Randka z naszym człowiekiem

Nie widzieliśmy się dawno. Kiedyś wstąpiłem do niego do Biecza jadąc nad morze z małą jeszcze córką. Później słyszałem, że przeniósł się do Gdańska. Nawet gdy wpadał do rodzinnego Lublina, nie miał na ogół czasu na spotkanie z kolegą z odległych, studenckich czasów. Ale w okolicach Bożego Narodzenia, na telefonicznej sekretarce znalazłem życzenia „podpisane” dowcipem wielbionym w tamtej, zamierzchłej epoce: „Leciał ptaszek z Łobzowa a z przeciwka leciała kulka. I kulka trafiła ptaszka. I pomyślał ptaszek: – Źle mi było w tym Łobzowie, czy co?”

To mógł być tylko Tadeusz. Rzeczywiście, po latach wędrówek powrócił w rodzinne strony – spotkałem się z nim na sylwestrowym koncercie w filharmonii. Na tyle pośpiesznie, że rzuciliśmy tylko rutynowe hasło, iż trzeba by się umówić na pogawędki. Odezwał się po kolejnych czterech tygodniach. – Wiesz, wygrałem Randkę w ciemno, może cię to interesuje jako temat? – rzucił zachętę. Dlaczego nie? To już był rzeczywiście jakiś powód do spotkania.

TADEUSZ

Tadeusz Sieńko. Lat 48. Stanu – znowu – wolnego. Dwukrotnie rozwiedziony. Obydwie „ex” mieszkają w Lublinie. Z ostatnią – dorastający, uwielbiany przez ojca syn Błażej. Kibicował tacie w telewizyjnym studiu. Tadeusz od październikowego powrotu nie zdążył okrzepnąć w Lublinie. Kończąc prawie dwudziestoletni pomorski rozdział życia, rzucił prowadzone na Wybrzeżu interesy. Tu ich jeszcze nie rozwinął.

W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych był postacią znaną w środowisku. Klezmerzył w knajpie Pod Fafikiem (dziś Karczma Słupska) grając na pianinie. W sąsiednim Tip-Topie bratał się przy piwie ze studentami. Przystojny, energiczny, dowcipny (nie bez przyczyny przywołany tu został purenonsens „łobzowskiego ptaszka”), był obiektem westchnień zastępów panienek a znajomym – połowy miasta. Dziś trochę przygaszony, jakby przygnieciony ciężarem losu, potraktował udział w Randce jako przerywnik, chwilę wytchnienia. Ale może także jako sprawdzian – czy jeszcze potrafi być szarmancko uwodzicielski, czy pozostało w nim coś z osobowości obdarzonej ongiś tak zwanym powodzeniem socjologicznym.

ELIMINACJE

Ogłoszenie z prośbą o zgłaszanie się kandydatów do Randki w ciemno zobaczył w tygodniku Antena gdzieś w sierpniu. Jednym z pytań formularza było te, ktore powtarzało się uparcie w każdym następnym etapie przygody, aż do jej finału: czy jest stanu wolnego? Był. Pomyślał, że albo przepadnie, albo nie, i zgłoszenie wysłał. Nastąpiło długie milczenie i już sądził, że sprawdziło się pierwsze z przwidywań, kiedy przyszedł telegram; jeszcze na adres gdański. 22 października miał się stawić na wstępnych eliminacjach w gmachu przy Woronicza. Do Wrszawy jechał już z Lublina.

Przybyli sami panowie. Wypełnili stosowne druczki (tak, T. był stanu wolnego). I dostali zadania do wykonania. Trzeba było powiedzieć coś, ciepło i bez tremy, o sobie. A później nastąpiły pytania, często zadziwiające. Na przykład takie: – Gdyby pan zobaczył piekną kobietę, jak by się pan zachował, jak kogut, czy jak baran? – Oczywiście jak baran – odpalił. – Najpierw należy damę traktować łagodnie, jak baranek, a potem trzeba ją wziąć na rogi.

Riposta się chyba podobała, ale jeszcze większe wrażenie zrobiła odpowiedź na pytanie, która z pań pracujących w telewizji najbardziej mu się podoba i dlaczego. – Nie miałem kłopotu z wyborem – wyznaje Tadeusz – i odpowiedziałem bez namysłu, że Grażyna Torbicka, a dlaczego, to chyba nie muszę motywować.

PRÓBA

Oczekiwanie na telegraficzne zawiadomienie o dalszych randkowych krokach trwało równie długo jak w pierwszym przypadku. Po dwóch miesiącach z okładem, około 10 stycznia, otrzymał zaproszenie na próbę i na nagranie. Termin pierwszego – 18 stycznia, drugiego – 21. dnia nowego roku.

Od próby kończą się żarty. Oprócz tradycyjnego wyznania o stanie wolnym, trzeba podpisać deklarację, że obowiązkowo przyjedzie się na nagranie programu. Nawet choroba nie usprawiedliwia nieobecności a kara jest okrutna – ponosi się koszty nagrania. Ile one wynoszą – wie każdy. Na próbie rozpoczyna się akcja uświadamiająca, że Randka nie jest biurem matrymonialnym, jest zabawą dla publiczności i – przede wszystkim – dla telewidzów.

Tadeusz – tak jak i jego konkurenci, nauczyciel spod Piły i krawiec z Włocławka – otrzymał treść pytań, które (podług wszelkich znaków na niebie i na ziemi) będzie w programie zadawać pani wybierająca jednego spośrod nich. Trzeba było odpowiedzieć na piśmie i dać do zatwierdzenia. Zachował kartkę z porcją pytań numer 216. Pierwsze z nich brzmi: „Jak myślisz, co by było gdyby słonie wykluwały się z jajek?”. Na takie dictum Tadeusz sformułował odpowidź następującą: „Gdyby słonie wykluwały się z jajek, to kształt takiego jajka byłby cokolwiek dziwny. Żeby zrobić wydmuszkę, należałoby jajko nakłuć i wyssać zeń zawartość. Tylko gdzie nakłuć, od strony trąby, czy z przeciwnej?”.

Odpowiedź, podobnie jak dwie dalsze pozostające w tej poetyce, została zaakceptowana, cyrograf – podpisany. Za trzy dni należało wyruszyć w kolejną podróż do stolicy. (Tu powinno sie znaleźć stosowne ostrzeżenie Tadeusza dla ewentualnych kandydatów na wygranie Randki w ciemno. W wersji luksusowej, to znaczy wówczas gdy zdobywa sie laur w postaci wyjazdu z wybranką na wycieczkę, odbywa się sześć podrózy do Warszawy i z powrotem. Z własnej kieszeni płaci się kolejno za dojazd na: eliminacje, próbę, nagranie, wycieczkę, nagranie wrażeń z wycieczki i udział w emisji tych wrażeń z własnym komentarzem.)

NAGRANIE

Nagranie wyznaczono na godz.18. Delikwenci musieli się zgłosić do telewizji o godz.13. Chyba po to, żeby była pewność, iż nie zawalą. Otrzymali dwa bilety dla najbliższych, ale trzeba było rozstać się z nimi na długie godziny i poddać reżimowi obwarowującemu zabawę zakazami i nakazami. Do toalety? Proszę bardzo, ale z obstawą i pojedyńczo. Żeby nie spotkać na korytarzu partnerki. Do bufetu? Na takich samych zasadach, no i nikt niczego nie zafunduje. I tak do 17.00, do ostatniej próby z prowadzącym, Jackiem Kawalcem.

– Wszystkim uświadomiono, ze to tylko wynajęty do roboty aktor – wspomina Tadeusz. – Ale sympatyczny. Z wszystkimi, zgodnie z konwencją, na ty, uśmiechnięty. Dał mi autograf z pozdrowieniami. Później widziałem jak pośpiesznie po nagraniu odjechał bravą. Czym jeździ autorka programu, elegancka, serdeczna i miła Edyta Krasowska, nie zauważyłem.

Jeszcze garderobiany uprasował przywieziony z domu garnitur. Jeszcze swoje trzy grosze wtrąciła pani scenograf. Nie podobał się jej jasnobeżowy pas widoczny spod krótkiego kubraczka włocławskiego krawca. – Miałem dodatkowy, brązowy, i mu pożyczyłem. Nie pamiętał mi go oddać – wspomina Tadeusz. – Ale najlepiej było z krawatem dla pana, ktory w drugiej części Randki wybierał jedną spośród trzech pań. Wybierał w moim krawacie, bo zabrałem do telewizji cztery i jeden bardzo odpowiadał koncepcji pani scenograf.

– Nie zaakceptowano natomiast – dodaje – mojego pomysłu na przedstawienie się. Chciałem powiedzieć, iż prawdziwy mężczyzna ma w życiu do spełnienia trzy zdania, ale ktoś stwierdził, że o sadzeniu drzewa, płodzeniu syna i budowie domu – a dwie pierwsze powinności już spełniłem, zaś do trzeciej się przymierzam – mówiono już w Randce za często. Wyszło na to, że jedynie zaprosiłem wszystkich do obchodzącego 680-lecie Lublina.

ROZGRYWKA

– Najbardziej pamiętam porażającą tremę – wyznaje Tadeusz. – Poza tym niewiele. To jest program oglądany, jak nam powiedziano, przez 20 milionów telewidzów i świadomośc tego nie pomaga. Nie widziałem syna ani brata siedzących po drugiej stronie widowni, za wachlarzem. Jak się ludzie denerwują, niech zaświadczy taki epizod. Nauczyciel z Piły miał w wypowiedzi użyć słowa „maksyma” i za skarby nie mógł go zapamiętać. Ciągle mu się przypominało, nie mające z tamtym nic wspólnego „motto” i wciąż pytał się mnie o jakie słowo chodzi. Trzykrotnie mu przypominałem nieszczęsną „maksymę” a ona uparcie wylatywała mu z głowy. Ja się też zająknełem i potrzebny był dubel, stąd nagranie trwało dwie godziny, chociaż widzowią zobaczą 50-minutowy program.

– Jednocześnie – kontynuuje – od początku, od eliminacji i próby, to znaczy odkąd zobaczyłem konkurentów wyglądających na starszych ode mnie, chociaż w rzeczywistości niemal moich równolatków, wiedziałem, że jeśli tylko wybierająca pani będzie miała na widowni swoich podpowiadaczy, wybierze mnie. To nie jest jakaś zarozumiałość. Bo w sumie, zupełnie nie ważne jest jak odpowiadasz, ale jak wyglądasz. „Nasza” pani miała rodzinę w pierwszym rzędzie i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że oni wskazywali jej mnie. Może wychodzili z dzieckiem, które było z nimi, wtedy gdy odpowiadałem? Nie jestem do końca pewien, jednak tak sobie to wyobrażam. Przy tej jakiejś podświadomej pewności, mnie z kolei dręczyła myśl, czy nie trafi mi się jakaś dużo starsza, mało atrakcyjna partnerka…

WYBÓR

Tadeusz opowiada tak podekscytowany, jakby wszystko przeżył przed chwilą: – Słyszę wreszcie, że pani wybiera kandydata ze stanowiska numer 1, czyli mnie. Stajemy przed wachlarzem i przypominam sobie co nam parokrotnie powtarzano: „Nawet jeśli będzie starsza i nieurodziwa – elegancko ucieszyć się!”. Nie musiałem udawać. Przyznam, nie zawiodłem się. Pani Elżbieta pochodzi z Ostrowi Mazowieckiej, jest niższa, szczupła, ciemnowłosa.

– Za chwilę wzięliśmy się za rękę a ja oddałem partnerce prawo losowania wspólnej wycieczki. Wylosowała wyjazd do Tunezji ufundowany przez sponsora, firmę Hellena (wywiedziałem się później, że w drugiej kopercie był wyjazd do Budapesztu). Ucieszyliśmy się razem. Wylot z Okęcia 27 lutego, powrót 6 marca.

– Mam jednak – dodaje na zakończenie szczęśliwy triufator Randki w ciemno – trochę wyrzutów sumienia wobec pani Elżbiety. Może nie popisałem się, bo mało rozmawialiśmy po nagraniu. Czekałem wprawdzie na nią przy portierni, ale musieliśmy się rozminąć. Więc następnego dnia wysłałem do Ostrowii krótki liścik: „Dziękuję za fajną zabawę i za to, że mnie wybrałaś. Cieszę się, że spędzę tydzień z tak elegancką damą”.

***

Dziś, w piątek 21 lutego, o godz.18.10, w telewizyjnej Jedynce można zobaczyć osobiście jak Elżbieta wybierała lublinianina Tadeusza. Kciuków nie trzeba trzymać. Wiadomo wszystko. A o Tunezji i o tym co z tego wyszło, Tadeusz opowie nam wcześniej niż telewidzom. Umowa stoi.

Kategorie:

Tagi:

Rok: