Ukrzyżowany

Fakt, to akt!

Robię to, przed czym broniłem się rękami i nogami od poczatku powstania tej rubryki. Nie dosyć, że dopiero po raz trzeci czynię wyjątek zajmując się zobrazowaniem ciała mężczyzny, to na dodatek mężczyzny nie byle jakiego, bo samego Chrystusa. Miałem ogromne opory przed potraktowaniem malarskich czy rzeźbiarskich przedstawień Jego męki jako aktów i chyba dopiero przed tą Wielkanocą pomyślałem, że może należy je przełamać, skoro klasyk, Kenneth Clark, twórca podstawowej i chyba najważniejszej pracy podejmującej ten temat pt. Akt. Studium idealnej formy do nich te obrazy zalicza.

Żeby nie być gołosłownym, muszę się odwołać do odpowiednich cytatów. W rozdziale Cierpienie angielski historyk sztuki pisze na początek: „W akcie uasabiającym energię (zajmował się nim rozdział wcześniej – przyp. A.M.) ciało triumfuje. (…) Są jednak także akty, które wyrażają klęskę. Piękne ciało, które wydawało się spokojne i bezpieczne, jest pokonane przez ból”. A dalej, przechodząc z antyku (np. Grupa Laokoona) do interesującego nas tematu: „Podczas długiej banicji ciała wyrósł symbol cierpienia bardziej przejmujący, ogarniajacy i przekonywujący niż wszystkie inne: Chrystus na krzyżu. (…) Ostatecznym dowodem idealnego charakteru antycznego aktu jest to, że mimo chrześcijańskiego lęku przed nagością, właśnie nie odziana postąć Chrystusa została przyjęta jako przedstawienie Ukrzyżowania”.

Skoro tak, to już śmielej mogę się zagłębić w sztukę i sięgnąć do najbardziej cenionych dzieł. Mógłbym to z kolei zacytować samego siebie, bo pisząc od pięciu lat z okazji wielkanocnej cykl poświęcony scenom Pasji, pochylałem się już nad dziełami Giotta, Belliniego, Mantegny (tak, ten porażający Martwy Chrystus ujęty w niemiłosiernym perspektywicznym skrócie od stóp), van der Weydena czy Rubensa, ale pomyślałem, że przecież w Wielką Sobotę powinienem zaprezentować tu nie co innego jak Ukrzyżowanie.

Mam taki obraz wciąż dojmująco obecny pod powiekami. Wisi w madryckim Prado w salach przeznaczonych dla arcydzieł „księcia malarzy”, wielkiego Diego Velazqueza (1599-1660). To monumentalny Chrystus na krzyżu, może dlatego robiący tak ogromne wrażenie, że wyrysowujęcy się z kompletnych ciemności tła. Jego ciało nie jest tak napięte jak w innych Ukrzyżowaniach, bo artysta nawiązując do pewnej tradycji ikonograficznej (jakiś jej odprysk widzieliśmy w filmowym Spartakusie) oraz do zwyczajów hiszpańskich twórców tamtej epoki „postawił” Chrystusa na drewnianej podpórce pod stopy. Jednak ani na jotę nie zmniejsza to dramaturgii zobrazowania, Zbawiciel wydaje się jeszcze bardziej ludzki i wizja Jego cierpienia chwyta bardziej za gardło niż przy oglądaniu setek podobnych obrazów.

Andrzej Molik

Diego Velazquez „Chrystus na krzyżu”, ok. 1632,
olej na płótnie 248 x 169 cm.
Museo del Prado, Madryt.

Abbeville Press Publishers, NY 1993

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: