Zobaczyć świat inaczej

Wczoraj, 25 listopada nastąpił początek ostatniego aktu pożegnania z Galerią Starą BWA zajmującą przez lata II piętro Biblioteki Łopacińskiego przy Narutowicza. Akt smutny, bo po jego wybrzmieniu te tak ważne dla wszystkich miłujących sztukę miejsce zniknie z mapy Lublina, ale i akt doniosły, bardzo mocny końcowy akcent. Odbył się tam bowiem wernisaż drugiej części programowej wystawy Biura Wystaw Artystycznych ”Labirynt”, ukazującej tendencje ukształtowane w słynnej jego galerii pod tą nazwą na przełomie lat 60. i 70. Wśród prezentujących swe dzieła, obok takich potęg plastyki współczesnej, jak Getulio Alviani, Jan Berdyszak, Jurgan Blum-Kwiatkowski, Meta Koppler czy Mikołaj Smoczyński nie mogło zabraknąć zamieszkałego od 32 lat w Nowym Jorku lublinianina Tadeusza Mysłowskiego. Tak się pięknie złożyło, że Andrzej Mroczek, komisarz wystawy, twórca Labiryntu i przez te wszystkie lata dyrektor BWA zadbał o to, żeby symboliczne zagościł na niej też ten, który rozwijał obecną tu w odwołaniach tradycję konstruktywizmu – Henryk Stażewski, co zostało podkreślone wielkimi literami. Mysłowski, oprócz tego, że pokazuje w Galerii Starej zrealizowany z Jac Avilą Vermeerem (siódme pokolenie rodu wielkiego malarza niderlandzkiego) film animowany ”CrossOver”, prezentuje też ”Krzesło dla Henryka (Stażewskiego)”.

W nowojorskiej pracowni

Ten, kto nigdy nie był w Nowym Jorku i nie gościł w pracowni urodzonego w Piotrkowie pod Lublinem artysty, musi zawierzyć w relacje tych, którzy mieli te szczęście. Należy do nich krytyk sztuki Szymon Bojko. Ongiś pisał on, że ze ściany spoglądają głowy – fotografie twórców, nazywanych przez Tadeusza jego artystyczną rodziną z wyboru. To m.in. Mondrian, Malewicz, Kobro, Strzemiński, Newman, Moholy-Nagy, Naguchi, poeta Julian Przyboś. ”Są oni dla tego miejsca wzorcami wytrwałości w dążeniu do spełnienia artystycznych celów. Trwają i przesyłają gospadarzowi swoje znaki, jak na przykład wyciągnięty język Einsteina z arcymądrym cytatem”. Dla kogoś niezorientowanego w historii sztuki XX i XXI w. nazwiska te  – oprócz rzecz jasna geniusza nauki Einsteina – mogą nic nie mówić, ale musi uwierzyć, że to tej sztuki potęgi. Będą tu nam powracać jak mantra. Bo i Bojko przy jakieś następnej wizycie zobaczył jak Mysłowski tworzy kolejny projekt Krzesła dla pionierów europejskiego modernizmu. Powstały Krzesłotrony – hołd dla jego przewodników artystycznych. Były to osobowości, których twórczość da się zdefiniować znakiem. Te znaki to neologizmy wymyślone przez Mysłowskiego, słowa – ekstrakty, w których zawiera się cała twórczość danego mistrza: Kobro i Strzemiński – negatopozytyw, Malewicz – kwadratokubik, Mondrian – belkowooggie, Stażewski – modułokwadrat. Sam Mysłowski nazywa Stażewskiego ostatnim konstruktywistą, symbolem i messendżerem (przenoszącym idee) polskiego modernizmu, jedynym mistykiem w rodzimym wydaniu i jest dumny, że odbył rytuał namaszczenia na artystę goszcząc w jego pracowni na Ścianie Wschodniej w Warszawie. Tade, jak bywa nazywany, pięknie napisał o tym w katalogu do labiryntowej wystawy w Galerii Starej.

Sukces tuż przed przyjazdem

Mysłowski gościł do minionej soboty w Lublinie, ale nie był obecny na wystawie w BWA, bo wrócił do Nowego Jorku, który ukochał na równi z miastem, w którym stawiał pierwsze artystyczne kroki kończąc Liceum Plastyczne mieszczące się wówczas w Bramie Grodzkiej. Wylatywał do amerykańskiej metropolii powtarzając, że za każdym wyjazdem-powrotem do Nowego Jorku i Lublina w tych miastach na nowo dowiaduje się kim jest. Ten, jak dotychczas ostatni przyjazd na Grodzką, gdzie w Szerokiej 28 od lat wiszą jego obrazy reprezentujące – jak mówi – rysopisanie, na Narutowicza, gdzie labiryntowa wystawa, na Ewangelicką, gdzie w Odessie Dariusz Baran, można rzec, że mecenas sztuki Tadeusza, stworzył salę jego imienia pełną rysopisań najnowszych, wykonanych ”tematycznie” dla tej restauracji, poprzedzony został ogromnym sukcesem. Jednym z największych wydarzeń cyklu prezentacji Nova Polska była we Francji wystawa ”Polska awangarda w przeszłości i obecnie” wyprodukowana przez Muzeum Sztuki w Łodzi, a prezentowana w Centrum Sztuki Konkretnej w Chateau de Mouans-Sartoux. I cóż się stało na Lazurowym Wybrazeżu? Na jednej ekspozycji Mysłowaki spotkał się ze swoimi ”przewodnikami artystycznymi”, Kobro, Przybosiem, Stażewskim i Strzemińskim, z których osiągnęciami poznał się w tymże Muzeum Sztuki mieszkając w latach 1963-66 równocześnie w Krakowie i Łodzi (przy okazji powiedzmy, że ze sztuką Malewicza, zagadnieniami suprematyzmu i konstruktywizmu spotkał się w Instytucie Sztuki w Kijowie, gdzie jako student trafił w 1967 w ramach wymiany kulturalnej). Oprócz nich i Mysłowskiego na ”konkretnej” wystawie znaleźli się jedynie Hiller, Peiper, Dróżdż, Fliciński i Opałka. Pewien polsko-francuski artysta zamieszkały w pobliżu, który w swej książce wspomnieniowej nie pozostawił suchej nitki na sztuce i osobach Mysłowskiego i Romana Opałki, odwiedzając wystawę nie potrafił ukryć zazdrości, że to nie on trafił do tego szacownego grona, bo wystawa miała recenzje rewelacyjne.

Różne drogi poszukiwań

Lublinianin-nowojorczyk we francuskim zamku wystawiał portfolio ”W kierunku geometrii organicznej” składające się z 170 części, tworzących w sumie rodzaj abstrakcyjnego zapisu w nieznanym języku lub swoistej partytury muzycznej. Pokazał też film ”CrossOver” nakręcony z potomkiem Vermeera, partyturę wizualną dla Zygmunta Krauze ”_baczyć_uzykę” i ”_łyszeć_braz” oraz konstrukcję muzyczną skomponowaną przez Zbigniewa Bargielskiego, wiedeńskiego kompozytora polskiego pochodzenia, tego samego, z którym stworzył w Muzeum na Majdanku stałą instalację environment ”Shrine”. Równolegle do 6 listopada w Taller Boricula Gallery przy 1680 Lexington Ave. na Manhattanie czynna była druga wystawa  Mysłowskiego ”Towards Organic Geometry”. Jak pisał Czesław Karkowski w nowojorskim Nowym Dzienniku, dzieło to bierze początek od zdjęcia Manhattanu z lotu ptaka i od tej lotnej perspektywy zaczynają się intelektualne i twórcze dociekania Mysłowskiego na temat współczesnego metropolis. ”Od przyjazdu do Nowego Jorku zafascynowany wielowarstwową strukturą tego miasta, Mysłowski zadaje pytanie: czym jest Manhattan? Czym jest wielkie współczesne miasto z jego kratownicą ulic i przestrzenią wypełnioną wysokimi budynkami, ruchem, ludźmi? Czym więc jest w ogóle współczesna cywilizacja, której najwyższym wykwitem jest właśnie miasto, a jego najwyższym wcieleniem – Nowy Jork?”. Krytyk słusznie zauważa, że niewątpliwie pobrzmiewają w tym dawne zainteresowania wszystkich konstruktywistów, streszczone w sloganie „miasto-masa-maszyna”. Wszystkie prace artysty wywodzą się z tradycji wschodnioeuropejskiej sztuki abstrakcyjnej, do których w USA dołączyła się fascynacja minimalizmem. Z tych źródeł wypływają i inne poszukiwania Mysłowskiego. Tak było gdy tworzył dziś niechętnie przezeń wspominany projekt kolumny na Placu Po Farze. Tak będzie, gdy z lubelskim architektem Bolesławem Stelmachem zrealizuje  ”Krzesło dla Mondriana”, a z Marią Balewejder-Kantor ”Krzesło dla Szpakowskiego” na przyszłoroczną wystawę w łódzkim Muzeum Sztuki, a dla Zygmunta Krauze dokończy partytyture wizualną (przyleci z nią do Polski w marcu). Więcej! Tak było nawet wtedy, gdy zniszczył w Muzeum Mondriana porfolio czy  we Francji dwie swoje książki, jako protest – reakcja przeciw temu co się stało i złożył hołd tragedii 11 września, by stworzyć coś nowego przez akt destrukcji. Tak było też z ”CrossOver”, żałobnym przypomnieniem tego, co bezpowrotnie zostało stracone tego wrześniowego dnia. Bezpowrotnie, ale i Tadeusz Mysłowski ufa w możliwość odrodzenia tego miejsca. Ma przy tym piękne twierdzenie. Mówi: – Sztuka nie może zmienić świata, ale na pewno może pomóc go inaczej zobaczyć. ANDRZEJ MOLIK Foto. Mikołaj Majda i archiwum artysty   

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: