Wielkie ruszenie

Kurier festiwalowy – I Międzynarodowy Festiwal Konfrontacje Teatralne

nr 3, 12.10.1996

Powinno się powiedzieć: pospolite ruszenie, ale nie lubię tego przymiotnika obciążonego drugim znaczeniem o posmaku zdecydowanie pejoratywnym. Zatem mówię o wielkim ruszeniu jakie ogarnęło Lublin i działające tu instytucje, w tym te o charakterze publicznym, do jakich należy zaliczyć mass-media. To naprawdę ogromna frajda obserwować takie zaangażowanie lokalnych redakcji w imprezę artystyczną, która dopiero – fakt, że ponownie – debiutuje.

Jeszcze większą radością jest uczestniczenie w owym wielkim (po)ruszeniu. Wierni czytelnicy Kuriera Lubelskiego dobrze wiedzą, że gazeta oferuje im pewien kanon, po którym można się poruszać z przysłowiowymi zamkniętymi oczami. Wiadomo gdzie i kiedy szukać stronę miejską, sport, kryminałki, kulturę, itp, itd. Wiedzą też zapewne, że wprowadzenie nowej zupełnie kolumny, w miejsce tradycyjnie tu obecnej, jest pewną rewolucją. A jednak już trzeci, kolejny dzień ukazuje się na naszych łamach Kurier Festiwalowy. Jest to przy tym przedsięwzięcie bez precedensu w niemal czterdziestoletniej historii „dużego” Kuriera. Skoro szefowie festiwalu zdołali przekonać do niego kierownictwo redakcji (a mogę przysiąc, że bez trudu), to można mówić o niebagatelnym wydarzeniu, które – mamy nadzieję – podnosi rangę Konfrontacji Teatralnych w oczach wszystkich, nie tylko tych zainteresowanych teatrem, mieszkańców Lublina.

Zaczęłem od nas, nie po to, żeby chwalić własny ogonek, tylko dlatego, że tu najłatwiej mi poruszać się po temacie. Ale przecież widzę co się dzieje u kolegów. Gazeta w Lublinie – nic to, że sprawując patronat prasowy, bo przyjęcie go już o czymś świadczy – wydaje specjalną wkładkę. Telewizja Lublin ma równie specjalne festiwalowe okienka. Radio Lublin… No, właśnie, nim wysłuchałem interesującej rozmowy w piątkowym Studiu Festiwalowym, prowadząca go Grażyna Ruszewska, przed którymś ze spektakli konfrontacyjnych dzieliła się ze mną swą radością z faktu jak jej naczelni podeszli do idei Studia. Żeby je emitować o stałej porze (godz.11.10), złamana została najświętsza w każdej rozgłośni rzecz – ramówka. Nie dość tego! Nikt nie ma za złe prowadzącej program, że wbrew radiowym zasadom, bez przerywników, wstawek muzycznych, na falach eteru toczy się TYLKO, prawie półgodzinna rozmowa z zaproszonymi gośćmi. Ewenement! Ale i chapeu bas! przed szefami radia.

I nie ważne, że na temat teatru rozmawia się pomiędzy horoskopem i krzyżówką (tak było), bo takie są niestety skutki homogenizacji obowiązującej w kulturze masowej. Ważne, że impreza naprawdę godna najszerszego propagowania, impreza jakiej Lublin nie miał od lat i za jaką szczerze tęsknił, ma swoje nagłośnienie. Że przekona się do niej opornych czy niezorientowanych a zainteresowani nią znajdą w gazetach, w telewizji, w radiu, dopełnienie swych festiwalowych wrażeń – komentarze, zapowiedzi, dyskusje, recenzje.

Ja osobiście, we wczorajszym Studiu Festiwalowym Radia L. usłyszałem, że co nieco różnimy się w opiniach na temat spektaklu Teatru TmuNa („Martwe goziny”) z samym redaktorem naczelnym miesięcznika Teatr Januszem Majcherkiem. Dowiedziałem się o tym natychmiast, na drugi dzień po obejrzeniu przedstawienia, a przecież za miesiąc (z kawałkiem, albo jeszcze dłużej, znając cykle produkcyjne takich wydawnictw) mógłbym zapomnieć sprawdzić to na łamach Teatru, albo zwyczajnie mogłoby przestać mnie to obchodzić. Tak zaiskrzenie nastąpiło od razu, na gorąco, i albo mnie albo jemu (jeśli przeczytał recenzję w – równie, jak się okazuje, szybkim – Kurierze Festiwalowym) da to do myślenia.

Komunał: dobre są takie wielkie ruszenia. Zaiste poruszają.

Andrzej Molik

Wielkie ruszenie

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: