Promenada słowiańska

Uwertura do Sprzedanej narzeczonej Smetany otworzyła ostatni koncert z cyklu „Lato z filharmonią” w sobotnie popołudnie w muszli Ogrodu Saskiego. Agnieszka Kreiner poprowadziła ją z taką energią, jakby pragnęła zawojować świat a od odbioru tego jednego utworu zależała ocena dyrygenckich umiejętności pani dyrektor i całego sezonu kierowanej przez nią Filharmonii Lubelskiej. Nic dziwnego, że nie mogła złapać oddechu, gdy po uwerturze podjęła jeszcze jedną rolę – konferansjera koncertu.

Nazwanie konferansjerką tego, co mówiła pani Agnieszka, jest jednak jawną niesprawiedliwością. Przyozdobiała bowiem zapowiedzi esencjonalnymi anegdotami, ze swadą opowiadała a to o tym, jak Wieniawski dopiero skomponowaniem Legendy przekonał rodziców narzeczonej, że zasłużył na jej rękę, a to jak agent Dvoraka oskubał go przy kupnie Tańców słowiańskich. Agnieszka Kreiner, po prostu pokazała jeszcze jeden, nader rzadko ujawniany talent i przekonała, że nie wzsyscy prowadzący koncerty w filharmonii powinni być tam wpuszczani. Ona to robi lepiej!

W tak miłej atmosferze, ostatni z promenadowych koncertów mógł już potoczyć się jak z – nomen omen – nut. Jeszcze na przeszkodzie stawało niekiedy zgrzytające nagłośnienie (czas najwyższy, żeby PFL zatrudniła akustyka z prawdziwego zdarzenia), jeszcze chwilami dublował się głos z głośników i odbity od niszy muszli (trzeba się na coś decydować – albo nagłośnienie i orkiestra na proscenium, albo naturalna akustyka przy muzykach cofniętych do głębi muszli), ale w sumie, koncert stanowiący prawdziwe zakończenie sezonu artystycznego 95/96 w Filharmonii Lubelskiej, można uznać za nader udany.

Okazało się, że muzyka słowiańska posiada prawdziwe przeboje idealnie pasujące do letniej, plenerowej atmosfery. Oprócz utworów wspominanych (solo na skrzypcach w Legendzie grała Alina Pietrzak), największe brawa zebrał lublinanin, dziś solista Warszawskiej Orkiestry Kameralnej, Radosław Wielgus (baryton), za interpretację Dziada i baby ze „Śpiewnika domowego” Moniuszki. Orkiestra PFL najpełniej zabrzmiała w przepięknym, słowiańskim z ducha, chociaż stworzonym przez Ormianina (ale do Maskarady Lermontowa), Walcu Chaczaturiana. Mazur z moniuszkowskiej Halki majestatycznie dopełnił dzieła w finale.

Po niedzielnym powtórzeniu koncertu w Nałęczowie, lubelscy filharmonicy udali się na zasłużony wypoczynek wakacyjny. Dyrektor Agnieszka Kreiner, w ostatnich słowach zapewniła, że urlopu – bynajmniej – nie ma na budowie w nowym gmachu filharmonii. Tak jak ona, mamy nadzieję, że we wrześniu wkroczymy do sali koncertowej przez świżutkie, eleganckie foyer.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: