Z cyklu: Walka karnawału z postem – 9

Powie ktoś, iż czepiłem się tego tematu jak rzep psiego ogona. I będzie miał rację! Chociaż tym razem rzecz w nowym impulsie. W tym, że podczas mego przymusowego zatrzymania blogowej aktywności objawił się wreszcie tematu nowy element. Jakakolwiek reakcja na dwuodcinkowy serial w ramach cyklu o walce mentalnych, religijnych i obyczajowych przeciwieństw, tak genialnie zobrazowanej przez Pietera Bruegela i wyśpiewanej w komentującym arcydzieło songu Jacka Kaczmarskiego (używał tytułu wzmocnionego i w inwersji: Wojna postu z karnawałem, a refren brzmiał Oszalało miasto całe,/ Nie wie starzec ni wyrostek/ Czy to post jest karnawałem,/ Czy karnawał – postem!). Wpisów z 23 września’2010, a więc dokładnie sprzed roku i z 27 lipca br. (odpowiednio numery 6 i 8).

Nie będę ponownie wyważał dwukrotnie już wyważonych drzwi i – epatując autocytatami – przypominał, o co chodzi. Zainteresowanych odsyłam w głąb zasobów blogu, gdzie odcinki bez trudu można odnaleźć. Nowość zaś polega na tym, że w opisywanej gablocie pozostało wprawdzie nieaktualne już od dawna (przypomnę, powstałe w maju’2010, gdy nasz kraj nawiedziły straszne powodzie) zdjęcie starego boiska na skarpie osiedla, nad ogródkami i łąkami doliny Bystrzycy, ale – oprócz autora fotki, bodaj p. Krawczaka – pojawił się pod nim podpis. Czytamy na nim: BOISKO SPORTOWE BUDOWANE I KONSERWOWANE PRZEZ URZĄD MIASTA LUBLIN.

Taaak! Od początku uważałem, że ta szczególna gablota jest wizualnym protest songiem. W lipcu ubolewałem, że rzecznicy postu, kreatorzy katolickiego koszmarka w postaci kapliczki pod wieżowcem przy Daszyńskiego 17 „nigdy nie zajrzeli za plecy (czyli na front) ograniczających od zachodu nawiedzony teren gablot i nie zastanowili się, ile strasznej prawdy zawarte jest w treści jednej z nich – tej o sporcie w os. 40-lecia”. Jeśli moje uparte pisanie doprowadziło autora(ów?) do refleksji, że przesłanie protestu było dla maluczkich, dla urzędasów i spółdzielców nieczytelne i postanowił(li?) wyraźnie wskazać adresata, tego winowajcę popadłej w inercję sytuacji, poczytuję to sobie jako sukces. Bardzo jeszcze mikry, nawet nie połowiczny, bowiem dotarcie do sumień tych, którzy mogą zdecydować o konkretnych działaniach jest – jak uczył pan Franz Kafka – zajęciem beznadziejnym, przypominającym jako żywo – że przywołam innego klasyka – walkę inną, z wiatrakami. Ale też o cechach światełka w tunelu i kropli wody drżącej skały!

Szczerze życzę toczącym tę batalię o karnawał dla dzieci i młodzieży (także osób dorosłych, uprawiających sport) w sztandarowym osiedlu RSM Motor, jakiegoś oddźwięku na ich starania. Także w zmilczanej kwestii oświetlenia pięknych terenów rekreacyjnych w pobliskim wąwozie, nad którymi tkwią od wielu lat nigdy niewłączone latarnie, efekt braku płatniczego dogadania pomiędzy Motorem, Spółdzielcą (gospodarz drugiej strony wąwozu) i UM Lublin. Powodzenia!

Kategorie: /

Tagi: