Wibracje pozytywne

Z bliżej nieznanych powodów wibrafon nie jest u nas instrumentem uwielbianym. Starsze pokolenia słuchaczy, pamiętające dokuczliwą wszechobecność Poznańskiej Piętnastki Radiowej pod kierunkim grajacego na nim Jerzego Miliana, od biedy można jeszcze usprawiedliwić, ale najmłodsze?… Dlaczego przyciąga tak mało ludzi, że w HADESIE – co należy do rzadkości – świeciło w niedzielę pustkami na sali? Tymczasem jazz taki, jak proponowany tam przez amerykańskiego wibrafonistę Billa Molenhofa, to błogi relaks w towrzystwie instrumentu roznoszącego pozytywne, dobrze nastrajające wibracje.

Muzyka Molenhofa to nic wyszukanego, nawet kompozycje własne mają coś z klasycznych standardów w rodzaju obowiązkowo, oczywiście, wykonanego „Summertime”. Solidny jazz na poziomie przekraczajacym przeciętną, w którym dochodzi do interesującego dialogowania z sześciostrunowym basem Jana Cichego i z perkusją (a więc z drugim z instrumentów perkusyjnych na estradzie) Mirosława Sitkowskiego a piano Wojciecha Niedzieli echem zwielokrotnia melodyczne możliwości wibrafonu. A jeśli w tym wszystkim trafią się takie perełeczki, jak blues Milesa Davisa, czy cudownie rozedrgany słynny temat z filmu „Czarny Orfeusz”, można sądzić, że osiągnęło sie stan nirwany i na świecie już nic nam więcej do szczęścia nie potrzeba.

A potem przyjdzie kelner i skasuje za piwo. Tyle, ze to już nie wina Sztuki i tworząccego ją Artysty.

Molik

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: