Tajemnica Pinokia

Andrzej Molik: Przedstawienie „Pinokia” Carlo Collodiego, którego premiera odbędzie się w Teatrze im. H. Ch. Andersena w niedzielę jest Pana pracą dyplomową z reżyserii na białostockim Wydziale Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej w Warszawie. W jaki sposób zainteresował się Pan jego realizacją?

Robert Jarosz, reżyser spektaklu: Na uczelni powstał egzemplarz reżyserski, bo Włodzimierz Fełenczak, dyrektor Andersena, który jest tam wykładowcą chciał żeby „Pinokia” realizować w teatrze. Jeszcze przed wejściem na egzamin wiedziałem, że chcę to robić. Kiedy – nie wiadomo. Ale dosyć szybko dostałem od niego te zadanie.

* Młody debiutant orzymał przy tym wsparcie wspaniałego, światowej sławy plastyka Stasysa Eidrigeviciusa, ktory stworzył lalki i scenografię spektaklu. Jak do tego doszło?

Dyr. Fełenczak zaproponował współpracę Rostislavowi Pospisilowi, z którym realizował „Cuda i dziwy”. Kiedy to okazało się niemożliwe, zasugerował współpracę ze Stasysem. Nie za bardzo wierzyłem, że zgodzi się na wspólną pracę przy dyplomie studenta, ale okazało się, że jest zainteresowany.

* I zaiskrzyło między wami?

Znaleźliśmy szybko wspólny język, powiedzieliśmy czego nie lubimy, a nie lubimy tego samego.

* Sztuka Stasysa odcisnęła piętno na spektaklu?

Trzeba być głupcem, żeby nie dostrzec, że plakaty i cała plastyka są jego. Spektakl nie jest typowym teatrem lalek, to estetyka Stasysa. Przenikają się materie, papier, drewno, z ciałem ludzkim. Pinokio nie może być z innego materiału niż drewno. Nie może być butaforą, sceniczną imitacją z papier-mache.

* Wspiera Pana także inny uznany artysta, twórca muzyki Krzysztof Knittel…

Wspópracę z nim zaproponował Stasys, bo razem robili performace. Pracując z takim osobowościami jak Stasys i Kinittel, moim zadaniem jest dawanie tematów wokół których oni tworzą. To musi być ich twórczość, żeby było ciekawe, żeby każdy był autentyczny i uważał, że ten Pinokio jest jego.

* A jaki był Pana pomysł na Pinokia?

Nie chciałem mieć pomysłu, on jest Collodiego. Co mnie zafascynowało u niego, to wielka tajemnica, objawiająca się kiedy odrze się tę historię z pewnej baśniowości. Kiedy stary mężczyzna Dżepetto staje się ojcem. Kiedy nie do końca może sobie z tym poradzić i może dlatego z taką łatwością Pinokio mu ucieka. Kiedy wreszcie Collodi po raz pierwszy przedstawia postać Wróżki Błękitnej, zmarłej dziewczynki, która czeka na mające ją zabrać mary, a którą później Pinokio traktuje jako swoją matkę. Finałem jest powstanie rodziny, gdzie Pinokio przestaje być pajacem, Dżapetto przestaje być stolarzem, a staje się jego ojcem, a wróżka, dobra dusza – matką. Tak czytam Collodiego. To nie mój pomysł, to chciał powiedzieć Carlo Collodi. Fot. MM

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: