Wielki M.

Skaczemy sobie w tych rozbieranych felietonach od sztuki starej do nowej, tudzież na odwrót, więc może nie ma nic w tym dziwnego, że po rozbujałym, lecz całkiem konkretnym erotyzmie rokokowego mistrza Bouchera, przyszła mi ochota na owoc (wbrew pozorom nie zakazany, nawet w katolickiej Hiszpanii) już nie tylko rozbujałej czy rozbuchanej, ale wręcz niekiełznanej wyobraźni żyjącego dwa wieki później surrealisty. Było już tu nie tak dawno o zimnych aktach Rene Magritte’a, czas najwyższy na bardzo gorącego Salvadora Dali.

Kiedykolwiek jestem na audiencji u Królowej Zofii, czyli – znaj swe miejsce parweniuszu! – po prostu w madryckim Centro de Arte Reina Sofia i wjadę już na drugie piętro którąś z przeszklonych zewnętrznych wind (Hiszpanie ściągnęli pomysł z paryskiego Centrum Pompidou, tyle, że dolepili je do starego ciężkiego gmaszyska), pędzę najpierw oddać pokłon wielkiej Picassowej Guernice, potem podelektuję się trochę innymi dziełami Pabla i jeszcze jego sąsiada w Centrum, Joana Miro, a zaraz potem biegnę do sali nr 10, zaś tam – wstyd się przyznać? – do tego obrazu. Sala 10 to właściwie dwa pomieszczenia w całości przeznaczone dla dzieł zwariowanego Katalończyka i dopiero na ich końcu otrzymuje się prezent największy o adekwatnym (chi! chi! chi!) tytule El gran masturbador.

My, wszyscy przebrzydli bracia w czynie syna Judy Onana, który „niszczył nasienie swoje, wylewając je na ziemię” (Gen.38, 9), winniśmy szczególny kult temu obrazowi Salvadora Dali. I tak się dzieje! Nawet jak się jakiś wielbiciel, pardon, wyznawca wstydzi tkwić cały czas przed Wielkim masturbatorem (ja, grzeszny, uważam, że powinno go się pisać przez duże „M”), to pokrąży trochę po galerii i wraca do niego jak pszczoła do ula. I jeszcze raz! I jeszcze! Ta halucynacyjna wizja arcybłazna z Figueras jest nasycona tyloma sex-sensami, tyloma symbolami erotycznymi, w tym fallicznymi, że studiować szczegóły można godzinami a i tak za następną wizytą odkryje się coś nowego. Ja jesienią’2000 zastanawiałem się, czy roznamiętniona twarz kobiety kierującej usta do bioder mężczyzny, to oblicze Gali, skoro dzieło powstało w roku 1929, tym samym, w którym Dali poznał swą przyszłą żonę. Ponieważ była wtedy jeszcze małżonką Paula Eluarda i jedynie obiektem tęsknot Salvadora, wszystko by się zgadzało!

Andrzej Molik

Salvador Dali „Wielki masturbator” (1929).
Olej 110×150 cm.
Museo Nacional Centro de Arte Reina sofia. Madryt.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: