Tasiemiec śnieżny

FELIETON ZADOMOWIONY

Jak ten czas leci! Jakże bardzo w ciagu trzech tygodni w krajobrazie, także tym obserwowanym z okna potrafi się wszystko zmienić! W felietonie z 11 stycznia pisałem, że wnętrze ziemi obok mojego wieżowca toczy tasiemiec kanalizacyjny o wszystkich cechach pasożyta. I wyrażałem nadzieję, że prawdopodobnie kiedyś zostanie on wykończony, ale póki co, nic na to nie wskazywało.

Przypomnę o co chodziło. W ostatniej dekadzie października, gdy bawiłem w dalekiej Hiszpanii, dzieci mi e-mailowo przesłały zdjęcia zrobione z balkonu naszego domu na VI piętrze. Przedstawiały zapadniętą jezdnię na samym środku uliczki pod sąsiednim wieżowcem, tkwiącą nad tą dziurą bezczynną koparkę i prowizoryczne zabazpieczenie przeszkody w postaci siatek. Gdy znalazłem się z powrotem w Lublinie, zaczęło się wyjeżdżanie samochodem z parkingu pod domem z duszą na ramieniu, bo jeździło się po asfalcie zapadającym się już poza siatką ogrodzenia. Później, po telefonie mieszkańca sąsiedniego wieżowca koleżanki z działu interwencji Kuriera obfotografowały dziurę i opisały cały problem. Ktoś z MPWiK obiecał wtedy, że do 30 listopada będziemy mieli kłopot z głowy, ale to wcale nie specjaliści z tego przedsiębiorstwa zajęli się pracami, tylko jakaś anonimowa firma. Po blisko trzech misiącach katorgi, dziura dopiero w okolicach świąt została wreszcie załatana i prowizorycznie pokryta asfaltem. Ale tasiemiec pasożytował nadal, bo głęboki wykop posuwał się na północ i dotarł do skrzyżowania z tą częścią Daszyńskiego, po której jeżdżą autobusy linii 5 i 32.

Wyraziłem więc obawę, że tasiemiec może zagrozić miejskiej komunikacji. Jedynym ratunkiem wydawało się wkroczenie operatywnych ekip MPWiK. I ten cud się dokonał! Nagle pojawiły się niebieskie samochody tego przedsiębiorstwa i jego pracownicy w kombinezonach w tym samym kolorze. Robota zafurkotała im w rękach. W ciągu dosłownie kilku dni nowe rury kanalizacyjne położone w wykopie dołączono do systemu rur krzyżujacych się z nimi. Migiem zasypano rowy, uklepano jakimś diabelskim narzędziem ziemię i położono pierwszą warstwę asfaltu. Koszmar się skończył i tylko pozostaje tajemnicą, dlaczego administracja osiedla czy też sama spółdzielnia Motor zleciiła roboty jakiejś szemranej firmie, a nie zająło się sprawą od początku do końca właśnie MPWiK, przedsiębiorstwo, na którym – nie pierwszy to przykład – można polegać.

Dużo mniej natomiast można polegać na fachurach, których przez lata w śp. Kurierze Przyspieszonym nazywałem Naszymi Drogimi Drogowcami. Na mojej ulicy nie położono drugiej, zasadniczej warstwy asfaltu, bo jak wiadomo dziesięć dni po felietonie o tasiemcu kanalizacyjnym zaczął się inny – śnieżny. Że tej warstwy jeszcze nie ma, to może nawet lepiej, bo dziś i tak braku spod śniegu nie widać, a gdy ten będzie kiedyś się topił, mogą w miejscach zasypanych wykopów robić się zapadliny, a więc asfalt położy się dopiero po ich wyrównaniu i oszczędzi na poprawkach w nawierzchni (jeśli ta byłaby już zupełnie gotowa). A nowe nieszczęście nazywam także tasiemcem, tyle że śnieżnym z kilku powodów. Bo tasiemcowa i zawsze przebiegająca wg tego samego, ciagnącego się od lat tasiemcowego scenariusza jest historia drogowców kompletnie zaskoczonych atakiem zimy. Bo to dzięki nim pełzają po zasypanych zaspami ulicach nie kończące się tasiemce samochodów. Bo tasiemcowe są przygotawania do walki z takimi – spodziewanami wszak – zapaściami pogody w postaci śnieżyc i zawieii i jeśli nawet – tak jak teraz – nie będzie śniegu od trzech miesiecy, to i tak drogowcy nie zdążą przezbroić sprzętu, zainstalować śnieżnych pługów i załadować piaskarek. Moja córka miała dzięki nim pierwszą w życiu stłuczkę samochodową w dniu startu śniegowej nawałnicy i się zastanawiam czy nie wymagać od tasiemcowych ślamazarów podszkodowania za uszkodzone auto. To już jest nudne. To tasiemcowa zmora. Pasożyt społecznie jeden z najgroźniejszych. Wstyd!

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: