Raz Dwa Trzy Mania

Sobotni koncert kozienaliowy w muszli Ogrodu Saskiego należał do tych, których długo się nie zapomina. Pogoda dopisała, publiczność także i to tak, że w amfiteatrze trudno było się ruszyć, a występujący artyści wspięli się na szczyty swoich możliwości.

Najpierw estradą zawładnął Adam Nowak z zespołem Raz Dwa Trzy i chociąż koncert rozpoczął się z niewielkim opóźnieniem tuż po godz. 20, wymuszony ogromną owacją bis z piosenką „Nie pal!” trwał jeszcze gdy zbliżała się godz. 23. I zapewne znakomitego barda z przyjaciółmi nie wypuszczono by ze sceny, gdyby Nowak nie przypomniał zebranym, że na występ czekają kolejne „podmioty wykonawcze”. Raz Dwa Trzy tak porywa, że przboje „W wielkim mieście” czy „Sufit” rozkołysały widownię do tańce, a słynny refren „I ja doczekam kiedyś takiej chwili/ I nie mogę się nadziwić,/ że ja doczekam tego dnia” śpiewali już dosłownie wszyscy zebrani, także ci zza płotu, którzy otoczyli amfiteatr ogromnym wianuszkiem. – Zauważ jak teksty Nowaka są aktualne, pasujące do naszej polityki – mówiła jakaś studentak do partnera i śpiewała mu w ucho: „Żyjemy w kraju cudownych metafor/ w czasach początków złudzeń i zmian”. Zachwyceni byli także Grażyna i Daniel, studenci IV roku lingwistyki stosowanej na UMCS. Jej jeszcze bardziej podobał się występ Marii Peszek, która rozpoczęła śpiewać utwory z płyty „Miasto mania” już po godz. 11 w nocy. – Ona nie tylko śpiewa, ona tworzy cudowny spektakl! – ekscytowała się Grażyna. I chociaż utwory znakomitej aktorki, „Pieprzę cię miasto”, „Lali lali” czy nieobecna na albumie „Piosenka dla Edka”, są trudniejsze niż melodyjna, podnniesiona na muzyczne wyżyny wspaniałą grą zespołu twórczość Adama Nowaka i one rozgrzały widzów do czerwoności.

Miał jednak drugi plenerowy koncert w ramach Kozienaliów 2006 ciemniejsza stronę. – Nie mogę patrzeć na te szmaty zasłaniajace z tyłu widownię! – pieklił się Rafał KoZa Koziński, odpowiedzialny z ramienia Centrum Kultury za imprezy w muszli. – Widownia kolejny raz okazała się za mała dla wszystkich chętnych, a ci którzy mogli ogladać koncert z łaczki po ławkach dawnego amfiteatru, gromadzą się z boku w krzakach i niszczą zieleń, a przecież nikt im nie zabroni wejścia do Ogrodu Saskiego – wyrzycał z siebie żal. Rzeczywiście, wśród drzew za ogrodzeniem tańczyły i podskakiwały ogromne tłumy. Powtarzany od kilku lat postulat Kuriera, żeby widownię przed muszlą powiększyć przynajmniej do dawnych rozmiarów, wciąż przez władze miasta i konserwatorów przyjmowny jest z kompletną obojętnością.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / / /

Rok: