Przypadki pielgrzyma skołowanego

Nawet sztandar Ministerstwa Turystyki Izraela, pod którym odbyłem podróż po Ziemi Świętej nie gwarantował jednego – wizyty w Betlejem. Desperaci z grupy zagranicznych gości zaproszonych do Jerozolimy na otwarcie nowego Muzeum Yad Vashem, którzy postanowili tam dotrzeć śladem Maryji i Józefa, zamieniając jedynie skromnie osiołka na taksówkę, opowiadali zresztą później o ogromnym zawodzie jaki sprawiał widok pustego miasta w strefie okupowanej. Ponieważ jednak temat Bożego Narodzenia w betlejemskiej stajence został dopiero co wszechstronnie naświetlony od kościołów po media, z małym tylko żalem proponuję przemieszczenie w czasoprzestrzeni do okresu gdy Jezus opuścił już nawet rodzinne miasto Matki Boskiej Nazaret i przyszedł „Nad Jordan, do Jana, aby się dać ochrzcić przez niego” (Mat 3,13) a następnie – po kuszeniu na pustyni – „zamieszkał w Kafarnaum, nad morzem, na pograniczu krain Zebulona i Naftalego” (Mat 4,13) „głosząc ewangelię Bożą” (Mk 1,14). Pielgrzymując do takich miejsc chciałoby się zachować powagę i weryfikować wyobrażenia wyniesione z wpajanych od dzieciństwa nauk i wyszukiwanych przez całe życie zobrazowań nowotestamentowych tematów w sztuce. Można jednakoż pod naporem wrażeń różnej proweniencjii poczuć się nieco skołowanym i usłyszeć rechot tego, któremu – za Jezusem na pustyni – ma się ochotę w końcu rzec: – Idź precz, szatanie!

***

Awi, czyli Awiszaj Hadari, którego oparty na żydowskiej bajce spektakl „Sobotnia sukienka małej Hanele” w wykonaniu Joanny Laskowskiej zdobył wyróżnienia dla profesjonalistów na niedawnym I Festiwalu Teatrów Niewielkich pochodzi z Tyberiady. Z Tyberiady nad jeziorem Tyberiadzkim lub jak kto woli – pierwszy powód do skołowania – Galilejskim. Awi uznany przez Andrzeja Wajdę za najzdolniejszego studenta jego szkoły filmowej realizując monodram w Ośrodku Brama Grodzka – Teatr NN lubił wpaść na dół do Szerokiej 28, żeby trochę pogadać. Szczerze się ucieszył, że w marcu nocowałem w jego rodzinnym mieście i zwiedzałem okolice związane z nauczaniem Jezusa. – A widziałeś te statki wycieczkowe wyruszające w stronę Betsady? – ożywił się nagle na dźwięk imienia Tego, ktory cuda czynił. – Płynie jeden, a przewodnik gardłuje: „O tu Jezus chodził po wodzie!” (Mk 6,47-51), zaś z drugiego, zatrzymującego się w zupełnie innym miejscu jeziora słychać krzyk konkurenta: „O, nie! To tu Jezus stąpał po wodzie i Piotr też tak przeszedł do niego!” (Mt 14,24-33) – cieszył się Awi. I pewno by mi opowiedział więcej takich lokalnych smaczków, ale powrócił na górę do ośrodka szykować premierę. Zaczęłęm przypominać je sobie sam.

***

Pamiętacie taką prezentację w Nowym Testamenci jednego z apostołów: „Szymon zwany Piotrem”? To norma. Ta płynność, dwuznaczność, ambiwalencja, czy jak ją jeszcze zwać wynikająca zarówno z ewangelicznych czy – szerzej – biblijnych zapisów, jak również mieszania się na tej ziemi przez wieki różnych kultur powoduje, że dostaje się nazewniczego mętliku. Jezioro Tyberiadzkie to nie tylko w drugiej nazwie Galilejskie. Oto pełny zestaw: Bahr Tubariya, Ginnosar, jez. Genezaret (żydowski historyk Józef Flawiusz), jez. Gennesar, morza: Chinnereth, Chinneroth, Kinneret (tak było w Starym Testamencie i tak – tylko jako jezioro – zwą je wspólcześni Izraelczycy), Morze Tyberiadzkie, Wody Gennesaret, Yam Kinneret, wreszcie po prostu Jezioro (Łk 8,22; Mk 2,13). Dobrze, że do Tyberiady dotarliśmy późnym wieczorem i łamiąc swe stałe obyczaje nie wykąpałem się w jeziorze, bo do dziś nie wiedziałbym w czym pływałem lub – gdyby już nikt tego nie widział – po falach jakich wód kroczyłem w dal.

***

To normalne, że europejska sztuka nie oddaje w obrazach realiów Ziemi Świętej. Bazuje na dookolnej rzeczywistości, w której żył malarz lub nieokiełznanej jego fantazji. „Spis ludności w Betlejem” Bruegla będzie miała za tło niderlandzką wioskę z karczmą, na której przybito insygnia ówczesnych hiszpańskich władców tej ziemi. „Adorację Trzech Króli” Dürer posadowi w fantastycznym skalnym krajobrazie, może Alp, przez które wędrował wielokrotnie do Italii, a Rembrandt „Jezusa i jawnogrzesznicę” – w wnętrzu świątyni o przepysznie barokowym wystroju. Co tu zresztą gadać, wszyscy wiemy, że nasze szopki mają za tło polskie realia a krakowska nawiązuje do kształtu kościoła Mariackiego. A jednak osoba zanurzona i rozkochana w sztuce czuje rodzaj rozżalenia, że to, co ogląda po przyjeździe nad Jordan i Genazaret nie ma się nijak do obrazów noszonych pod powiekami. Weźmy tylko dwa freski z Kaplicy Syskstyńskiej, które się tam dostrzegło, gdy już oczy nasyciły się tymi najsłynniejszymi – Michała Anioła. Jeden to „Chrzest Chrystusa” autorstwa Pietro Perugino, drugi – „Jezus powołuje apostołów Piotra i Andrzeja” (oba ok. 1480) Domenico Ghiralndaio. Jakiż tu zgiełk motywów architektonicznych i krajobrazowych! Jaka wielość stylów tych pierwszych i wybujałość zieleni spowijającej te drugie! Widok jez. Galilejskiego z serpentyny drogi prowadzącej od Nazaretu, tego bezmiaru wód otoczonych wzgórzami (Golan od wschodu), a nie górami niebotycznymi wprawia w zkłopotanie, że i artyści przesadzili i biblijne opisy również. Skołowacenia ciąg dalszy.

***

Perugino w swym dziele uchwytuje ten moment po chrzcie Jezusa w Jordanie, który św. Marek zawiera w słowach „I zaraz, kiedy wychodził z wody, ujrzał rozstępujące się niebiosa i Ducha nań zstępującego jako gołębica” (Mk 1,10). Biała gołębica unosi się nad głową chrzczonego. Woda jest zupełnie płytka. Dużo większy biały ptak objawił mi się w Yardenicie, miejscu chrztu stworzonym z całym komercyjnym urokiem przez mieszkańców drugiego najstarszego w całym Izraelu kibucu Kinneret. Jest tu i restauracja z obowiązkową rybą św. Piotra (wcale nie z jeziora, z hodowli) i snack bar i automaty z napojami i sklep z pamiątkami – słowem full service dla turysty i tych chętnych do chrztu, których przyjmuje się w „małych grupach” do 1000 osób, a w samym 2000 r. było tu ich ponad milion! Rzeka wypływająca z jeziora Tyberiadzkiego na południe w stronę Morza Martwego wykręca tu uroczy meander, przypomina – bez obrazy – Wieprz pod Krasnymstawem i jest na środku dosyć głęboka. To tu w tym zakolu odbywają się chrzty baptystów w białych tunikach z zamoczeniem całego ciała. Po kolejnej masówce na tej istnej linii produkcyjnej, pardon chrzcielniczej, jednej wiernej ze szczęścia zechciało się popływać. I wówczas stało się coś, co kompletnie nie przystawało do powagi miejsca. Agresywny biały gąsior, który już wcześniej syczeniem i machaniem skrzydeł wyganiał baptystów na brzeg, wskoczył kobiecie na plecy, złowieszczo rozłożył skrzydła i jął dziobać ją po głowie. Biedna, sponiewierana, mało się w tej tunice nie utopiła i z terrorystą na grzbiecie ledwo dopłynęła do brzegu, na który wciągnęli ją towarzysze w chrzcie. Może gąsior egzekwował obowiązujący tu zakaz kąpieli, wędkowania, piknikowania i pływania łódkami. A może był przedłużonym ramieniem gołębicy, strojnym w piór biel równie nieskalaną jak Ducha Świętego i kontestował ten jarmark i tę fikcję. Tak, fikcję! Chociaż u Ewangelistów wyraźnie tego nie wyczytamy, wiadomo, że prawdziwe miejsce chrztu Jezusa znajduje się dużo dalej na południe koło Jerycha, w al-Maghtes. To blisko Zachodniego Brzegu i Jordanii, a na dodatek podczas mej obecności Jerycho kolejny raz oddano Palestyńczykom, bo stanowi papierek lakmusowy stosunków z nimi. Tam turyści zwyczajnie nie mają wstępu. I skołowany pielgrzym ląduje w Yardenicie.

***

Cuda Jezusa znad jez. Galilejskiego nie mają szczęścia u artystów. Ci ukochali sobie Wesele w Kanie Galilejskiej i Wskrzeszenie Łazarza. Nawet jawnogrzesznica z Jerozolimy miała u nich więcej szczęścia (wspomniany Rembrandt) niż Maria Magdalena, czyli urodzona w Magdali (dziś Migdal) w pobliżu Tyberiady, chociaż On odpuszczał im za te same winy (Maria Magdalena musiała poczekać na swoje pięć minut w sztuce do śmierci Jezusa i Zmartwychwstania, którego była pierwszym świadkiem). Szukam w myślach, szperam w albumach i przypominam sobie tylko arras Rafaela z Watykanu „Cudowny połów ryb, scenę z życia św. Piotra”. Nie wątpię, że są inne, że jestem profanem, że za wiele nie widziałem. Ale owe chodzenie po wodzie przypominam sobie jedynie z dziecięcego katechizmu i prymitywnego landszafciku tam pomieszczonego. W święta wyświetlano w TV świetny film „Jezus z Nazaretu” Franco Zefirellego i on też jakoś wstydliwie wycofał się z pokazywania tchnącej ludową naiwnością sceny. Pokazał natomiast inne. A dokonał Jezus tych cudów nad galilejskimi wodami mrowie całe. Cudowny połów przed powołaniem pierwszych uczniów (Łk 5,4-6), oczyszczenie trędowatego (Mt 8, 2-4; Łk 5,12-14), uzdrowienia: sparaliżownego sługi setnika (Mat 8,6-13, Łk 7,1-10), teściowej Piotra (Mt 8,14-15) i innych (Mr 1,34; także 3,10), dwóch opętanych z mało chętnie wspominanym epizodem skaczących z urwiska i topiących się w morzu świń, w które weszły demony (Mat 8,28-34), dwóch ślepych (Mt 9,27-30), człowieka z uschłą ręką (Mr 3,1-6), uciszenie burzy (Łk 8,23-25, Mt 8,24-26), jeszcze wiele i wreszcie najbardziej spektakularny, opisany przez wszystkich Ewangelistów cud nakarmienia pięciu tysięcy dwoma rybami i pięcioma bochenkami chleba (Mt 14,13-21; Mr 6.30-34; Łk 9,10-17; J 6,1-13) oraz jeszcze drugiego nakarmienia opisane tylko przez Marka i Mateusza (Mt 14,32-39), bo Jan i Łukasz połączyli je w jedno.

***

Betsada, Kafarnaum, Tabgha na północnym brzegu jez. Galilejskiego to miejsca tych cudów (tylko niektóre dokonały się na innych stronach jeziora) oraz jeszcze dwóch b. ważnych dla chrześcijan wydarzeń – Kazania na Górze (Mt 5,6,7) i Ukazania się Jezusa Apostołom po Zmartwychwstaniu (J 21.1). Organizatorzy z izraelaskiego Ministerstwa Turystyki tak precyzyjnie dograli program wycieczki, że gościom z Niemiec, Kanady i Polski przychodziło podwieczorną porą całować klamki bram „domu rybaka” w Betsadzie, kościołów – franciszkańskiego z synagogą i ortodoksyjnego greckiego w Kafarnaum oraz prowadzonego przez franciszkanki oktagonalnego kościoła Błogosławieństw z raptem 1937 r. oraz podziwiać prawdziwie piękne widoki i przekonać się, że te okolice słusznie w powszechnej opinii uchodzą za najpikniejsze swięte miejsce chrześcijan w Palestynie. Tylko w Tabdze (staroż. Heptapegon – Siedem Źródeł), miejscu cudu nakarmienia udało się nam dostać do należacego do niemieckich benedyktynów kompleksu z kościciołem, klasztorem i domem pielgrzymkowym. Byliśmy zdrożeni, zbulwersowani, rozdrażnieni… Pielgrzymi zamiast wnętrz woleli oglądać sadzawkę na dziedzińcu, w której pływały dwa żółwie i kilka rybek i żartować, że zaraz objawi się On, żeby je dla nas rozmnożyć. Ja ucieszyłem się jednak, że wreszcie znalazłem jakieś dziwnie znajome zobrazowanie tego cudu. W kościele z 1936 r. zachowane zostały najpiękniejsze z kolei w Izraelu mozaiki z bizantyjskiego kościoła z V w., a pod stołem ołtarzowym pyszniła się najsłynniejsza z dwom rybami po bokach i koszem z chlebami pośrodku. Ale jakieś odium nad podróżą wisiało i nie mogło być tak, żeby pielgrzym nie został jeszcze bardziej skołowany. W fachowym wydawnictwie przeczytałem, że autor mozaiki guzik wiedział o rybach z Jezusowego cudu. W jeziorze Galilejskim nigdy nie było ryb z dwoma płetwami na grzbiecie i dwoma pod brzuchem. Sławetna, tylko tu spotykana ryba św. Piotra ma płetwę biegnącą przez cały grzbiet.

***

Jezus groził miastom galilejskim, w których dokonało się najwięcej jego cudów, że nie pokutowały: „Biada tobie, Betsado (…) A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba wywyższone będziesz? Aż do piekła zostaniesz strącone, bo gdyby się w Sodomie dokonały te cuda, które się stały u ciebie, stałaby jeszcze po dzień dzisiejszy” (Mt 11,21 i 23). Niekiedy pielgrzym może odnieść wrażenie, że to działa do dziś.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: