Wkrótce prof.

Andrzej Molik (mafister)

Tytuł magister od młodości kojarzył mi się z apteką, bo jak mnie matczysko wysłali tam z receptą, to wciąż słyszałem pokorno-lizusowskie słowa współstaczy: – Pani magister, a to. Pani magister, a tamto. Kiedy więc znalazłem się na studiach i okazało się, że tak należy się zwracać do szeregowych naukowców prowadzących jakieś ćwiczenia czy pro-pro-proseminaria, otrzymałem pierwszą lekcję z tytułomanii. I przekonałem się jak ważny są trzy literki mgr dla ludzi wspinających się po drabinie stopni naukowych, startujących do ataku na jeden z najstarszych – obok stopni wojskowych i tytułów szlacheckich – układów hierarchicznych na tym padole łez.

Dużo później przekonałem się też, że czarodziejskie mgr ważne jest dla wielu próżnogłowych poza sferami naukowymi. Co ciekawsze, w nosie potrafił mieć ten tytuł adresat, a do obowiązku użycia go poczuwał się nadawca. Sam otrzymywałem mnóstwo korespondencji, gdzie obok skrótu red. widniało nieszczęsne mgr. Mnie to bawiło (wolę maf.-mafister-mafioso), nie wiem natomiast jak reagowali na to inni, którzy magisterium nigdy nie zrobili. Jeden z mych szefów wywodzący ze starej szkoły dziennikarskiej, gdzie jeszcze wyższego wykaształcenia przy wstępowaniu do tego zawodu nie wymagano (te czasy powracają, przekonuję się o tym na konferencjach prasowych), na co drugim liście znajdował ów tytuł. Wyglądało to kuriozalnie: z-ca red. nacz. mgr …

Magister magistrem, a co mówić o profesorach! Pewien znajomy artysta, na którego spadła z nieba taka nominacja bez drogi pośredniej, wyraźnie zaznaczył koledze krytykowi, że w swych recenzjach powinien używać przed jego nazwiskiem dodatku prof. Kolega, walcząc z korektą, złośliwie to czynił, wprawiając w rozbawienie nie tylko innych artystów z tego teatru. Na uczelni takie kpiny oczywiście nie wchodzą w rachubę. Zobaczcie program jakiejś konferencji naukowej, a przekonacie się jak skrupulatnie, z każdym szczegółem wymieniane są tytuły. Bo każdy doktor nosi w plecaku buławę marszałkowską i najchętniej dodawałby formułkę: prof. in spe. Lub bardziej po naszemu: wkrótce profesor

Ale nie musi. Doniesiono mi, że na UMCS, przynajmniej na Wydziałe Humanistycznym, załatwiono to zarządzeniem. Żacy rozpoczynajcy dopiero studia (strszolatki widać mają to już w mózgu wykarbowane) dowiedzieli się, że do każdego doktora habilitowanego mają obowiązek mówić: Panie Profesorze. Chyba najlepiej właśnie tak – z dużych liter?

Kategorie: /

Rok: