Wertera starego cierpienia

Nie, nie strzelę sobie w łeb, wzorem bohatera powieści Goethego, chociaż chciałbym wyznawać jak młody Werter, specjalista od cierpień: „Jestem samotny i cieszę się z mego życia w tej okolicy stworzonej dla dusz takich jak moja. Jestem tak szczęśliwy, […], tak zatopiony w poczuciu spokojnego istnienia”. Jakoś nie mogę. Ale mogę wyznać, że znienawidzona przeze mnie polityka udzieliła mi oto wielkiej lekcji pokory. Można być Werterem starym, nosicielem maniakalnych miłości, a wciąż uczyć się, że przy użyciu pewnych odpowiednio ułożonych słów, da się uniknąć największego nawet ambarasu i spaść. Nawet – także – z wysokości pierwszego piętra ubiegłowiecznej kamienicy. Spaść po kociemu – na cztery łapy.

Lojalnie muszę zaznaczyć, że zawdzięczam temat niniejszych enuncjacji lubelskiej Gazecie Wyborczej, i że obficie bedę się posiłkował cytatami, bo inaczej nikt nie zrozumie, dlaczego kolana me spadły do parteru wobec świadomości, że oto odbyła się w mieście Lublinie najelegantsza w jego powojennych (po której wojnie, niechaj każdy sobie sam odpowie) dziejach, a i – jednocześnie – najbardziej pokrętna pyskówka. Po prostu: – Chapeau bas! Mistrzowie słownej dyzenwoltury, manipulanci w psyche adwersarzy, niejaki kardynał Richelieu, minister Talleyrand, lubo też ten zimny cynik-doradca Machiavelli, bezwzględnie nie powinni się dać zwieść faktem (aktualnym), że wysokie czoło, zwiastun i świadectwo nietuzinkowej ineligencji naszej posłanki Magdaleny Gąsior-Marek, która będzie nam tu bohaterką, częściowo przysłania grzywka „w ząbek”. Po prostu winniśmy oddać cześć mistrzyni, prawdopodobnie nieodrodnemu dziecięciu atrakcyjnego tutejszego lidera zgrupowania, w którym gra ona swą rolę.

Teraz chwila powagi. Mogę chyba śmiało powiedzieć, że stałem się poniekąd mieszkancem ul. 3 Maja, skoro przez blisko 4 dekady spędzałem na niej wiele godzin dziennie. Przez większość z tego czasu powracałem do domu z przystanku MPK posadowionego przy pl. Litewskim, naprzeciwko secesyjnych kamieniczek tworzacych uroczy ciąg pomiędzy I Armii WP i Cichą. Stałem, czekając na autobus, patrzyłem w górę na ich zdezelowane frontony – m.in. na inkryminowany dziś budynek z cudowną facjatką o owalnym oknie – i marzyłem, iż kiedyś przyjdą takie czasy, że przywrócona zostanie ich uroda z początku XX w. To nigdy nie były secesyjna cuda, takie jak w Brukseli, Wiedniu, Pradze czy Rydze, gdzie piętno swego geniuszu odcisnął w architekturze senior Eisenstein, ojciec Sergiusza, tego od „Pancernika Patiomkina”, ale miały swój niekłamany urok. Do renowacji wreszcie doszło, jakkolwiek – podobnie jak w przypadku jednej z secesyjnych kamienic prawie naprzeciwko wejścia do Ogrodu Saskiego – zatracone zostały piękne, cudownie poskręcane w swych zawijasach, kwieciste, acz metalowe, ozdoby barier balkonów. I wtedy gdy znowu stało się ładnie, pomieszczenia na I p. wynajęła na poselskie biuro nasza bohaterka.

Czas na rzeczone cytaty. GW na początku listopada donosiła: „Członkowie Forum Rozwoju Lublina proszą Magdalenę Gąsior-Marek o zdjęcie ogromnej reklamy jej biura z secesyjnej kamienicy. „Będzie Pani Poseł przykładem dla pozostałych użytkowników lokali w tej okolicy” – zachęcają do działania”. Z internetowej strony RFL wiem, że zwrócono sie do naszej reprezentantki w Sejmie w słowach stanowiących szczyt tzw. poprawności politycznej. M.in. były tam i takie: „możemy śmiało stwierdzić, że umieszczenie baneru reklamowego […] przez pracowników Pani Biura Poselskiego – uzna Pani Poseł za nie do końca trafne i rozsądne. Zauważy Pani Poseł, iż nie pasuje on do elewacji secesyjnej kamienicy tworzącej razem z sąsiednimi budynkami jedną z najpiękniejszych pierzei w Lublinie”. Posłanka na to stwierdziła (dokładne wypowiedzi wg nauk Richelieu, polecam na: http://www.magdagasior.pl/component/content/article/41-pozostae/383-odpowied-na-list-forum-rozwoju-lublina.html), że zgadza się ze zdaniem stowarzyszenia, że wszyscy mieszkańcy Lublina mają prawo do estetycznej i przyjaznej przestrzeni miejskiej, ale – dodała – że baneru nie zdejmie. Zastanawiała się, jak pogodzić prawo mieszkańców do estetycznej przestrzeni miejskiej z prawem „do bycia informowanym o siedzibie reprezentującego ich posła?”. Dlatego – uznała – baner pozostanie, chyba że mieszkańcy w specjalnej sondzie internetowej zdecydują inaczej”. I „zdecydowali”.

Nie ulegnę emocjom młodego, bardzo dobrze znanego mi człowieka, który za kilka miesięcy ma szansę stać się dyplomowanym architektem, i który zainteresował się lubelska sprawą z perspektywy Krakowa, bo biuro pani poseł natychmiast szykowałoby dla mnie pozew do sądu. On sondę („Pytanie brzmiało: „Czy tablica informacyjna w oknach mojego biura dobrze wkomponowuje się w estetykę przestrzeni miejskiej?” Odpowidzi: „Tak – 3670 (62.4%); Nie – 2194 (37.3%); Nie mam zdania – 17 (0.3%)”, uważa za parodię. Powiem Pani Posłance inaczej. Mnie straszliwie nie podoba się budynek Trybunału Koronnego, zaśmiecający Rynek Starego Miasta. W związku z tym, mam zamiar zaproponować referendum (co tam sonda, jesteśmy w UE!), czy lublinianie nie powinni ulec memu – jakże słusznemu!!! – poczuciu estetyki i wygłosować przeniesienie straszliwej klasycystycznej kolubryny, powiedzmy, na błonia pod Zamkiem? Rynek byłby taki piękny i obszerny! I tak zadowalający społeczeństwo Lublina!

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: