Wiadomość najważniejsza

Nie wszyscy mieli takie szczęście, żeby uczestniczyć w aż dwóch koncertach Lubelskiej Federacji Bardów promującej swoją pierwszą płytę Na żywo w Hadesie. W Kawiarni Artystycznej Hades odbył się w środę najpierw koncert zamknięty dla gości pani Jolanty Popik (spotkania towarzyskie prawników, lekarzy, polityków, etc) a dopiero później koncert dla szerokiej publiczności. I jeden i drugi był wspaniały, ale wysłuchanie obydwu dawało okazję do porównania formy wykonawców w odstepie zaledwie dwóch godzin oraz pozwalało przekonać się, jak fluidy płynące z widowni potrfią kształtować atmosferę wydarzenia i działać w sposób pozornie irracjonalny na interpretacje poszczególnych artystów.

Wyciągając średnią z obu części wieczoru, możemy subiektywnie stwierdzić, że w pierwszej lepiej czuli się Igor Jaszczuk (także za sprawą wykonywanego tylko w niej utworu debiutującego estradowo znanego prawnika i polityka Włodzimierza Wysockiego) oraz Marcin Różycki (tym razem akurat podbijały Życzenia dla matki) i Jan Kondrak ( gdy zaśpiewał Na mnie już pora, to ciarki przeszły po plecach chyba wszystkich obecnych, nic więc dziwnego, że wciąż zmuszano go do bisów). W koncercie zasadniczym szczytową formę osiągneli Jola Sip (ach ta jej Śliczna panienka!), Marek Andrzjewski (wciąż działajace jak kompres na serce Zmęczenie Anioła Stóża) i Piotr Selim ( co szczególnie słychać było w śpiewanym w duecie z Jolą Doprawdy, niczego nie żal).

W swej tradycyjnie wysokiej formie w obu koncertowych odsłonach utrzymywali się muzycy – Vidas Svagzdys Paweł Odorowicz (oraz oczywiście Piotr Selim). Wszyscy razem dali obydwu publicznościom niezapomniane przeżycia, udanie promując ten swój debiutancki krążek przy pewnych modyfikacjach repertuarowych (w koncercie bardowie w ogóle śpiewają więcej utworów niż zmieściło się na płycie a Jan Kondrak na przykład z piosenek nagranych śpiewał jedynie słynnego Atamana). Jest jednak postać, która do sukcesów koncertów dołożył chyba najwięcej. To prowadzący je Piotr du Chateau.

Piotr, jak gdyby chciał sobie odbić to, że na kompakcie słychać tylko jego wstępną zapowiedź i końcową prezentację wykonawców, dosłownie szalał na estradzie wspinając się na konferansjerskie wyżyny. Był w wyśmienitej formie i z jego zapowiedzi, paradoksów, zwieschenrufów, można by stworzyć odrębną antologię. Oczywiście, część z nich czytelna się staje jedynie w kontekście wydarzenia, ale wszystkie były najwyższej próby. W czasie pierwszej części wieczoru, około godz.18.00 mówił na przykład, że oto zdarzył się swego rodzaju cud: – Jesteście Państwo – mówił – na koncercie promocyjnym, który rozpocznie się o godzinie 20.00! Przed piosenką Marcina dedykownej mamie, zastanawiał się głośno: – Kto to układał, żeby życzenia dla matki sładać w Dzień Ojca? Z Marka zrobił Jonasza, który ściąga nieszczęścia i leitmotiv wyeksploatował do cna. I tak można długo cytować (bo warto), ale miejsca nie staje, więc przywołam jeszcze tylko jedną odzywkę: – Mam dla Państwa jedną złą wiadomosć i dwie dobre. Zła, to ta, że pierwszą część koncertu mamy za sobą. Druga jest lepsza, bo to nie znaczy, że są tylko dwie części. Trzecia jest najlepsza: płyta Na żywo w Hadesie jest do nabycia w barku.

To zaiste bardzo dobra wiadomość. Płytę Lubelskiej Federacji Bardów wydaną w tak ekspresowym tempie (przypomnijmy, że zawiera piosenki z koncertu, który się odbył 1 maja), można już nabyć nie tylko w barku Kawiarni Artystycznej Hades. Oby sie tak dobrze sprzedawała jak w środę po koncertach, które koniunkturę – i słusznie! – bardzo nakręciły.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / / / / / / / / /

Rok: