Szaman na pomniku

Lubelska Premiera Teatralna

Oglądając takie spektakle jak przywieziona z warszawskiego Ateneum składanka (bo to wszak składanka) „Odrobina mężczyzny na codzień” doznaję uczucia strachu. Może nieco na wyrost, ale zaczynam myśleć za innych, tu – za twórców przedstawienia. Boję się, że przywoływane na scenie nazwiska wielkich autorów i wykonawców dawnego kabaretu nic już nikomu nie mówią. Zastanawiam się, jak drobna jest ta część widowni, która wie, kto to taki Jurandot, Dymsza, Olsza, Krukowski czy – już z czasów późniejszych – Wysocka lub Szpalski a nawet Dziewoński. To przecież przeszła epoka i coraz mniej jest ludzi, dla których były to legendy, ale żywe legendy. Coraz większe zastępy młodzieży w ogóle nie wiedzą o czym to wapniaki gaworzą przywołując te nazwiska.

Sprawa jest na tyle poważna w czasach ekspansji nowej rozrywki, że nawet Wojciech Młynarski, autor spektaklu z Ateneum, nie raz się musiał przekonać, iż dla młodych on sam bywa często już tylko wykopaliskiem a jego przeboje sprzed 30 lat nie znajdują dziś rezonansu osiąganego wówczas. Na niedawnym recitalu artysty w Graffiti zasiadła publiczność średniego czy starszego pokolenia; młodych brakowało.

Jeśli więc pan Wojtek zabiera się za przypomnienie jeszcze starszych pereł kabaretowych i kabaretowego mistrza nad mistrze, doskonale wie co robi. To działalność piętrowa. Przypomnienie ulotnej przeszłości, jej utrwalenie, stanowić może bazę do dalszych konstrukcji, do zebrania piosenek, skeczy, satyrycznych monologów i innych numerów kabaretowych stworzonych w epoce rozkwitu twórczości jego generacji, w tym jego samego. Jeśli taki spektakl powstanie wkrótce w Ateneum, nie zdziwię się ani trochę. Przecież hołd swym mistrzom, Brelowi, Wysockiemu, wreszcie Wiesławowi Michnikowskiemu, już oddał. Czas na autoprezentacj i to nie tylko w roli scenarzysty, reżysera i prowadzącego wieczór, tak jak to ma miejsce w przypadku „Odrobiny mężczyzny”, ale i autora i wykonawcy.

Nie lubię składanek. Nie lubię też stawiania pomników za życia osoby na monument wynoszonej. A jednak uważam, że pomnik, który Młynarski wybudował Wiesławowi Michnikowskiemu jest jak najbardziej na miejscu. Uważam tak, bo stanął na nim prwdziwy szaman, czarodziej sceny, który potrafi do cna zawładnąć publicznością. To, co aktor o lubelskich korzeniach (zawsze to podkreśla) robi z piosenką kabaretową, z „klasycznym monologiem ” („Dzienniczek syna” Stanisława Tyma to tylko jeden przykład), z zaprzepadłym dziś zupełnie szmoncesem („Sak” Jerzego Jurandota), wprowadza widza w trans. Siedzi on zamurowny wrażeniem, uruchomiając jedynie organa odpowiedzialne za funkcje śmiechu i dłonie, które same skaładają się do oklasków.

Michnikowski to – ani trochę nie boję się użyć tego słowa – geniusz godny najwyższego podziwu. Jednym gestem potrafi zarysować postać, w którą sie wciela. Niekiedy nawet tego gestu nie potrzebuje, wszystko osiągnie mimiką (coż za plastyka twarzy!) i bez pudła dobraną intonacją głosu. Nawt gdy zabraknie już nieco głosu starszemu panu, zawsze znajdzie środki, by wspiąć się na tkie wyżyny intrpretacji, jakie prezentował za czasów – powiedzmy – Kabaretu Starszych Panów. Gdyby nie przedstawienie ze stolicy, całe rzesze młodych odbiorców nie miałyby okazji przekonać się, jak ta legenda działa w żywym, bezpośrednim odbiorze.

Bo jest na szczęście jakieś pocieszenie w czasach dzisiejszej głupawej (lub zwyczajnie głupiej), masowej propozycji rozrywkowej. Przeboje Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory zna na pamięć ogromna ilość ludzi, w tym ludzi całkiem młodych. To niewątpliwa zasługa przypomnień telewizyjnych, działalności Magdy Umer czy radiowej Trójki, która co wtorek puszcza rano w eter po dwie piosenki Starszych Panów. Zasługą Młynarskiego i Teatru Ateneum, jest zaś to, że mieliśmy sznsę przypomnienia sobie niejako en bloc skromnego, zakompleksionego szarego człowieczka, w którego wcielał się u Strszych Panów Wiesław Michnikowski, przypomnienia kompleksowego, z całą otoczką wprowadzającego w piosenkę monologu. Finałową perłę wieczoru, złożoną z tych opowiastek budzących kaskady śmiechu i z najpyszniejszych przebojów – „Bez ciebie jestem jak…”, „Już kąpiesz się nie dla mnie”, wreszcie absolutnie bombowe „Adio pomidory” i tytułowe „odrobinę mężczyzny…” – powinno się kunsztownie, używając najszlachetniejszych kruszców, oparwić i ten klejnot na pomniku wstawić do Galerii Chwały Aktorstwa Polskiego.

Wojciech Młynarski w tej sprawie, sprawie szlachetnej nobilitacji Wiesława Michnikowskiego, szamana sceny i kabaretowej estrady, jednego z najwiekszych polskich artystów tego wieku, poczynił pierwszy krok. A, że uczynił to poprzez spektakl daleki od monumentalnych form,

Andrzej Molik

Odrobina mężczyzny na codzień. Scenariusz, reżyseria i prowadzenie Wojciech Młynarski; opracowanie muzyczne i akompaniament Jerzy Derfel. Występuje Wiesław Michnikowski. Spektakl Teatru Ateneum w warszawie prezentowany w Teatzre Osterwy w ramach Lubelskiej Premiery Teatralnej 22 lutego 1999 roku.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: