Stachuriada plus

W przededniu 30. rocznicy śmierci Edward Stachury jedna z gazet obwieściła, że autor „Siekierezady” nie jest już dziś legendą i próbowała podjąć dyskusję, dlaczego się tak stało. Że legenda Steda jest jednak wiecznie żywa, można był się przekonać 26 lipca w muszli Ogrodu Saskiego, gdy jako zwieńczenie trzydniowego Festiwalu Ogrody Piosenek zaprezentowano program specjalny pt. „Stachura – 30 lat później”. Bogusław Sobczuk, jak zwykle prowadzącemu koncert z wielką kulturą, zakomunikował przy tym, że było to najokazalsze przedsięwzięcie w kraju poświęcone rocznicowo poecie, który „zginął w wojnie ze samym sobą”.

Chociaż sam Stachura traktował Lublin jako miasto przeklęte, takie przedsięwzięcie nie mogło się u nas nie udać. To KUL jest uczelnią, na której powstają najważniejsze prace krytyczne mu poświęcone. To w swym domu na Sławinku Janusz Kukliński zgromadził największą w Polsce kolekcję Stachuraliów. To – wreszcie – o autorze scenariusza i spiritus movens wydarzenia tuż przed nim Dziennik napisał nie bez żalu, że „mało kto pamięta dziś o charyzmatycznym Janie Kondraku, najlepszym wykonawcy Stachurowych wierszy śpiewanych”. Zdarzyły się jednak niesprzyjające okoliczności pogodowe. W ostatni lipcowy weekend deszcz przeganiała ulewa i na odwrót, i ludzie mogli zaniechać przychodzenia na tę – nazwijmy sobie tę imprezę tak, wbrew złej sławie podobnej w Starej Prochowni na początku lat 80. – Stachuriadę, tym razem ze znakiem plus. A jednak… Na wypełnionej po brzegi widowni można było dostrzec starych podtrzymywaczy jednej z największych legend polskiej literatury i całkiem młodych jej odnowicieli. Przy tym temperatura odbioru rosła i gdy na koniec zabrzmiał zaśpiewany przez wszystkich wykonawców, odkryty ongiś i doprawiony muzyką przez Marka Gałązkę song stanowiący hołd Steda złożony wielkim bardom świata (z dopisaną frazą: „Wielkie ci dzięki, Edward Stachura, za twoje piosenki!”), temperatura sięgnęła zenitu. A Sobczuk mógł podziękować Stachurze, że załatwił w niebie, iż nie spadła ani kropla deszczu.

Już wejście w koncert było mocne i porywające słuchaczy. Bratanek poety Jerzy Stachura Junior, ze swym niskim głosem a la Johnny Cash i gitarą akustyczną Kondraka okazał się idealnym interpretatorem utworów sławnego stryja zachowanych w pierwotnych wersjach melodycznych, tych z którymi Sted wędrował po kraju. Popłynęły m.in. słynna „Piosenka dla Potęgowej” i „Piosenką dla piosenki”, ostatnia jaką napisał i którą śpiewał brzdąkając po strunach kciukiem jaki mu pozostał w prawej dłoni po wypadku. Towarzyszący Jerzemu synowie: Krzysztof – gitara i Patryk – gitara bas, tylko prawdziwość tych wykonań podkreślali subtelnym akompaniamentem. Zawiodła Anna Chodakowska. Ponad tysiąc wykonań – od 25 lat! – „Mszy Wędrującego” wg poematu „Missa Pagana” i nawet zgrabnie dobranymi fragmentami „Oto” i „Fabula rasa” odbiło się negatywnie na wyrazie całości, a wcielanie się aktorki w podmiot liryczny było dla wielu odbiorców wręcz nie do zniesienie. Przeciwnie, Marek Gałązka, który pod koniec lat 70. zapoczątkował modę na śpiewanie piosenek Stachury, zachował świetną formę. Odnowił brzmienie, śpiewając z zespołem rockowym, także prawie rodzinnym, bo z synami – gitarzystą Marcinem i perkusistą Filipem (+ saksofony i bas). Ukoronowaniem całości stał się występ Lubelskiej Federacji Bardów ze znanym nam dobrze od 5 lat programem „Stachura-Poematy”. Fragmenty pięciu, w tym „Dużo ognia”, „Po ogrodzie niech hula szarańcza” i „Kropka nad Ypsylonem”, interesująco muzycznie oprawili głównie Marek AndrzejewskiPiotr Selim, i oni je oraz Jola Sip śpiewali. Kondrak, obecny w chórkach (jakże ubogo brzmiałyby bez niego chociażby „My gwiezdne dzieci”!), ograniczył się do zaśpiewania jednej piosenki „Błogo będę sławić”, dla podkreślenia jak ta część twórczości Steda różni się od dojrzałych poematów. Cel osiągnął. Jak całym programem „Stachura – 30 lat później”, który na długo, może na zawsze, pozostanie w naszej pamięci.

Kategorie:

Tagi: / / / / / /

Rok: