Tuwim w czeskiej optyce

Przed premierą w Teatrze Andersena rozmawiamy z Zoją Mikotovą, reżyserem spektaklu Cuda i dziwy

* To, że lubelski Teatr im. Hansa Christiana Andersena zaprasza do współpracy reżysera z Czech nie dziwi mnie zupełnie, bo czeskie osiągnięcia teatralne – szczególnie teatru lalkowego – są cenione w całym świacie, a na dodatek wiem, że dyrektor Włodzimierz Fełenczak studiował w waszym kraju i zawsze podchodzi do twórców z Czech i ze Słowacji nie tylko z sentymantem, ale i z całkiem uzasadnionym uznaniem, atencją. Natomiast nie bardzo rozumiem, dlaczego zaproponowała Pani w Lublinie nie realizację jakiegoś dramatu czy bajki znad Wełtawy, a polskiej klasyki poezji dziecięcej, spektakl Cuda i dziwy oparty na tekstach Juliana Tuwima. No, więc dlaczego Tuwim?

– Całą sprawę mogę odwrócić. To dyrektor Fełenczak objawił mi ten tekst, wskazał kiedyś. Spodobał mi się bardzo, zapragnęłam zrobić jego inscenizację. W roku 1982 czy 1983 u nas w Czechosłowacji – pamiętając o waszej Solidarności – bali się, że to polski autor i nie doszło do realizacji przedstawienia. Tekst inscenizacji wyciągnęłam po latach z szuflady, gdy zaproszono mnie do współpracy z teatrm w Ostrawie. Tam z kolei – a chodzi już o drugą połowę lat dziwięćdziesiątych w Republice Czech – była odwrotna sprawa. Obawiano się wystawiać przedstawienia ze wzgledu na osobę tłumacza, Jana Pilara, który kiedyś był silnie związany z partią jako zdeklarowany komunista. Dopiero prowadząca teatr Hermina Motilova, stwierdziła, że nie ważne kto to tłumaczył, bo wiersze są bardzo piękne.

* Opowiadała mi Maria Perkowska, asystująca Pani przy reżyserii, że czeskie tłumaczenie uznawane jest za jeszcze lepsze niż polski oryginał.

– Tak powiedział sam Julian Tuwim, gdy je przeczytał. Zresztą to Jan Pilar nazwał całość zbioru Cuda i dziwy i Tuwim uznał, że to bardzo dobry tytuł.

* Spektakl w Ostrawie miał dobre przyjęcie?

– Bardzo dobre. Tam żyje polska mniejszość i do niej także, chociaż nie tylko, było adresowane przedstawienie. Recenzje były pochlebne. Włodzimierz Fełenczak przeczytał jakąś i zwrócił się do mnie z propozycją realizacji w Lublinie. Koło się zamknęło, bo przecież, jak mówiłam, on mi ten tekst kiedyś podsunął. Zaczęliśmy długą korespondencję, która zaowocowała moim przyjazdem do Teatru Andersena.

* Z tego co wiem, jest Pani osobą bardzo zajętą. Dyrektor mówił niedawno w wywiadzie, że korespondowliście w sprawie terminów aż dwa lata. Co Panią absorbowało w tym czasie? Czym zajmował się Pani wcześniej?

– Przede wszystkim pochłania mnie prowadzenie studium Vychowna Dramatika Neslysicych (Wychowanie Dramatyczne Niesłyszących). Janackova Akademie Muzickych Umeni w Brnie ma fakultet teatralny, który zresztą ukończyłam i na nim powołane zostało te trzyletnie studium, na które uczęszczają osoby niesłyszące, ale także słyszące. W przyszłości będą one mogły pracować z niesłyszącymi dziećmi i młodzieżą. Prowadzę tam teatr ruchu. Wcześniej przez dzisięć lat pracowałam w teatrze lalkowym, zajmując się reżyserią i ruchem scenicznym, który przygotowywałam też w teatrach dramatycznych. Związana też byłam z brneńskim, dobrze także znanym w Polsce teatrem Husa na provazku (Gęś na uwięzi). To tam kiedyś na festiwalu gościła Scena Plastyczna KUL Leszka Mądzika.

* Pracował Pani także zagranicą?

– Tak, w Austrii, Francji, Niemczech, na Węgrzech.

* A w Polsce?

– W waszym kraju gościłam dwukrotnie ze swoim teatrem niesłyszących na Festiwalu Korczak Żywy w Warszawie. Przygotowywałam też ruch sceniczy w Łodzi w Teatrze 77 u Zdzisław Hejduka, gdy realizował Obsługiwałem angielskiego króla Bohumila Hrabala. Natomiast po raz pierwszy w Polsce samodzielnie reżyseruję tu, w Lublinie.

* I jak się pracowało?

– Bardzo dobrze, podobała mi się ta robota, współpraca z trójką grajacych w spektaklu aktorów Iloną Zgiet, Bogusławem Beniem Byrskim, Radosławem Kaliskim.

* Jaki jest ten Tuwim w Pani wizji teatralnej? Które wiersze weszły do spektaklu?

– Weszły te, które podobno w Polsce znają wszyscy, i dzieci i dorośli: Cuda i dziwy, Pan Maślukiewicz i wieloryb, W aeroplanie, Okulary, Pstryk, Warzywa, Taniec, Rzeczka, Lokomotywa, Abecadło, Ptasie plotki, O panu Tralalińskim. Sama je inscenizowałam i zapewne jest trochę różnic wobec waszych przyzwyczajeń co do tej poezji. To taki Tuwim w czeskiej optyce. Sytuacje sceniczne wychodzą z wiersza. Aktorzy grają w żywym planie, a lalki są bardzo specyficzne, bo płaskie, wydobywane z ilustracji.

* Cuda i dziwy w Teatrze Andersena, z wyjątkiem grających aktorów, są – można tak powiedzieć – całkowicie czeskie, bo z Czech pochodzi nie tylko reżyser?

– Rzeczywiście, scenografię zaprojektował i realizował tu na miejscu Rostislav Pospisil, a muzykę skomponował Zdenek Kluka, kiedyś podpora brneńskiego rocka, który jednak chętnie tworzy też dla dzieci.

* Kiedy premiera?

– Już w sobotę 15 września o godz.17 w Teatrze Andersena na Starym Mieście. Sama jestem niezmiernie ciekawa, jak ta nasza interpretacja klasycznych wierszy zostanie przyjęta przez lubelską publiczność.

* Życzę, żeby jak najlepiej i dziękuję za rozmowę.

Andrzej Molik

Fot. Jacek Babicz

Kategorie:

Tagi: /

Rok: