Zmarł Zbigniew Herbert

Wczoraj nad ranem zmarł Zbigniew Herbert. Odszedł jeden z gigantów polskiej poezji, literatury. Ale nie tylko. Odszedł człowiek, który był wyrocznią i ostoją moralną dla powojennych pokoleń wychowanych w PRL. Dopiero za jakiś czas – sądzę – dotrze do nas, jak wielką, dla polskiej kultury i Polski w ogóle, był postacią.

Można by w tym miejscu przytoczyć biogram urodzonego w 1924 roku poety, przypomnieć takie chociażby słynne jego zbiory, jak Struna światła, Studium przedmiotu, Pan Cogito, Raport z oblężonego miasta, Rovigo czy dramat Jaskinia filozofów wystawiany przez studentów KUL wtedy, gdy nikt inny tego nie chciał czynić. Można by… Ale każdy ma prawo zapamiętać artystę z czegoś, co go w jego twórczości szczególnie dotknęło, zuroczyło. Redaktor niniejszej kolumny kulturalnej przyzna się, ze taki ogromny sentyment czuje do książki, która w spusciźnie Herberta może byc traktowana marginalnie – do zbioru cudownych esejów Barbarzyńca w ogrodzie. To z niej uczyłem się oglądania i rozumienia sztuki zyskując przy lekturze więcej niż z uczonych dyskursów. Herbert oglądając dzieła sztuki nie przestawał być poetą. O Madonnie z obrazu Piero della Franceski pisał – a nikt z taką pasją o Piero nie pisał tak jak On – że „palą się kruche świece jej pięknych rąk”. A w ostatnim zdaniu książki, o powrocie z Valois: „Znowu jestem w ruchu. Śpieszę do śmierci”.

To w słowie od autora do Barbarzyńcy w ogrodzie, sam Herbert napisał, że gdyby miał wybrać motto dla całej książki, przepisałby takie zdanie Malraux: „Tegoż wieczoru, kiedy Rembrant jeszcze rysuje – wszystkie sławne Cienie i cienie rysowników jaskiniowych śledzą spojrzeniem wahającą się dłoń, która przygotuje im nowe trwanie poza śmierć lub nowy ich sen”.

Całym swym dziełem Zbigniew Herbert przygotował nam swoje trwanie poza śmierć. Na zawsze pozostanie wśród nas.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: