Szczególny wieczór zadumy i wzruszenia

W sobotę na Starym Mieście podczas zdarzenia Jedna Ziemia – Dwie Świątynie nastąpił symboliczny akt pojednania Żydów i chrześcijan

O godzinie 20.15 zatrzymano ruch na zawsze pełnej pojazdów alei Tysiąclecia. Młodzież z lubelskich szkół ze zniczami w ręce wkroczyła na dwie jezdnie trasy W-Z i ustawiła się na obrysie fundamentów zburzonej przez Niemców w czasie II wojny Wielkiej Synagogi. Rabin Michael Schrudich przekazał naczynie z ziemią wykopaną ze świętego dla wyznawców religii Mojżeszowej miejsca w ręce ocalonego z holocaustu Icchaka Karmi, pierwszej osoby niezwykłej sztafety tak jak on ocalonych Żydów, stojących pośród młodych lublinian w szpalerze, który wiódł aż do Bramy Grodzkiej.

W tym samym czasie po drugiej stronie bramy, na Placu po Farze, inicjator całego przedsięwzięcia arcybiskup Józef Życiński uczynił to samo, co rabin z Warszawy obok zamkowego wzgórza. Otoczony młodymi ludźmi tworzącymi „żywą świątynię” w miejscu gdzie stał kościół farny p.w. św. Michała, przekazał wykopaną ziemię Bazylemu Chmielewskiemu, pierwszemu z szergu osób odznaczonych za ratowanie Żydów podczas wojny medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, tworzących z młodzieżą podobny jak na placu Zamkowym szpaler prowadzący do Bramy Grodzkiej.

Nie dało się tych symultanicznie dziejących się scen oglądać równocześnie. Kto wybrał udział w sytuacjach pod Zamkiem, nie widział wydarzeń z ul. Grodzkiej. Ale o wszystkim informowano przez głośniki rozstawione na Starym Mieście. Przez nie słyszeliśmy też, jak ocaleni i Sprawiedliwi przedstawiali się (niekiedy na własne życzenie ograniczając to do imienia) i w krótkich słowach opowiadli dzieje swojego życia. Były to wyznania niekiedy bardzo dramatyczne. Zestawienie losów tych, którzy próbowali uratować się z wojennej pożogi i tych, którzy im pomagali to uczynić, robiło ogromne wrażenie na setkach zebranych lublinian i gości przybyłych z całej Polski i z zagranicy.

Tadeusz Stankiewicz, którego rodzice odznaczeni zostali jako Sprawiedliwi a on wraz z siostrą pomagał w uratowniu sześciu osób, poinformował ze wzruszeniem, że jedna z nich jest obecna na sobotniej uroczystości. Pani Krystyna z Warszawy, która była ósmym, najmłodszym dzieckiem w religijnej rodzinie żydowskiej, z której ocalała tylko ona, opowiadała, jak po powstaniu w getcie schowała się schronie i przeszła potem kanałami na aryjską stronę, gdzie ją uratowano. Krzyżowały się losy, mieszały tragiczne opowieści kończone częstokroć podziekowaniami dla organizatorów uroczystości. Przybysz z Izraela wyznawał, że jest pierwszy raz w Lublinie od dzieciństwa, od wybuchu wojny, i jest z tego powodu bardzo szczęśliwy. Kobieta oddająca hołd nieżyjącej już osobie Sprawiedliwego, wyrzuciła z siebie: – Cześć jego pamięci! Inna apelowała (podając nawet publicznie swój dokładny adres), żeby pomóc odnaleźć jej ocaloną przez jej rodzinę dziewczynkę żydowską, o ktorej wie tylko, że ma na imię Anna, mieszka dziś w Chile i jest lekarzem.

Ktoś żałował, że nie dożyli tej uroczystości jego rodzice, którzy ocalając sześć osób żydowskiego pochodzenia dali prawdziwe świadectwo chrześcijanskiej miłości do bliźniego. Ktoś apelował, żeby na świecie dominowała miłość i nie było braku zrozumienia człowieka z człowiekiem, a ktoś inny opowiadał, że odwiedził ocalonych w Izraelu. Głosy Sprawiedliwych z leśniczówki pod Radzyniem i spod Włodzimierza na kresach wschodnich miksowały się z drżacymi głosami ocalonych, mówiących także nie po polsku, jak kobieta, która jako dziecko została uratowna we Florencji przez siostry zakonne, a która pod Zamkiem przekazała ziemię wykopaną w miejscu gdzie stała synagoga młodzieży żydowskiej przybyłej z Warszawy.

Gdy ziemia przekazywana z rąk do rąk przez ocalonych i Sprawiedliwych dotarła do Bramy Grodzkiej, nastąpiła kulminacja zdarzenia, ktorego kreatorem był dyrektor Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN Tomasz Pietrasiewicz i jego niezliczeni, anonimowi współpracownicy. Ostatnimi ogniwami dwóch sztafet byli: mer partnerskiego izraelskiego miasta Rishon LeZion Meir Nitzan, sam należacy do ludzi ocalonych z holocaustu i prezydent Lublina Andrzej Pruszkowski, który stwierdził, że to wzruszajaca chwila, gdy przekazuje ziemię z miejsca gdzie stał najważniejszy kościół miasta, ziemię, którą otrzymał z rąk osób tak zacnych, tak odważnych ludzi, dzięki którym my Polacy możemy dziś nosić podniesioną głowę.

Nim ziemię z miejsc, gdzie stały dwie zburzone świątynie zmieszał ksiądz Romuald Jakub Weksler – Waszkinel, który będąc żydowskim dzieckiem został ocalony przez polska rodzinę i nim Milena Migut, uczennica jednej z lubelskich szkół średnich posadziła w tej ziemi dwa krzewy winorośli, jeden z Lublina, drugi z Rishon LeZion, przemawiali jeszcze gospodarze tych miast. W przypadku Meira Nitzana była to przemowa aż zbytnio rozbudowana, w której zawarł nawet opowieści o osobach z delegaji przybyłej z Izraela. Jednak najważniejszy był duch tego wystąpienia, wyrażona otwarcie radość, że doszło do takiej uroczystości i że on i inni goście przybyli z Ziemi Świętej mogli w niej uczestniczyć. – Ta winorośl – powiedział – wyrośnie i zaowocuje z pomocą Boga, w ktorego razem wierzymy. Niech nas Bóg wspomoże. Fakt, że tutaj jesteśmy, to potwierdzenie, ze przeszłośc jest za nami a przed nami nadzieja na lepszą przyszłość – dodał mer partnerskiego izraelskiego miasta.

Prezydent Andrzej Pruszkowski podziękował arcybiskupowi Józefowi Życińskiemu za włączenie tak wiele znaczącej uroczystości do Kongresu Kultury Chrześcijankiej. Dziękował też za przybycie na nią gości z Niemiec, z partnerskiego Delmenhorst. O zdarzeniu powiedział, że symbolizuje nadejście nowych czasów, gdy wojny będą tylko wspomnieniem. – Szalom alejham, przyjacielu! – zakończył zwracając się do Meira Nitzana.

Niemal przebojowe było przemówienia rabina Michaela Schrudicha, który powiedział, że nie będzie przemawiał po angielsku, w pierwszym swym jężyku, ani po hebrajsku, w drugim, ale – co przyjęto entuzjastycznie – spróbuje mówić po polsku, w trzecim swym języku. Mówił esencjonalnie o tym, że słuchajac słów oclonych i Sprawiedliwych, nie rozumie takiego zła jakie spotykało Żydów i nie rozumie takiego dobra jakim wykazowali się ci, którzy ich ratowali. Ale jedno rozumie. Patrząc na młodzież, która uczestniczyła w uroczystości, w stu procentach jest pewien, że budowna przez nich przyszłość jest wielką nadzieją.

Zabrał też głos arcybiskup Józef Życiński, inicjator tej uroczystości, która stała się symbolicznym, może nie pierwszym, ale jakże znaczącym aktem pojednania Żydów i chrześcijan. Odwdzięczając się rabinowi za jego polskie słowa zaczął, zwracając się doń płynną angielszczyzną, za co zebrał ogromne oklaski. Po chwili przeszedł jednak do języka polskiego. Nazwał zdarzenie wieczorem zadumy i wzruszenia i stwierdził, że ma ona szerszy, ponadlokalny wymiar, bo Kongres Kultury Chrześcijańskiej zgromadził ludzi z wielu krajów, a w tym miejscu obecni byli hirarchowie Kościoła, którzy przydali mu wręcz europejski wymiar. Wypowiedział też Arcypasterz kolejny raz z pełną dezaprobatą o antysemityźmie, stwierdzając, że gdyby próbowano wprowadzać jakieś jego formy w środowisku chrześcijańskim, byłoby to przejawem okropnej formy aktywności. Na zakończenie, przywołując wątek biblijny, zwrócił się – ponownie po angielsku – do gości z Izraela, którym powiedział, że gdy będą kiedykolwiek w Lublinie, niech pamiętają: – Jestem Józef, i jestem wasz brat.

Finałem zdarzenia Jedan Ziemia – Dwie Świątynie było – jak to sformułowano – symboliczne przejście dwóch szeregów uczestników, jednego idącego od Fary, drugiego od Wielkiej Synagogi przez Bramę Grodzką, miejsce spotkania dwóch religii i dwóch kultur. Lublin może być dumny, że taka uroczystość miała miejsce w naszym mieście. Bez wątpienia przejdzie ona do historii obu narodów a echa jej będą brzmiały długo.

Andrzej Molik

Fot. Emilia Szumowska

Wieczór zadumy i wzruszenia

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: