Ruch nie w tę stronę

FELIETON DOMU

– Skocz do Ruchu po gazetę i papierosy – wydajemy w sobotę dyspozycję córce. – Nie mamy w domu kaset? A to biegnij do kiosku i kup. O! I przynieś mi jeszcze tabletki od bólu głowy – wysyłamy jej brata. Itd. Itd. Jak pobliski kiosk Ruchu jest w niedzielę zamknięty, w wielu sytucjach zapominalstwa (skleroza nie boli) czujemy się bazradni. Nie ma gdzie skoczyć, nie ma gdzie pobiec, nie ma gdzie się ratować. Ruch tak wpisał się nasze życie i zakodował jako mały, ale bardzo ważny punkt handlowy, że do dziś pamiętamy rozgoryczenia przeżywane przy okazji pierwszych podróży zagranicznych, do krajów – rzecz jasna – socjlistycznych. W takiej np. Bułgarii kiosk gazetowo-papierosowo-wielobranżowy był instytucją niemal nieznaną. Jakież zdziwienie budziły punkty z widokówkami, w których nie można było jednocześnie kupić znaczków pocztowych (teraz zdaje się i u nas jest to niemożliwe), baterii do latarki czy za przeproszeniem prezerwatywy. Dziś podobnie zdziwiamy się na Zachodzie, że tam gdzie są gazety, nie ma papierosów, po które trzeba się udać do ”tabakierek” (w Hiszpanii np. Tabacos). Ruch, którego tradycje sięgają przedwojennej spółdzielczości na europejskim tle wyróżnia się największą wielostronnością oferty i nasze kioski mogłyby być naszym ciekawym, regionalnym wkładem do unijnego tygla.

Dlatego ze smutkiem przyjmujemy dochodzące nas wieści o zapędach likwidatorskich wobec Ruchów. Dopóki Marian (dla wielu Maciej) Karczmarczyk szefował firmie Hotel Europa, zawzięcie walczył o wyprowadzenie kiosku Ruchu sprzed głównego wejścia do recepcji i restauracji. Swoje racje miał, bo kiosk trochę zasłania reprezentacyjne odrzwia, ale jakoś nie ucieszyliśmy się, że już na odległości, po odejściu do Warszawy odniósł sukces. Kiosk ma zniknąć. Podobnie jak ten przed Galerią Centrum. Podobnie jak inne w śródmieściu, a kiedyś zapewne i dalej w osiedlach, jak ten nasz, do którego pędzimy w momentach ratunkowych.

Kioski mają być zastępowane przez saloniki prasowe, ale my tam uparcie twierdzimy, że to te pierwsze mają swój urok i mogą stać się ciekawym elementem wielkomiejskiego pejzażu. Oczywiście jeszcze trzeba popracować trochę nad uczciwością narodu, ale czyż nie mają magnetycznej siły kioski z południa Europy obwieszone od góry do dołu gazetami? Pamiętamy takie z Grecji (te lodówki z piwem stojące pod okapem z czasopism!), pamiętamy z Hiszpanii. W Valladolid, gdzie bywamy co roku na festiwalu filmowym ogromny kiosk z prasą posadowiono naprzeciwko wejścia do głównego kina festiwalowego w Teatro Calderon i jakoś nikt nie ma zapędów, żeby go stamtąd eksmitować. Większość jednak takich punktów stoi na małych skwerkach z ławeczkami. U nas chyba też nikt nie obraziłby się, gdyby Ruch sprzed Europy przeniść pod drzewa placu Litewskiego i zrobić z niego ogólnodostępną witrynę dla wszystkich idących przysiąść na ławeczce koło fontanny. A kiosku sprzed Centrum w ogóle nie powinno się ruszać, tylko go rozbudować i estetycznie dopieścić. Bo Ruchowi należy się szacunek. Bo przed Ruchem chapeau bas! Chyba, ze się ma takie kłopoty jak ojciec dziewczynki z trójkowej audycji ”Dzieci wiedzą lepiej” prezentowanej na antenie w poniedziałek. Rezolutka ta rzekła: ”Żeby pokazać szacunek trzeba zdjąć kapelusz. A mój tata nie nosi kapelusza. I co on ma biedny zdjąć?!”.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: