Przerotne drewno

Tak właśnie – przewrotne drewno – nazwałem sobie (a muzom) niezwykły instrument, którego dźwiękiem rozpoczął swój koncert w Kawiarni Artystycznej HADES, niemiecki muzyk, z zamiłowania etnograf a z profesji pedagog, Hasso. Instrument posiadający zapewne rodzimą, latynoamerykańską nazwę, fachowcy nazywają reinmaker, czyli „robiący deszcz”. W zdrewniałą tubę wydrążoną w ogromnym kaktusie, wsypano drobne kamienie wulkaniczne. Muzyk, przewracając powoli instrument wokół jego osi, wyzwala lawinę przesypujących się kamyczków, które imitują niesamowity odgłos tropikalnej ulewy.

Tytuł można też potraktować symbolicznie. Całe instrumentarium przywiezione przez Hasso, to efekt przewrotnego wykorzystania drewna (trzciny, bambusa), zaprzęgniętego do muzycznej służby. Jego trzon stanowiły wszelkie odmiany fletni Pana – czasem rozlewnie śpiewne jak u Zamfira w ścieżce muzycznej do niezapomnianego „Pikniku pod wiszącą skałą”, czasem wybuchowe, strzelające agresywnym dźwiękiem jak u Vangelisa w „1492”. Oprócz fletów i piszczałek z Ameryki Południowej, był czen z Chin, didgejridoo z Australii oraz inne, o arabskim, na przykład, pochodzeniu.

To wszystko Hasso wprowadził do rozległej suity w stylu new age. Przestrzenna, jakby osadzona w bezkresie krajobrazu opierającego się w dali na monumencie gór muzyka, daje uczucie relaksu, błogiego dolce far niente. Jest, bodaj z założenia, pozbawiona wszelkiej ekspresji. Jeśli nie poddaa się jej czarowi, zacznie drażnić bezideowością, brakiem – z wyjątkie celów hedonicznych – przesłania. Jedynym kontrapunktem staje się dźwięk „trombity” z Peru, przypominający głos burdonu w dudach czy naszym góralskim koźle.

Hasso, który ma zacięcie antropologiczne etnografa – hobbysty, nie jest wielkim wirtuozem, niekiedy nie potrafi utrzymać dłużej wysokiego tonu, niekiedy ma trudności techniczne przy szybszych fragmentach. Dlatego zapewne preferuje rozległą frazę, unika spiętrzeń dźwięków. Ale robi to z ogromnym zaangażowaniem, miłością, która udziela się widzowi. Był to jeden z najbardziej relaksowych wieczorów muzycznych jakie zdażyły się w historii HADESU. A,że wykonawca pokazał i lwi pazur, chociażby w we fragmentach ilustracji do serialu „Twin Peaks”, trzeba zaliczyć go i do najbardziej udanych, chociaż frajdy zaznała zaledwie garstka widzów. Następnym razem poproszę o wspólny koncert tego nauczyciela języka niemieckiego w Chełmie z zadomowionym już w HADESIE mistrzem fletni Pana Dimą Czabakiem. Hasso i Czabak – to będzie to, co lubią małe tygrysy na śniadanie (kolację, ewentualnie).

Andrzej Molik

P.S. Koncert Hasso odbył się jeszcze przed Bożym Ciałem, ale ze względu na te święto, które spowodowało brak kolumny kulturalnej przed tygodniem, recenzja ukazuje się dopiero dziś.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: