Tu włada zło

PO PREMIERZE W TEATRZE OSTERWY

Na początku „Idioty” Fiodora Dostojewskiego, którego premiera odbyła się w sobotę w Teatrze im. J. Osterwy, objawiają się dwie kluczowe dla spektaklu w reżyserii Krzysztofa Babickiego sceny. Już na otwrcie przeniósł on monolog Myszkina z ciężkimi refleksjami rozbudzonymi widokiem skatowanego ciała Chrystusa w grobie z obrazu Hansa Holbeina Młodszego. Ten, który całym swym życiem pragnął Chrystusa naśladować (a Dostojewski chciał w Myszkinie zawrzeć ideał człowieka), uświadamia sobie, że wiarę można stracić i wikła się żywot niosący w skutkach zło.

Zaraz też objawia się szatan w postaci skończenie demonicznego Dozorcy – cóż za rola! – Romana Kruczkowskiego, który wykona znaczący gest zamykając z oddali z hukiem drzwiczki piecyka. W minimalistycznej scenografii Marka Brauna (która to już taka w naszym teatrze?) ten piecyk, koza z rurą, jest jedynym stałym elementem oprócz ścian z licznymi drzwiami. W jego płomieniach kondensować się będzie zło. W jego rozżarzonych bebechach lądują m.in. listy Nastazji Filipownej i brudne pieniądze przeznaczone na jej kupienie. Jest on jak ta strzelba, która wystrzeli w ostatnim akcie, zatem gest szatana ma ciężar memento: tu zło będzie władać. Szaleństwo, namiętność, bezgraniczna zachłanność, podłość walcząca z cnotą – wszystko to kipi w bohaterach jakby na przekór spokojowi, kompozycyjnej harmonii większości scen. Potrafią one być piekne jak wejście trzech córek Japenczynów. Ale wiele ma swoją dodatkową nośność. Ikonowa hieratyczność ludzkich figur na scenie to nie tylko nawiązanie do wywyższanego przez Dostojewskiego ponad wszystkie inne religie prawosławia. Tak np. ustawiona scena poprzedzająca samobójstwo Tierientiewa (dobry Tomasz Bielawiec), podkreśla dramaturgię tego desperackiego gestu, sytuują ją – jak wiele innych – na metafizycznym poziomie. Muzyka Marka Kuczyńskiego podkreśla natomiast to, co kipi w ludzkich wnętrzach. Jest wyrafinowanym sługą dramatu namiętności. Zaś „niemal wspólczesne” kostiumy Barbary Wołosiuk nie pierwszy raz w Osterwy pracują na rzecz uniwersalności i ponadczasowości przesłania sztuki.

W tej otoczce poruszają się i powodują innymi ludźmi dwie główne postacie, stanowiacy w końcowej wymowie jedność. Pierwsza to książe Myszkin, tytułowy Idiota, jurodiwyj, jak nazywano w Rosji otaczanych dziwną czcią szaleńcow, grany przez Szymona Sędrowskiego. Druga to Rogożyn, wcielenie zła o smutnym obliczu. Przykuwa ono wzrok przy każdym wejściu na scenę kreującego go Krzysztofa Olchawy. Trzeba przyznać, że są to najważniejsze budulce lubelskiego „Idioty”. Jest w sztuce kilka wspaniale zakreślonych ról: Jadwiga Jarmuł jako ocierjąca się o komiczność Japenczyna, Teresa Filarska jako oziębła Warwara, Hanna Pater jako nieszczęsna Iwołgina, Jerzy Rogalski, jako jej mąż generał, pijak, który potrafi przybrać oblicze cierpiacego Chrystusa czy Andrzej Golejewski w roli Lebiediewa. Ale bez kreacji Sędrowskiego i Olchawy ten spektakl by nie istniał. Ten drugi wzniósł się na aktorskie wyżyny i stworzył wielką rolę. Jest skończenie dojrzały w każdym geście, spojrzeniu, słowie. To Rogożyn na miarę wyobrażeń o tej postaci. Olchawa gra go bez najmniejszej szarży, zbędnych ozdobników – po prostu kapitalnie. Jednak nie można nie docenić także kreacji Sędrowskiego, roli absolutnie trudniejszej, bo aktor gra postać pozytywną, a to w teatrze najtrudniejsze, żeby i taką działała na widzów magnetycznie. On to potrafi. Niestety nie dostroiła się do niego grajaca Agłaję, jedną z miłości Myszkina, debiutantka Karolina Stefańska. To rola papierowa, bez wyrazu, budząca pytanie jak w takiej kobiecie – dodatkowo nie mającej we sobie nic z ducha rosyjskosci – może ksiaże się kochać. Lepiej wypada druga z miłości – Anastazja, w którą wciela sie Monika Babicka i potrafi przekonać, że to prawdziwa famme fatale. Jednako to Sędrowski a szczególnie Olchawa zbierają największe owacje i trudno się z tym nie zgodzić.

Andrzej Molik Fot. Jacek Babicz

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: