwaliśmy dobodziejstwem dla miłośników sztuki, wydanego właśnie przez ARKADY, pionierskiego i monumentalnego Słownika sztuki XX wieku. Kierujący pracą około pięćdziesięciu autorów Gerard Durozoi, pisze we wstępie: „Na sztukę pierwszej połowy XX wieku patrzymy już z pogodnym dystansem, choć jej historia staje się od czasu do czasu przedmiotem weryfikacji. Inaczej się dzieje, gdy spotykamy się z pracami twórców współczesnych, tych, którzy działają w ciągu ostatnich dwudziestu czy trzydziestu lat. Brak perspektywy nie pozwala na dokonanie trwałych czy ostatecznych kwalifikacji, nie pozwala też wskazać osobowości prawdziwie dominujące ani tych twórców, którzy z czasem okażą się jedynie naśladowcami. Nic więc dziwnego, że to właśnie artyści najmłodsi stają się obiektem najburzliwszych dyskusji i najbardziej namiętnej krytyki”.

Myliłby się jednak ktoś, sądząc, że sytuacja taka wprowadzi szefa zespołu redacyjnego w zakłopotanie. Wręcz przeciwnie, Durozoi wykazuje rzadką w takich momentach pewność siebie. Najpierw skomentuje poprzednie zdania: „Na tym polu prawo do błędu bywa nadużywane”, a następnie deklaruje śmiało: „Osobiście zaryzykowałbym twierdzenie, że zaproponowana tu panorama zjawisk zachowa wartość udokumentowanego świadectwa dziejów sztuki XX wieku, a zawarte w tym słowniku oceny zyskają walor trwałości.”

Przyznam, że będąc wrogiem wszelkiego migania się od nazywania rzeczy po imieniu i mydlenia oczu ambiwalencją kryteriów i miar, poczułem się na twardszym gruncie czytając takie credo; poczułem też coś w rodzaju sympatii wobec tego wcześniej nieznanego mi fachowca. To znowu – podobnie jak w przypadku opisywanych w słowniku autorów, prądów i zjawisk z dziedziny sztuki – czas zweryfikuje wartość tego dzieła. Póki co, nie sposób nie zgodzić się z pierwszymi słowami tego samego wstępu, którego zakończenie powyżej zacytowałem: „Ze słownikiem jest podobnie jak z antologią: zazwyczaj satysfacjonuje jedynie swego autora. Inni albo narzekają na zbyt szczupłą objętość, albo na – ich zdaniem – nadmiar haseł.”

Na szczupłą objętość, mało chyba kto będzie narzekać. Słownik to opasłe tomisko dużego formatu (28,5 x 19.5 cm) o objętości prawie 700 stron. Zawiera ok.1500 ilustracji, w tym 900 kolorowych. Pół setki autorów podjęło pierwszą taką próbę uporządkowania terminologii i podsumowania wiedzy o malarstwie, rzeżbie i działaniach artystycznych naszych czasów. Synteza ta zawiera w efekcie 2200 haseł omawiających sztukę wszystkich pięciu kontynentów. Jest to zatem – że jeszcze raz wesprę sie wstępem – „pierwszy słownik dający jednocześnie informacjeo kubizmie i japońskim mono ha, o Efiaimbelo i Barbarze Kruger, Rómulo Maccio i Nikiforze, o sztuce wideo i meksykańskich muralistach…”. Wszystko to – rzecz jasna – w proporcjach i zakresie ustalonym według subiektywnych kryteriów autorów. Nikogo przecież nie może zdziwić, że osobie Picassa poświęca się cztery słownikowe strony a a komuś innemu (n.p. Chińczyk Li Keran) zaledwie 12 wierszy druku.

Warto jeszcze dodać, że znajdziemy w słowniku nie tylko wzbogacone noty o malarzach, rzeźbiarzach, ruchach i tendencjach artystycznych, lecz także precyzyjne informacje o wszystki co towarzyszy twórczości, o czasopismach, teoretykach i krytykach sztuki, nawet o słynnych marszandach, o wystawach i koncepcjach pozwalających opisać nowe zjawiska. Warto wreszcie wiedzieć, że obecni są tu, i to licznie, artyści polscy. Trudno mi rozstrzygnąć, czy taka sama ich ilość prezentowana jest w oryginalnej, francuskiej wersji Słownika sztuki XX wieku i czy pracowało przy nim tylu samo autorów z Polski, jak w przypadku wydania udostępnianego nam przez ARKADY, gdzie – jeśli dobrze policzyłem – mamy piątkę reprezentantów. Artystów znad Wisły, jak również grup, szkół, ruchów artystycznych, tendencji itp, jest zdecydowanie więcej. Ile? Łatwo policzyć już na początku słownika w wykazie haseł ułożonych według krajów.

Zaś, co napisano o naszych i o innych luminarzach sztuki kończącego się właśnie wieku, najlepiej się przekonać osobiście, zagłębiając się w księgę, która, w moim przynajmniej domu, już zajęła wysoce honorowe miejsce na bibliotecznej półce.

Andrzej Molik

Słownik sztuki XX wieku napisany pod kierunkiem Gerarda Durozoi. Tłumaczenie z francuskiego. 696 stron. Wydawnictwo ARKADY, Warszawa 1998.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: