To w nas buzuje ogień

Z Agnieszką Chrzanowską, piosenkarką, artystką Piwnicy pod Baranami, która 15 listopada będzie w Lublinie promować swój nowy album Cały świat płonie, rozmawia przed koncertem Andrzej Molik

* Gratuluję tytułowej piosenki z albumu Cały świat płonie. Bardzo mi się podoba, przyciąga, kusi…

– Bardzo się cieszę, że pana kusi. Tak miało być. Szczerze mówiąc, w ciężkich czasach dla muzyki, dla piosenki, trzeba znaleźć sposób, żeby odbiorcę zauroczyć – że się tak wyrażę – na pierwszy rzut a potem, żeby odkrył coś więcej a to coś, to tekst. Piszę muzykę do swoich piosenek, ale najpierw jest tekst. Znajduje go w jakimś tomiku wierszy, w różnych papierach. Kiedyś w ten sposób odkryłam tekst do katalogu wystawy. Była to wystawa fotografii Krzysztofa Heike, który poprosił o napisanie wstępu Michała Zabłockiego. Kiedy go znalazłam, stwierdziłam, że szkoda, żeby zabrzmiał on tylko raz na wernisażu i napisałam piosenkę. Nosi tytuł W pewnym momencie a autor teksu osobiście śpiewa w chórku.

* Na płycie znalazły się piosenki Pustka w środku Camille Claudel, które z sukcesem, zdobywając III miejsce, śpiewała Pani na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Czy podczas występu w Lublinie będzie Pani wygladać tak, jak we Wrocławiu, gdzie, jak pamiętam, wystąpiła Pani w czerwonych długich rękawiczkach i rozwichrzonymi, nastroszonymi włosami?

– Cały koncert ma formę spektaklu. Przed sceną – chyba mogę to zdradzić, tak, mogę to powiedzieć – jest siatka, na której odbywa sie projekcja ognia, albo pojawiają się moje zbliżenia, bo pracuje mała kamera. Oprócz tego są zapowiedzi Poety, Michała Zabłockiego, który jast autorem tekasów dziwieciu piosenek spośród trzynastu zawartych na płycie. Nie są to zwykłe zapowiedzi. Mówi o różnych formach ognia, o tym który jest w nas, o tym, co niszcze i co buduje. Myślę, że Michał ciekawie to skomponował. Jest też zespół z Konradem Mastyło, Michałem Półtorakiem, Leszkiem Szczerbo, Tomaszem Kupcem, Robertem Kubiszynem, Sławomirem Bernym. W stosunku do nagrania zmaienił się tylko jeden muzyk. Jacek Królik jak wiadomo jest zupełnie zajęty szaleństwem pod nazwą Brathanki. Zastąpił go przy gitarach Jurek Wysocki, legenda Piwnicy pod Baranami, który grywał z Ewą Demarczyk, Markiem Grechutą, autor jednego z piwnichnych hymnów – o szewcu, ktory szył buty dla Boga, śpiewanego przez Olę Maurer.

* Czyli koncert ma coś z atmosfery Piwnicy pod Baranami?

– Mam nadziej, że tak jest, chociaż w Piwnicy nie ma takich ram oświetleniowych jakie my wozimy ze sobą, nie ma takiego sprzętu. Jest to Piwnica troszkę rozszerzona, powiedziałabym, zreformowana.

* A lubi Pani, gdy tak, jak po przeglądzie wrocławskim, gazety piszą, że Agnieszka Chrzanowska „dawała odczuć wszystkim czar krakowskiej bohemy”?

– To mnie zastanowiło, bo wcześniej, przed występem o tym nie myślałam. Cieszę się ze wszelkich porównań z Piwnicą pod Baranami. W Piwnicy były duże zmiany, ale jedno zostało na zawsze: dbałość o tekst. Tam, zanim zaśpiewasz, trzeba przejść przez ocenę groźnego audytorium piwnicznych artystów. Oni są pierwszymi krytykami, którzy nie pozwolą, żeby pojawiło się tam coś miałkiego, bez znaczenia.

* Czy nie uważa Pani, że w tej kategorii piosenki, którą Pani uprawia, piosenki literackiej, prawdziwą ogólnopolską karierę robią tylko wybrańcy, jeden, dwóch artystów danego pokolenia? Kogóż można wymienić? Ewę Demarczyk, Marka Grechutę, Grzegorza Turnaua… Znany zapewne Pani dorze Robert Kasprzycki po wydaniu jednej płyty zniknął z rynku muzycznego, podobnie jest z wieloma innymi…

Tak, na pewno jest tak, jak pan mówi. W ogóle kondycja sztuki uzależniona jest od sytuacji kraju, stanu jego gospodarki. Przepadają szczytne idee, ludzie. Trudno coś wymyśleć, kiedy bez finansow nie można zrobić kroku. Z drugiej strony, będąc zwiazana z Piwnicą od sześciu lat, czyli, ze całe moje dorosłe artystyczne życie tam się toczy, niewątpliwie nauczyłam się i już to wiem, że kluczowa jest kwestia promocji. Tu trzeba mieć trochę szczęścia i nie wolno wiązać się z dużą wytwórnią, która narzuca swoje wymogi. Trzeba więc szukać sponsorów i ja miałam tu naprawdę sporo szczęścia. Kiedyś po koncercie w Piwnicy podszedł do mnie prezes Telekomunikacji Polskiej i pyta się, czy ja mam płytę. Mówię, że mam. – A to szkoda – mówi on – bo byśmy Pani wydali. – Chwileczkę – odpowiadam – ale ja mam materiał na kolejną płytę! Nieprawda, że nikt nie interesuje się artystami. Dwa lata temu na autostradzie Michał Zabłocki zderzył się z samochodem szefa firmy Lucent Technologies. Nie tak dawno zadzwonił on i spytał, czy nie może artyście w czymś pomóc i takiej pomocy przy wydaniu płyty udzielił.

* Poprzednia Pani płyta Nie bójcie się nic nie robić była – jak to ktoś nazwał – cała w krakowskich muzycznych klimatach. Ten obój, ta wiolonczela znana z Anawa, z koncertów Turnaua. Dlaczego w nowym albumie zdecydowała się Pani na zmiany, na rezygnację z tamtych instrumentów na rzecz, powiedzmy, saksofonu, na większą dynamikę utworów?

– Cześć odpowiedzi była zawarta na początku naszej rozmowy. Starałem się znaleźć sposób na zauroczenie widza. Tam, na pierwsej płycie, były piosenki o zbliżonym klimacie, tu są odmienne. Nie bałam się też większego dynamizmu. Być może obecnie mam więcej energii, pojawił się we mnie większy ogień? To nie było przemyślane, tak jakoś wynikło, czułam, że tak powinno być to powiedziane. Śpiewam, że cały świat płonie, ale przecież nie o cały świat w piosence chodzi. To w nas buzuje ogień i albo go pohamujemy, albo nie powstrzymamy szaleństwa, które zalewa świat.

* Czy sukces, taki chociażby jak we Wrocławiu, pomaga przy wydaniu płyty?

– Wrocław mnie wciąż zaskakuje. Kiedyś pojechałam tam na festiwal Łykend i go nispodziwanie wygrałam. Na tegoroczny występ na piosence aktorskiej też patrzyłam sceptycznie a zakończyło się wszystko dobrze. Sukces, w każdym razie, pomógł przy powstawaniu płyty.

* Jedną z trzech nagród, które tam Pani zdobyła był wyjazd na festiwal polonijny w Kolonii. Już Pani tam gościła?

– Tak. Po koncercie 15 października we własne urodziny wystąpiłam w programie radia Deutsche Welle, otrzymałam mnóstwo kwiatów, było przemiło. Wciąż dostaje SMS-y od wdzięcznych Polonusów z Niemiec.

* Na koniec pytanie, które jest nawiązaniem do odpowiedzi, którą dała Pani w którymś z wywiadów. Czy po sukcesie – a w ten nie wątpię – trasy promującej Pani nowy album, wroci Pani do domu i zrobi pranie?

– To słowa Ireny Santor, które mi się bardzo spodobały. A odpowiadając: będzie to konieczne. To pierwsza rzecz jaką zrobię. Taka jest prawda.

* Także o artystach…

– Ja po prostu lubię mieć czystą, pachnącą bieliznę, chociaż nie powiem, jakiego płynu używam, żeby pięknie pachniała.

* Rozumiem, że to aluzja do artystów wystepujących w reklamach, których Pani unika. Dziękuję za rozmowę.

Rozm. Andrzej Molik

Agnieszka Chrzanowska wystąpi w koncercie promującym płytę Cały świat płonie w środę 15 listopada o godz.19 w Sali Nowej Centrum Kultury.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: