Święto tulipanowo oczerwienione

W dniu ukazania się tej opóźnionej recenzji, z lotniska na Okęciu w swe pierwsze zaoceaniczne tournee startuje jej główny bohater – olsztyński kabaret Czerwony Tulipan. Cokolwiek byśmy nie sądzili o występach w polonijnych klubach Kanady i USA, trafiają tam zespoły, które zdobyły w kraju prawdziwą sławę, weszły do klasyki rodzimej rozrywki. Już tylko to świadczy o renomie Tulipana. Ale zawsze lepiej samemu się przekonać w jakiej kondycji znajduje się zespół, który w Lublinie akurat zaskarbił sobie ogromną sympatię, także konsekwentnymi tu powrotami i traktowaniem naszej publiczności wręcz z czułością. Okazją były jubileuszowe XX Piwniczne Spotkania z Piosenką, które odbyły się 12 stycznia w Kawiarni Artystycznej HADES.

Bywalcy tej imprezy wiedzą, że jej animatorzy od początku istnienia Spotkań zawarli z Czerwonym Tulipanem niepisaną umowę, że olsztyniacy będa ozdobą kolejnych jubileuszy. Gościli na Piwnicznych nr. 1, 5 i 10, na skrzydłach przybyli też na dwudzieste. Przybyli i zwyciężyli! Nie tylko dlatego, że zaprezentowali – bijąc, notabene, swój własny rekord – najdłuższy koncert w historii HADESU. Jego rozmiar był raczej skutkiem fluidów wędrujących pomiędzy czwórką wykonawców a widownią, tej niewidocznej a tak silnej nici porozumienia, gdzie scena i widownia zespalają się w cudowną jedność a najdrobniejsze drgania odbierane są nawzajem tworząc nową jakość. Niezwkle w HADESIE rzadkie stojące owacje stały się faktem. Po ponad trzech i pół godzinach śpiewów i żartów, kawiarnia pełna rozentuzjazmowanej publiczności tulipanowo się oczerwieniła buchając żarem wdzięczności.

Kluczem do sukcesu Tulipana była pierwsza, zupełnie nowa część wieczoru. To, że nie w Olsztynie a w Lublinie odbyła się premiera najświeższego programu kabaretu, Czerwony Tulipan erotycznie, zaświadcza dodatkowo o stosunku jego członków do naszej publiczności. Służąc jako papierek lakmusowy, przyczyniła się bez wątpienia do przydania wykonawcom odwagi. Program ułożony jest w dosyć przewrotny sposób. O pierwszych kilku utworach można raczej powiedzieć, że są liryczne a nie erotyczne. Otwierający (i spinający całość klamrą na zakończenie) walc Bezsilnemu…, wprowadza w tkliwy nastrój, budowany następnie wykonywaną przez Krystynę Świątecką piosenką Obiecywałam niebo, ale to nie prawda i wyznaniem Ewy Cichockiej No i nie wiem dlaczego, tak po dziecinnemu, kocham cię. Liryka najwyższych lotów, przyprawiana czasem nutą goryczy, czasem nostalgii, unosi sie nad scenką przez kolejne utwory. I kiedy sie wydaje, że pozostaniemy do końca w takim klimacie a sąsiadka przy stolika pyta szeptem, czy to jest naprawdę Czerwony Tulipan, następuje przełamanie konwencji rytmicznym Znajdziesz mnie na spalonym moście w interpretacji lidera, Stefana Brzozowskiego. Póżniej nastanie szał. Ewa, z całą swoją nieokiełznaną energią, udowadnia: Zostałam stworzona tylko po to, żeby mnie dotykać, dodatkowo opowiada o tym, iż To była miłość na 12 megabajtów, by zwieńczyć popis Czupiradłem, które już tylko zrzuca zaśmiewających sie do rozpuku widzów z krzeseł pod stoliki.

Ciekawy w tym wszystkim jest dobór tekstów. Tulipanowcy musieli odbyć niezłą kwerendę po literaturze, skoro obok klasyków liryki, znalazły się w programie utwory tak dziś zapomnianych satyryków jak Antoni Marianowicz czy spółka Gozdawa i Stępień. Wspomógł też kabaret, pochodzący z tych samych co Tulipan okolic, Krzysztof Daukszewicz. Jego opowieść o bezrobotnym w brawurowym wykonaniu Stefana, to tekst perełkowy, kto wie czy nie najlepszy numer w premierowym spektaklu. Reszta jednak też jest cenna i gdy rondo się zamyka, mamy już pełne przekonaniu, że oto staliśmy się świadkami wydarzenia. O Czerwonym Tulipanie erotycznie jeszcze cała Polska usłyszy. A wcześniej – Ameryka.

Żeby jednak przyjaciół nie zapieścić, zgłoszę dwie małe uwagi. Obie tyczą muzyki w wykonywanych utworach. Po pierwsze, nie podobało mi się, że świetna w sumie piosenka Złączy ogień, pozostając w klimacie żydowskim, tak wiele ma wspólnego z jednym z utworów spółki Osiecka – Konieczny z teatralnej adaptacji Sztukmistrza z Lublina. Po drugie, uważam, że Krystyna powinna otrzymywać bardziej zróżnicowany melodycznie materiał; niektóre z jej piosenek wydają sie cytatami muzycznymi ze starszych, które znamy (i lubimy) z jej interpretacji. I tylko tyle.

Druga część wieczoru, obejmująca niebagatelną liczbę trzydziestu „jednostek estradowych” była już jedynie powrotem do przebojów Tulipana. Nie ma miejsca na ich szczegółowe analizowanie, chociaż poniektóre evergreeny (Pan to chyba jest stuknięty z porywającą, sięgającą szczytów maestrii gitarą Andrzeja Czamary, czy Sekret kardynała Richelieu, czy Szwagierka, czy wreszcie kapitalne Jedyne co mam to złudzenia), chciało by się słuchać i słuchać a gdy wybrzmią – słuchać ponownie. Pragnę jednak zwrócić uwagę, że podczas dwudziestych Spotkań zrealizowany został wreszcie w pełni postulat zgłaszany na tych łamach od zawsze, to znaczy od powstania Piwnicznych. Gospodarze – Jagoda Naja, Marek Andrzejewski, część Grupy Niesfornych, a poniekąd i dyskretnie zapowiadający całość Piotr du Chateau – nie byli dodatkiem do gości. Weszli we wnętrze programu integrując się z olsztyńskimi przyjaciółmi we wspólnej, niewymuszonej zabawie. Śpiewane wespół Markowe Ziemniaczane obierki stały się elementem współświętowania na równi z osadzonymi we wnętrzu wieczoru indywidualnymi popisami lublinian. Dlatego Różę Jagody, a szczególnie nigdy jeszcze tak porywająco nie wykonane wspólnie z Markiem Kto nas jak listy w świat rozessłał, uważam za takie same aktywa niezapomnianego jubileuszowego wieczoru, jak wszystkie cudowności Czerwonego Tulipana. I niechaj już tak zawsze będzie!

Kategorie: /

Tagi: / / / / /

Rok: