Przeżuta strawa

FELIETON ZADOMOWIONY

To jest ten sam problem co z programem telewizyjnym na święta. Siedzą nadrozumne głowy gdzieś na Woronicza i dumają, dumają, dumają… Wreszcie doznają iluminacji i wymyślają, że będziemy, my świąteczni odbiorcy zbolali obżarstwem najszczęśliwsi na świecie jeśli sobie w – jak mawiają Anglicy” – ”skrzynce idiotów” 73. raz obejrzymy ”Kevina samego w Nowym Jorku”, 554. raz ”Poszukiwaczy zaginionej Arki” i 719. raz ”Ogniem i mieczem”. Oczywiście znamy starą entertaimentową zasadę, że odbiorcy najbardziej lubią utwory, które już znają (spytajcie Krzysia Cugowskiego, co dziś myśli o ”Cieniu wielkiej góry” czy – za przeproszeniem – ”Bo do tanga trzeba dwojga”). Ale… Mocium panie, znaj proporcye! Ostatnio gościliśmy w bardzo kulturalnym domu, gdzie wszyscy – od taty i mamy po syna studenta i córkę uczennicę – rozpływali się nad walorami obejrzanego w filharmonii artysty Janusza Radka i puszczali nam do kolacji na okrągło jego płytę. Tak się złożyło, że barda Radka znamy od lat około dziesięciu, bo bywał gosciem na zapomnianych już Piwnicznych Spotkaniach z Piosenką w Hadesie organizowanych przez barda Marka Andrzejewskiego i doktora in spe Piotra du Chateau. Janusz wyróżniał się zdolnościami, ale tak naprawdę świecił dopiero w duetach z innym krakusem Robertem Kasprzyckim. Tak się też ostatnio złożyło, że jeden i drugi w odstępie kilku dni wystąpili w Lublinie. Janusz przed bodaj pełną, ponad 600-osobową widownią w filharmoni, Robert w ledwo wypełnionej (jakieś 70-80 proc. z 200 miejsc) Kawiarni Artystycznej Hades. Kasprzycki nic nie zatracił ze swych walorów, pisze prześwietne teksty, interpretuje je porywająco potrafiąc jednoosobowo udawać jazzband albo przejść na parodię klezmerów, błyszczy swym nieprzeciętnie inteligentnym dowcipem. A jednak to nie on przyciąga dziś tłumy i nie do niego umizga się impresariat dorabiającej na życie Filharmonii Lubelskiej. Radek po sukcesie w jakimś filmie, kilku programach i sięgnięciu do takiej klasyki Piwnicy pod Baranami jak repertuar Ewa Demarczyk stał się po prostu szalenie modny (Robert przyjacielowi tego nie zazdrości i pisze mu teksty na kolejną płytę). I my dzisiaj o tej modzie, a konkretnie o jechaniu na niej przez organizatorów koncertów. Już dłuższy czas nie piszemy anonsów o występach w filharmonii, Centrum Kongresowym AR i hali MOSiR, bo nam ością w gardle stanęły i daliśmy odpór nachalności (oczywiście informacyjna dziura szybko została załatana przez innych). Chodzimy jednak po mieście, ogladamy słupy ogłoszeniowe, czytamy zapowiedzi w gazetach, bywamy ostatnimi czasy jakoś częściej w gmachu przy Skłodowskiej 5 i widzimy, co się dzieje. Lublinianin, który pragnie ruszyć się z domu, by się rozerwać narażony jest w kółko na tę samą, do cna sprawdzoną ofertę. Strawę kulturalną kompletnie przeżutą. Oczywiście robią to wszystkie impreseriaty, ale trudno mieć większe pretensje do tego z Centrum Kultury, że czwarty czy piąty raz zaprasza kabaret Mumio (świetny, ale chyba się nieco artstycznie wypstrykał, skoro przywozi program, który widzieliśmy jakieś 6-7 lat temu), bo ten potrafi zaryzykować i zprosić np. monodram Ewy Kasprzyk wg. Almodovara. Jednak to, co wyprawia pan Zygmunt Z. z FL woła już o pomstę do nieba. Rzeczony Janusz Radek przez ostatnie kilka miesięcy występował na Skłodowskiej trzy albo cztery razy i nastąpiło takie przegrzanie materiału, że za ostatnim razem trzeba było odwołać jeden z dwóch zapowiadanych koncertów, bo frekwencja się wypięła na takie dictum (czy ktoś się po tym czegoś nauczy?). Dzięki dodatkowi innych agencji w hallu gmachu filharmoni i Teatru Muzycznego spotkamy plakaty samych sprwdzonych, starych znajomych: Edyta Geppert – a jakże! Grupa Mocarta – a jakże! Bodajże Kabaret Moralnego Niepokoju, itd, itp. Zero ryzyka, zero inwencji, zero szacunku dla odbiorcy pragnących takich nowych gwiazd (wyjątek potwierdzający regułę) jak Leszek Możdżer. Money, money, money! Prosimy jeszcze o Ryszarda Rynkowskiego, Krzysztofa Krawczyka i nasz kompletnie wyeksploatowany Kabaret Ani Mru-Mru. I dedykujemy nasz ulubiony napis z – bez pochwał – muru: ”Sikając z wiatrem idziesz na łatwiznę!”. ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi:

Rok: