Powtórka z Carmen

Nasza krótka recenzja

Żeby nie wyszło tak jak recenzetce radiowej, która ostatnio rozpoczęła od fanfar na chwałę pewnego spektaklu, po czym spuściła z tonu znajdując jego rozliczne wady a zakończyła pytaniem, kto na taką chałę dał pieniądze, więc żeby tak nie było, zacznę od negatywów. Carmen jest spektaklem słabszym niż prezentowany przez artystów Teatru Narodowego w Kijowie dzień wcześniej Szwejk. Znając poetykę pierwszego, chwyty formalne, zastosowaną technikę, nie ulegamy już tak bezgranicznemu oczarowaniu jakie zawładnęło nami szczególnie przy oglądaniu drugiego aktu tamtego przedstawienia.

Wszystko to jednak wiedzieliśmy po pierwszym spotkaniu z ukraińskimi spektaklami z takim sukcesem prezentowanymi na ubiegłorocznych Konfrontacjach Teatralnych. I co? Ano to, że powtórka z Carmen i tak kładzie nas na łopatki. Wszystko w tych klockach, z których Andriej Żołdak ułożył wizjonerską opowieść o życiu i śmierci pieknej Carmensity jest fascynujące. Realistyczne (tak! tak! – przy całej „plastyczności” tego teatru) aktorstwo kunsztownej w każdym geście Wiktorii Spesiwcewej i zupełnie niemiłosiernego Anatolija Chostikojewa, nostalgiczne obrazki Paryża epoki Coco Chanel, scenki kabaretowe z magnetycznie powabnym śpiewem i nieodłącznym akordeonem, pastiszowe cytaty z filmów gangsterskich (przecież słyszymy powtórzony niemak słowo w słowo dialog z pierwszych scen Ojca Chrzestnego!), epizody tak niezwykłe jak otrucie don Cairo czy jazda bohaterów samochodem – wszystko to jest cudem, cudem teatru. To realizm poetycki najwyższej próby, na miarę Komediantów Marcela Carne. Tyle, że w kinie dużo łatwiej magię osiągnąć.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: