Wielbiciele szalonych lat

Zgromadzenie dawnych rockendrollowców i wielbicieli szalonych lat 60. i 70. czyli Dino Patol Club zaczął zbliżać się do wieku szkolnego. W czwartek 17 lutego w Klubie Towarzyskim HADES, który dinozaurów przytulił niewiele po ich pierwszym zebraniu założycielski zorganizowanym gdzieś w podlubelskim garażu, odbyły się uroczystości pięciolecia działalności Dinopatoli. Jak przystało na wciąż młodych 50-, 60- i 70-latów (a nawet osoby starsze), wieczorek był równie szalony jak lata, za którymi tęsknią i które śpiewem, muzyką i zabawą ożywiają.

Wszystko zaczęło się do koncertu prowadzonego z prawdziwą swadą przez dwóch – jak to sami stwierdzili – koalicjantów, Sławomira Kulę Andrzeja Żołnierowicza. Panowie sumiennie wyliczyli, że wystąpi 31 wykonawców (liczba ta następnie pęczniała), którzy zaśpiewają i zagrają 27 piosenek i utworów instrumentalnych, w tym aż cztery pieśni premierowe napisane specjalnie na tą okoliczność przez nadworną tekściarkę Dino Patol Clubu Annę Ignaszewską. Spośród nich bodaj największy entuzjazm wzbudził rap wyinterpretowny przez samych panów konferansjerów w sposób iście brookliński.

Któż to nie prezentował się przed zatłoczoną do granic wytrzymałości salą Kawiarni Artystycznej! Śpiewały wciąż zachwycając energią Teresa Gajkoś Zofia Wronko, wtórowali im Krzysztofowie – Radzki Wąsak, Wiesław Porczak, Marian Głąb, Józef Kłaszta. Grali muzycy dawnych zesołów Bezimiennych, Ikersów, Minstreli, Truwerów. Swoje pięć minut miał prezes Janek Karpiński a także prowadzący wieczór – Sławek jako klarnecista, saksofonista, gitarzysta i wokalista, Andrzej tylko w tej ostatniej roli. Był nawet pokaz iluzji Marka Zdrojewskiego, znanego bardziej pod artystycznym pseudonimem Aremi. Ale gwoździem programu był popis dwóch zespołów dixilandowych a osobliwie drugiego, w którym, jak to zapowiadaliśmy w Kurierze, ku uciesze swoich studentów i nie tylko, na saksie sopranowym zagrał sam pan rektor Marek Żmigrodzki (o małym instrumencie powiedział, że „nie sztuka nosić, sztuka używać” a Żołnierowicz prorokował, że szykuje się oto jakaś kariera polityczna, bo Clinton też wcześniej grał na saksofonie).

Okolicznościową część artystyczną zamknęło oczywiście zbiorowe odśpiewanie nieoficjalnego hymnu Dinopatali czyli słynnego „Konika na biegunach”, ale to był dopiero początek balowych szaleństw, bo później grały zespoły złożone we wszystkich możliwych konfiguracjach a na parkiecie odbywała się taneczna balanga wszystkich na czele z siwiutkimi jak gołąbki a wciąż młodymi duchem Lalą Rysiem, włacicielami (w zasadzie ex-, bo interes przejęły już dzieci) Kwiaciarni Łezka, którzy tak wywijali rock’n rolla jakby mieli po 50 lat mniej niż – nie wypomminając – mają w rzeczywistości. W ogóle trzeba stwierdzić, że to pokolenie tańczy wyśmienicie i dzisiejsi dyskotekowicze niech się przy nim chowa!

Do atmosfery kapitalnie dostroił się HADES przygotowując poczęstunek złożony z… czarnego salcesonu, całych beczkowych śledzi, zupełnie rewelacyjnych skwarek z cebulką oraz atrybutu klubu dinozaurów – najprawdziwszego Patola czyli „wina patykiem pisanego”. Ale to nie jego działanie a wyraz całości, zabawa na 102, muzyka i śpiew skłoniły jednego z właścicieli HADESU, Leszka Cwalinę do stwierdzenia, że bezdyskusyjnie był to najlepszy bal tego karnawału odbyty w tym klubie. A gdy nad ranem oddalaliśmy się do domu, niejeden nucił sobie piosenkę ze słowami Anki Ignaszewskiej: „Aż do końca świata/te szalone lata/będą za tobą szły…”

Oj będą!

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: