Śmiecie mózgowe

FELIETON ZADOMOWIONY

Już niestety wiemy, że po okresie ”papieskiego pokoju” pozostały strzępy. Wszystko powróciło do normy, jeśli normą można nazywać polityczne matactwa, chuligańskie burdy, korupcję na najwyższych szczeblach i kilka innych uroczych spraw z naszego życia publicznego i nie tylko publicznego. Mamy nawet wrażenie, że ów błogi okres po śmierci naszego Ojca spowodował to, że wszyscy ci, którzy na kilka dni posypali sobie głowę popiołem i autentycznie się uspokoili, zaczynają spowodowane tym straty odbijać sobie w dwój- i trójnasób. Jeśli gówniarze z naszego osiedla niszczą ławki obok swego ulubionego boiska do kosza i – rzadziej – siatkówki, to chociaż serce na ich widok się nam kraje, uznajemy tę demolkę za jeszcze jeden objaw młodzieńczego skretynienia powodownego instynktem stadnym i próbą przypodobania się kolesiom. Jeśli natomiast tacy sami kretyni idą na wzgórze Starego Miasta i niszczą reflektory oświetlające bazylikę dominikanów, świątyni, w której być może kilka dni wcześniej modlili się za duszę naszego papieża, to już nie wiemy jak to nazwać, jakich użyć słów, bo wszystkie dostępne i uznawane za nie przekraczające norm przyzwoitości nie oddadzą tego, co człowiek w takich momentach chciałby wyrazić.

Z tej krótkiej perspektywy czasu, który upłynął od błogostanu, który ogarnął na moment nasz naród zaczynamy dostrzegać, że jednym z największych dobrodziejstw jakie w owych dniach na nas spłynęły było dobrowolne wyrugowanie śmieci – nazwijmy je tak – mózgowych przez ich producentów czy raczej dystrybutorów fałszywej o nich wiedzy. Przypomnijcie sobe, a przypomnieć sobie jeszcze nie jest trudno, że – jak pisał zawsze czujny Michał Ogórek – proszki do prania powróciły wówczas na swoje miejsce, czyli do łazienek. To samo zrobiły kiblowe odświeżacze, cielesne balsamy, luksusowe dobra zalegające w autosalonach i piwa – strong i słabowite. Tu mała dygresja spowodowana wywołaniem piwa mocnego, którego, tak na marginesie, szczerze nie cierpimy. Czy Państwo zauważyli drobny fakt – skutek naszego wejścia do Unii Europejskiej? Z papierosów zniknęły informacje, że są to fajeczki light czy też ekstra light. Dziś odróżnia je od ciężkokalibrowych jedynie kolor opakowania i skończyło się takie wciskanie kitu, jak pisanie, że papierosy marki Mocne – to autentyk! – mogą mieć także odmianę lekką. Święto – że powrócimy do tematu – braku reklam trwało niestety tyle, co przelot odrzutowcem ze Świdnika do Radawca (ze względu na stan tych lotnisk, jest to, zdaje się, niemożliwe). Nie wiemy – życząc jak najdłuższego sprawowania swej funkcji kolejnym papieżom – czy jeszcze w życiu dostąpimy takiego szczęścia, żeby podobne święto przeżyć i to nas przeraża. Przeraża, bo jesteśmy bezsilni. Ile razy trzeba by biec z kuchni do radia, żeby je wyłączyć w czasie sprzedawnia przez nie mózgowych śmieci? Jak często używać pilota, żeby zmienić program? Gdzie kierować wzrok, żeby nie widzieć wszechobecnych billboardów? Przecież to beznadziejna walka. A przecież nie chodzi tylko o reklamy. Jesteśmy nocnym markiem i tylko wtedy oglądamy telewizję, nota bene pod względem ilości reklamowych spotów bardzo o tej porze litościwą. Oglądamy, no to i mamy za swoje! Poszukując kolejnych filmów, bo tylko one nas w tej – jak mówią Anglicy – latarni idiotów interesują, co i rusz wpadamy na kanały, które nam też szare komórki zaśmiecają bez wciskania kolejnego produktu, który musimy natychmiast kupić. W jedny pół nocy mizdżą się do nas fiu-bździu panienki, które każą nam odgadywać, ile kwadracików widzimy na ekranie. W drugim tęgi kucharz 53. raz odwiedza tę samą rodzinę i 53. raz nakazuje jej przygotować i zjeść tę samą potrawę. W innym bez montażu wyją do nas kompletne beztalencia, od śpiewu których ołysiałby i osioł, a mówimy tu o sympatycznym zwierzaku, bo osłów wyrosłych po takim mózgu zaśmiecaniu mamy na kopy. Im to dedykujemy na koniec jeden z naszych najbardziej ulubionych napisów z – bez pochwał – z muru: ”Po co mi muzg, mam dresik”.

ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi:

Rok: