Przestrzenie zatracone

„Wędrowcze, oto już kręte uliczki starego przedmieścia, Wieniawy. Dawniej, gdy winnice opinły te wzgórza, nazywano je: Winiawa. Idąc dziś między cieniami ruder i zapadłych w ziemię domostw myślisz, wędrowcze, o tym tylko, że miasto kochane już cię ogarnia i tuli”. To oczywiście jedne z pierwszych zdań „Poematu o mieście Lublinie” Józefa Czechowicza, który u jego końca zanotuje też refleksję mogącą dziś służyć tu za motto: „Ludzi tamtych już nie ma, ni czasu tamtego”.

Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN, o którym tyle dobrych słów padło ostatnio w tych felietonach jako wydawcy świetnego ostatniego numeru pisma Scriptores, od kilku lat wprowadził piękną tradycję organizowania w noc lipcowej pełni spacerów tropem wędrowcy z tej pieśni chwały największego poety Lublina na cześć ukochanego miasta. Znam z autopsji kłopot organizatorów z wyznaczeniem miejsca rozpoczęcia nocnej wędrówki. Wiadomo, że powinno wkraczać się do miasta od północy lub z zachodu i trafić na Wieniawę. Wymyślono więc na miejsce spotkań schody przy wiadukcie Poniatowskiego od strony Czechowa i spacerowicze, pokonując go, wchodzą w dzielnicę Wieniawa, ale ne zaznają nic z atmosfery Czechowiczowego zapisu. Dawne żydowskie miasteczko, które miało nawet swój rynek zniknęło. Zatracona została też pamięć o nim, podobnie jak o jeszcze jednym kirkucie Lublina, o którym nawet starsi mieszkańcy miasta ze zdziwieniem się dowiadywali, gdy zagraniczna spółka obiecywała nam (obiecanki cacanki!) przekształcenia stadionu Lublinanka w obiekt sportowy o europejskkim wymiarze. Bo ten cmentarz żydowski tam za płotem stadionu nadal jest, tylko nikt o nim nie mówi, a niewielu w ogóle o nim wie.

Może nie ma co żałować „cieni ruder i zapadłych w ziemię domostw”. Przemiany cywilizacyjne mają swoje prawa, miasto się rozwija, więc trudno ronić łzy nad tym, że nie ma już rozlewiska Czechówki na tejże Wieniawie i basenu przy Lubomelskiej, w rzeczkę wstrętnie skanalizowano, by wreszcie od Wodopojnej aż za Zamek ukryć ją pod ziemią. Trudno, bo nie mielibyśmy tej jedynej w miarę szybkiej arterii, trasy W-Z przecinającej miasto. Ale też trudno przejść do porządku nad tym jak zatracane są przestrzenie wokół, czy lepiej powiedzieć obok niej. Od dawna twierdzę, że to jak wygląda dzielnica domków jednorodzinnych, bliźniaków i piętrowych domów posadowiona po prawej stronie trasy zaraz po skręcie z al. Warszawskiej woła o pomstę do nieba. Tym bardziej, że po przeciwnej stronię mamy kojącą wzrok zieleń Ogrodu Botanicznego. Ta przestrzeń została kompletnie i niestety niodwołalnie zatracona i utracona. Ten krajobraz, jedna z pierwszych wizytowek Lublina dla jadących od strony stolicy wystawia nam jak najgorsze świadectwo. Sobiepaństwo właścicieli domów na sławinkowskim wzgórzu, ich straszny gust, a zapewne i łamanie przepisów sprawia, że na ich radosną działalność nie chce się patrzeć ani przez chwilę i wstydliwie odwraca się wzrok.

Ostatnio zaczęła się jednak totalna dewastacja panoram roztaczających się z trasy. Jeszcze raz odsyłam Państwa do ostatniego zeszytu Scriptores. Proszę przeczytać „Krajobraz niewidzialny”, rozmowę z Markiem Stasiakiem, specjalistą w dziedzinie krajobrazu kulturowego i uważnie obejrzeć ilustrujące ją zdjęcia, głównie autorstwa prowadzącego wywiad Marcina Skrypka z ośrodka w Bramie Grodzkiej. Już tu dwa tygodnie temu wspominałem o psudozabytkowych „dworkach” zasłaniające wzgórze Grodziska, na którym znajduje się najstarszy kirkut. Na dwóch innych fotografiach widać, co się dzieje obecnie z panoramą z XVII-wiecznym kościołem św. Agnieszki na Kalinowszczyźnie. Przydrożne (przytrasowe?) raklamy i pseudonowoczesne stacje obsługi i salony zatracają nam porywający – nawet z tymi cholernymi wieżowcami z epoki Gierka w tle – widok na zabytek i inne budowle dawnego przedmieścia. A przecież tak samo jest gdzie indziej obok trasowych alei – Solidarności, Tysiąclecia i Witosa. Lada moment – o tym też w rozmowie – zagrożona zostanie widoczna z trasy panorama Zamku z kaplicą Trójcy Świętej i Starego Miasta. Na Boga, uratujmy ją!

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: