Rodzaj kompostu

O nowym programie Lubelskiej Federacji Bardów, zaprezentowanym w HADESIE w niedzielę 29 kwietnia, koniecznie powinno się pisać w kontekście pierwszomajowym, ale nie kto inny jak 1 Maja ukradł nam kolumnę kulturalną, która jak zwykle – przynajmniej teoretycznie – miała się ukazać we wtorek, a to przypadające na ten dzień święto zamknęło kioski z gazetami i Kurier wydano już dzień wcześniej. Kolumna odeszła w niebyt, przewidziana na nią recenzja z koncertu nie ujrzała światła dziennego, zaś zawirowania spowodowne najdłuższym weekendem nowoczesnej Europy dodatkowo odsunęły ją w czasie. I tak atmosfera Święta Pracy zdążyła wyparować, a bardzo by się nam tu przydała, bo to z niej czerpał swój duch program skromnie przez bardów zatytułowany Mieszanka firmowa.

Proszę sobie wyobrazić, że tak, jak w epoce dętych akademii pierwszomajowych, na scenę – ze śpiewem na ustach i z szturmówkami w dłoniach – wkracza wiejska baba pod rękę z chłoporobotnikiem, traktorzysta z PGR-u pospołu z jakimś przodownikiem pracy socjalistycznej, junak w czerwonym krawacie i wciągnięty w te tryby artysta, ze względu na papuzi strój zwany wówczas bikiniarzem. Wszyscy są żwawi, rozentuzjazmowani, pełni wiary w świetlaną przyszłość. I płyną pieśni masowe, które powojennemu pokoleniu wciąż brzmią w uszach, bo nie sposób się od nich uwolnić skoro przez długie lata słychać je było zewsząd. Kwiat Peerelu śpiewa dzielnie, w natchnieniu: Zbudujemy nową Polskę, Piosenkę o 1 Maja, Dla nas pierwsza Ty, Ukochany kraj, umiłowany kraj, Przez wioski, pola, lasy, czerwony wieje wiatr, Raz, dwa, lewa, idzie sobie żołnierz i piosenkę śpiewa, Tysiące rąk, miliony rąk, Naprzód, wesoło, niech popłynie gromki śpiew, wszak słoneczny mamy dzień…

Kto tak pięknie zapiewa? Kto tak macha sztandarami i wygląda jak karykatura pochodu przed trybuną pod Pałacem Kultury i Nauki? To nasi bardowie! Jola Sip jako baba w chuścinie, junak Marek Andrzejewski, robol Igor Jaszczuk w bereciku z antenką, kombajnista Marcin Różycki w zgrzebnym swetrze ściśniętym paskiem i istny żigolak Jan Kondrak w czarnym kapeluszu a la Bogusław Mec i srebrzystej kamizelce na czarnej koszuli z jakimś żabotem. Kapela – Paweł Odorowicz, Piotr Selim, Vidas Svagzdys – równie barwna. I, co może najciekawsze, oglądamy lubelską federację – po raz pierwszy w jej równo dwuletniej karierze, bo to 1 maja A.D. 1999 rozpoczęła działalność koncertem Na żywo w Hadesie – w pełnym ruchu, rozbrykaną, z mikrofonami w dłoniach… A wszystko z dowcipem, z uśmiechem, z elementami parodii i kiedy na przykład leci w przestworza (tu sklepienia) śpiew o wiejącym czerwonym wietrze, Jola mozolnie dmucha w karminową szturmówkę rozpostartą przez Marka.

Enterprener Jan Kondrak wyjaśnił, że nie zawsze należy czy wypada naśmiewać się z tych pieśni z lat pięćdziesiątych, ale Lubelska Federacja Bardów uczyniła to nie bez kozery. Kozerą był jej występ przed kamerami telewizyjnymi w wymyślonej przez Zbigniewa Górnego Biesiadzie piosenki studenckiej (to choreografii Doroty Furman, opracowanej przed nagraniem tv w Poznaniu, zawdzięczamy takie rozruszanie statycznych na ogół bardów). Piosenka, która – jak to się wyraził Kondrak – opowiada pojedyńczaść, pojawiła się dopiero w latach sześćdziesiątych i jest utażsamiana z ruchem studenckim. Żeby dać jej historyczne tło, Górny wymyślił, że w biesiadzie pojawi się blok pieśni masowych a bardowie ze swym występem byli rodzajem kompostu – kontekstu przemian.

To zapewne jedyna dobra strona tego, że niniejszy tekst ukazuje się dopiero dziś, bowiem tylko o trzy dni poprzedza telewizyjną prezentację Biesiady piosenki studenckiej. Każdy kto zapragnie zobaczyć takich bardów, jak tu zostali opisani, powinien w piątek 11 maja odszukać w programie TVP godzinę emisji pierwszego odcinka trzyczęściowego programu, w którym to odcinku pojawi się blok z umasowioną w swym śpiewie federacją.

Po „pierwszomajowych odchodach”, konfederaci nawiązali do owych lat studenckiej odnowy piosenki, której sztandarowym (wybacz Kumie to słowo, jeśli dostrzegłeś je z niebieskich wyżyn!) przedstawicielem był wszak nasz Kazimierz Grześkowiak. Nie zaśpiewali jednak utworów ze słynnego programu dedykowanego jego pamięci, ale dwa bodaj najsłynniejsze przeboje Kazia –Odmieńca (tu do jego muzyki rękę dołożyła Katarzyna Gaertner) i Chłop żywemu (tu z kolei współautorem tekstu był Kazimierz Łojan). Czarny bard Igora Jaszczuka (Grześkowiak bez wątpienia by się utożsamiał z prześmiewczym tonem tej autoironicznej piosenki) dał sygnał do rozpoczęcia prezentacji autorskiej części wieczoru, owej tytułowej mieszanki złożonej w głównej mierze z dobrze znanych publiczności federacyjnych przebojów.

Jola zaśpiewała Modrzewiową (znaną też jako A poza tym… i tak – o czym obok – będzie zatytułowana jej pierwsza solowa płyta) i Mój nie mój, obie autorstwa Kondraka oraz, razem z Piotrem, piosenkę Od ściany do ściany ze słowami Hanny Lewandowskiej. Spod jej pióra wyszły też inne wykonywane przez Piotra utwory – Jest, choć była Zostaje tania (muzyka oczywiście Selima). Marek ze swych utworów zaśpiewał tylko Jutro do mnie zadzwoń a na finał prymował w Kondrakowym Panu staroście. Igor, oprócz czarnobardowania, wyciagnął z rękawa swój Igorap i zawsze wszystkich rozruszającą Olivię i Johna. Janek, który tym razem – wliczając jego kawałki śpiewane przez innych – zdominował koncert, przypomniał piękną Piosenkę na piechotę oraz wykonał Intele Za nic do dodania. Marcin zaś wygrzmiał swój słynny Erotyk zza kiosku, nakazywał wzdychać do lustra w klaskanej Drogiej pani i dopiero po raz drugi w programach LFB zapytywał człowieka Dokąd tak biegniesz?

Tę piosenkę można uznać za niemal premierową, premierą natomiast w federacyjnym otoczeniu była wyciągnięty z recitalu Jana Kondraka jego przewspaniały własny liryk Kto cię będzie, nad którego nieprzepartą urodą już tu się rozpływałem, bo uważam, że to piosenka prawdziwie chwytająca za serce każdego, kto choć raz w życiu rozstał się z kimś, a więc – dokładnie nas wszystkich. Była tego przedpierwszomajowego wieczora jeszcze jedna premiera prawdziwa i to ona daje pretekst do napisania na koniec tej relacji kilku słów o ważnych tegotygodniowych planach bardów. Otóż Marek Andrzejewski wygrzebał w jakiś sposób wiersz Wojciecha Bellona, który nigdy nie był śpiewany przez legendarnego twórcę Wolnej Grupy Bukowina i skomponował do niego muzykę. Wypaliło się coś w nas (skończyły się kartki na miłość – biegnie dalej tekst, który jak widać napisany został w zamierzchłych czasach ludowej reglamentacji wszelkich dóbr) brzmi bardzo w Bellonowym stylu i zaśpiewany przez Marka, może być ozdobą koncertu w Krakowie.

W Krakowie? Tak, bo Andrzejewski jako zwyciężca tamtejszego Studenckiego Festiwalu Piosenki (w 1994 r.) i laureat Nagrody im. Wojtka Bellona przyznawanej dodatkowo autorom najlepszych tekstów, został zaproszony do udziału w specjalnym koncercie poświęconym pamięci nieżyjącego bukowińskiego barda, który będzie towarzyszył tegorocznej edycji festiwalu. Marek będzie śpiewał w czwartek 10 maja a już jutro, w środę, w innym ekstra-koncercie wystąpi Marcin Różycki. Spotkał go duży zaszczyt, bo do swojego autorskiego programu zaprosił go sam Wojciech Młynarski. Natomiast do Koncertu Galowego zamykającego Studencki Festiwal Piosenki, jego organizatorzy zaprosili Jana Kondraka. Jeśli dodać, że już poza tą imprezą Lubelska Federaja Bardów zaprezentuje w najbliższą niedzielę 13 maja w sali krakowskiej PWST swój pełny program, można powiedzieć, że w mieście pod Wawelem obecność naszych bardów będzie w tym tygodniu wyraźnie zauważalna.

Jak widać, członkowie LFB mają prawo już nie pamiętać o pierwszomajowej kompostowej mieszance prezentowanej w Kawiarni Artystycznej HADES, ale są ludzie, którzy – jak niżej podpisany – wciąż jeszcze nucą sobie melodie z długotrwałych bisów, które nastąpiły po oficjalnym zkończeniu prgramu i dokładnie im się już wymieszały federacyjny hymn Oto piosenka Piosenką o 1 Maja i z radosnym Oto Travolta, pardon, z Olivią i Johnem. No i dobrze. A w Krakowie życzymy powodzenia!

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / / / / / / /

Rok: