Kurier Przyspieszony

(odjeżdża zgodmnie z rozkładem jazdy)

* Gdy się jedzie przez miasto własnym w miarę nowym, a więc dobrze jeszcze resorowanym samochodem, to wprawdzie trudno wpadać w euforię i twierdzić, że to jazda jak po maśle, ale nasze upstrzone łatami jezdnie nie powodują jakiegoś skrajnego dyskomfortu. Ot, podskoczy się gdzieniegdzie, wykona slalomowy manewr omijac co większe dziury i tyle – przy zdwojonej uwadze da się żyć. Jednak zdarzają się nam podróże taksówkami i gdy trafimy na starą, zdezelowaną (a przecież takich u nas na kopy), jazda przeradza się w koszmar potęgowany nocną atmosferą, bo to wtedy przeważnie – przynajmniej nam – przychodzi korzystać z tego nie taniego środka komunikacji. Głowa podskakuje do sufitu, ręka kurczowo ściska rączkę przy drzwiach, tyłek obija sie po wystających z siedziska sprężynach, a od strony kierownicy – jeśli trafi się nam easy rider gaduła – dobiega potok mało wymyślnych przekleństw. I wtedy błogosławimy swe szczęście, że los nas nie skazał na poruszanie się wielośladem typu maluch (potrafimy nawet rozgrzeszyć kierowców fiacików, że tarasując drogę uparcie się trzymają środka jezdni, bo tam mniej powybijana nawierzchnia). I wtedy rodzą się w nas wątpliwości – nocne demony, że chyba za bardzo chwalimy ostatnio Naszych Drogich Drogowcow za ich przedwiosenną działalność prowadzoną przy zwalczaniu pozimowych dziur, przełomów, czy jak je tam jeszcze zwać.

* W momentach grozy, w celu zwalczenia własnego strachu nawiązujemy rozmowę z naszym panem taksówkarzem i bywają to konwersacje pouczające. Ostatnio dowiedzieliśmy się na przykład, że wcale nie na naszej odległej Kalinie trzeba się najbardziej natrudzić przy lawirowaniu pomiędzy siatką dziur. Ponoć miejscem najsrożej wzgardzonym przez Naszych Drogich D. jest region na przeciwległym krańcu miasta, w osiedlu Nałkowskich, konkretnie równoległej do Diamentowej ulicy Samsonowicza. Dobrze, że Nasi D.D. nie mogli usłyszeć jakie psy wieszał na nich nasz kierowca taxi – zestaw inwektyw stał się bardziej wyszukany, ale siła głosu wzmocniła się sugestywnie o kilkanaście decybeli – bowiem przy odrobinie honoru spaliliby się ze wstydu, albo, co gorsza, popełnili sepuku.

* Inne objawy przedwiośnia obserwujemy nadal z tkliwością, nawet jeśli nagła wichura (noc z wtorku na środę) oknem wlewa nam do pokoju deszcz przez balkon 1,5-metrowej szerokości. Sympatyzujemy z tymi dozoracami, którzy mozolnie grabią zgniłe liście z trawników, z tą całą wielką ekipą, która – jak mawiała nasza żona – wyzgrzytała w ubiegłym tygodniu do czysta stok górki wznoszącej się nad Dolną 3 Maja w stronę kamienic przy Niecałej (a był to teren przez lata zaniedbany, ale pomogło zapewne towarzystwo nowego biurowca, w którym dziś m.in. Netia). Jakoś dziwnie wierzymy, że te wszystkie zabiegi dokonają cudu i zima już do nas nie wróci. Takie sobie czarowanie.

* Nie lubimy natomiast nic-nierobienia. Ręce nam opadają, gdy patrzymy na schodki prowadzące z placu Zamkowego od strony Kowalskiej na dróżkę (estakadę?) łączącą Bramę Grodzką z Zamkiem. W czasie którejś z letnich masowych imprez odbywających się w ubiegłym roku na placu, naciskający tłum widzów przełamał fragment barierki z piskowca zabezpieczającej schody. Dosyć szybko wyrwę prowizorycznie zabezpieczono deskami i ta urocza prowizorka (te, jak powszechnie wiadomo, są najtrwalsze) pomnikowo funkcjonuje przez wiele miesięcy i nikt nie ma najmniejszego zamiaru, żeby balaski barierki i jej poręcz zrekonstruować. Wszystko to na szlaku wycieczek zmierzających do zamkowego muzeum czy poruszających się wyznaczoną przed wakacjami 2001 Trasą Żydowską. A więc po prostu wstyd, tym bardziej, że remont choć dość skomplikowany, nie powinien być kosztowny, bo chodzi raptem o metr, półtora barierki!

* Zawsze stramy się dobrać napis z muru (rzecz jasna bez chwalenia) pod temat dominujący w danym Przyspieszonym, ale dziś udało się nam to tylko częściowo. Mamy taki: ŻYCIE JEST JAK TAKSÓWKA – DROGIE, WYGODNE (?) I KIEDYŚ TRZEBA WYSIĄŚĆ.

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: